Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

ALE KINO. Fałszywa otoczka

Wiele oczekiwałem po "Mój dziadek jest kosmitą", a bardzo się zawiodłem! Ten koprodukcyjniak, w którym partycypowało aż siedem krajów europejskich, okazał się przykładem tego, jak nie powinno się dziś robić filmów dla dzieci w wieku 10+.

. - grafika artykułu
fot. materiały festiwalu Ale Kino!

A przecież reżyserowała dwójka profesjonalistów z Chorwacji, którzy mają duże doświadczenie w realizacji filmów dla młodego widza, siedząc w zawodzie jeszcze od lat 90.! Dražen Žarković ma na swoim koncie tak kasowy hit, jak "Tajemniczy chłopiec". Z kolei Marina Andree Škop założyła w Zagrzebiu studio Dim, a także pracowała przy dwóch serialach dla młodych. Nie mogłem się doczekać, aż zapoznam się, jak w praktyce sprawdza się ich chorwacki know-how w produkcjach dla młodej widowni.

Początek, w którym pojazd kosmiczny niszczy dom zwykłej chorwackiej rodziny, tym samym zabijając jej członków i rozrzucając po ziemi ich ciała pokryte niebieskim, lekko fluorescencyjnym pyłem, był dziwny, acz wizualnie ciekawy. Jedyny atut gwarantują krzykliwe, ostentacyjnie staromodne zdjęcia Svena Pepeonika, estetycznie wciąż tkwiącego w kinie lat 90., gdy zaczął pracować jako operator. Wkrótce potem następuje seria zdarzeń, których charakter potrafi zdziwić, a nawet zniesmaczyć. Poznajemy wnuczkę zmarłego wówczas dziadka - niesforną Unę - i z minuty na minutę seansu pytamy siebie "czy naprawdę w roku 2019 pokazywanie takich rzeczy jest na miejscu?".

"Mój dziadek..." jest rzemieślniczo poprawną adaptacją złego scenariusza Pavlica Bajsic i Ireny Krcelic na podstawie opowieści Branko Ruzica. Główni bohaterowie to dziadek-dziwak, który odsunął się (został odsunięty?) od swej rodziny i relegowany do piwnicy, gdzie tworzy nieistniejące wynalazki. Najnowszym jest magiczny silnik napędzany... gazami wydalanymi przez ludzi. Outsiderka Una, w szkole wykluczona jako dziwaczka, a w domu zdominowana przez agresywnych starszych braci, pozbawiona troski rozkojarzonej, zapracowanej matki, jedyną uwagę znajduje w dziadku, wymyślającym idiotyczne, niedziałające maszyny. "Ekologiczny" silnik na "bąki" jest podstawą niewyszukanego humoru w filmie. Mam wrażenie, że sięganie po tak marny typ humoru świadczy o słabości i niedostatku wyobraźni u twórców, a także ich braku szacunku względem widza. Film wizualnie nawet chce uchodzić za kino z ambicjami. Ale to tylko fałszywa otoczka.

Scenarzyści "Dziadka..." wtłaczają bohaterkę w niezwykle trudne sytuacje. Ich skala podpowiada, że w pierwowzorze Ruzic nie mógł się chyba zdecydować, o czym chce mówić. W szkole Una jest ofiarą znęcania się. Jedna z uczennic tworzy animowany filmik, w którym szydzi z relacji między dziewczynką a dziadkiem - i straszy bohaterkę, że zamieści go w internecie. Z kolei bracia ewidentnie gardzą młodszą siostrą - jest ona dla nich obiektem niesmacznych żartów. Ojciec pracujący jako pilot to z kolei metafora wiecznie nieobecnego "niebieskiego ptaka". Z kolei matka poważniej próbuje rozmawiać z córką w możliwie najgorzej wybranych momentach. Gdy po podwiezieniu pod szkołę zadaje jej pytania o rówieśnice, dziewczynka jest speszona i nie ma odwagi przyznać, że jest ofiarą znęcających się nad nią dzieci.

W tym miejscu w filmie ma miejsce dość dziwny zwrot. W akcji fabularnej dziadek-kosmita zostaje porwany przez potwory, a Una rusza za nim na ratunek. Pochodzenie dziadka i inne sprawy tłumaczy jej mały robot, "międzygwiezdny pilot KD ZTX DP-11". W wyobraźni dziewczynki (i w fabule filmu) podróż ma ocalić również i matkę. Tarapaty, które stają się udziałem Uny, zaczyna rozwiązywać za pomocą przemocy. Bije zarówno swoją "ciemiężycielkę", jak i wyrostka z agresywnej grupy nieletnich, bawiących się jej kosztem. W finale dziewczynka tłucze też jednego z nieokrzesanych, złośliwych braci. Rozwiązania tych poszczególnych konfliktów podpowiadają widowni, że właśnie przemoc jest środkiem zaradczym na wszelkie problemy. Skoro w tym filmie rodzice i tak Unie nie pomogą, a rówieśnicy i starsze dzieci są okrutne - to trzeba być po prostu jeszcze twardszym, brutalniejszym od nich, prawda?... Czy znajdzie się dziś edukator uczący dzieci, że bicie rówieśników jest sposobem na rozwiązywanie problemów i konfliktów? Nie sądzę.

Podejrzewałem, że "Mój dziadek jest kosmitą" będzie ciekawą wariacją na temat "Moja macocha jest kosmitką" i tym podobnych opowieści, przepisanych na kino młodego widza. Niestety się przeliczyłem. Miałem nadzieję też, że publiczność będzie mogła przemyśleć relację z rodziną i dziadkami - nabrać dystansu i postawić wiele pytań, z pomocą których inaczej spojrzy na najbliższych. Fabule brak jednak potencjału do refleksji. Nie ma w niej też drugiego dna przeznaczonego dla dorosłego widza, dlatego określenie filmu jako familijnego jest zdecydowanie nieuzasadnione.

Marek S. Bochniarz

  • "Mój dziadek jest kosmitą"
  • reż. Marina Andree Škop i Dražen Žarković
  • Multikino 51
  • 1.12
  • kolejny seans: 3.12, g. 9.30

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019