Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Medea opuszczona

Mająca senegalskie korzenie francuska reżyserka Alice Diop, znana przede wszystkim z realizacji dokumentów, w swoim fabularnym debiucie bierze na warsztat grecki mit Medei dzieciobójczyni. Już w punkcie wyjścia zawiesza jednak ocenę moralną, by zagłębić się w rozważania z pogranicza socjologii i filozofii.

Czarnoskóra dziewczyna w żółtej bluzce siedzi na rozprawie sądowej. Dookoła niej ludzie. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Znana pisarka i krytyczka Rama, która jest blisko finalizacji kolejnej książki, uczestniczy w procesie senegalskiej imigrantki Laurence Coly, oskarżonej o zamordowanie swego 15-miesięcznego dziecka. Ta przyznaje się do zarzucanego jej czynu, ale... nie do winy. Na pytanie sędzi, dlaczego to zrobiła, odpowiada, że nie wie, ale ma nadzieję dowiedzieć się tego podczas procesu. Zagubiona i wyobcowana we francuskim społeczeństwie, odwołuje się do kultury swoich przodków, jednak jej argumentacja wchodząca w konflikt z tradycyjnymi europejskimi wartościami zostaje całkowicie zmiażdżona przez prokuratora. Tymczasem przysłuchująca się wszystkiemu Rama, również mająca senegalskie korzenie, zdaje się dostrzegać dramat matki nieprzygotowanej do macierzyństwa, kobiety wyalienowanej, odrzucanej zarówno przez francuskie społeczeństwo (ze względu na obce pochodzenie), jak i przez rodzimą kulturę (z powodu nasiąknięcia europejskością).

Film rozpoczyna się wykładem Ramy o twórczości Marguerite Duras, scenarzystki nowofalowego arcydzieła Hiroszima, moja miłość Alaina Resnais'go, co jest swego rodzaju podsunięciem narzędzia interpretacyjnego - Diop wykorzystuje siłę narracji, by odnaleźć w jednostkowym doświadczeniu, w tym wypadku w doprowadzeniu do śmierci własnego dziecka, ukryte mechanizmy. Tak jak Resnais nie widział możliwości uchwycenia za pomocą dokumentalnych środków wyrazu tragedii osób naznaczonych wybuchem bomby atomowej, tak francuska reżyserka zdaje się twierdzić, że normy prawne i moralne nie są wystarczające do tego, by w pełni zrozumieć akt dzieciobójstwa. Umiejętnie odkrywa kolejne konteksty - pozory rasowej tolerancji, ksenofobię, opresyjność zachodniej kultury, ekonomiczne wykluczenie, wynikający z tego wszystkiego kryzys tożsamości i emocjonalne zagubienie.

Saint Omer to kino powolne, pełne nieruchomych ujęć skupionych na twarzach przemawiających w sądzie bohaterów i bohaterek, swoją statycznością wystawiające na próbę cierpliwość widza. Z pozoru tylko przypominające dramat sądowy. Celem odbywających się w sali rozmów nie jest bowiem ustalenie winy, lecz mnożenie prowokujących pytań. Zadając je, Diop konsekwentnie obnaża hipokryzję społeczeństwa gloryfikującego macierzyństwo, odbrązawia figurę matki. Część tego, co udało jej się osiągnąć, zaprzepaszcza jednak w monologu podsumowującym - tamże przytacza kolejny grecki mit, ale uzasadnianie go odkryciami z zakresu biologii wypada nieprzekonująco, jest zbyt groteskowe. W konsekwencji można odnieść wrażenie - niejako wbrew intencji reżyserki - że siła narracji ma swoje granice, a zawieszone na początku pytanie o moralną odpowiedzialność powraca ze zdwojoną siłą.

Adam Horowski

  • Saint Omer
  • reż. Alice Diop

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023