Biografia Tomasza Stańki to historia o konsekwencji i wierności samemu sobie. O artystycznej wytrwałości, która po wielu latach budowania wizerunku zostaje nagrodzona sukcesem, uznaniem i popularnością. To historia o twórcy, który ze swą pasją do free jazzu był przez wielu nierozumiany, a który teraz triumfalnie niesie swą muzykę - przyznajmy, nieco odmienioną formalnie - i oczekiwany jest w prestiżowych salach przez tłumnie zgromadzoną publiczność. Tak właśnie, jak miało to miejsce w sobotni wieczór w Poznaniu.
Marzyć...
Kiedy Tomasz Stańko zaczynał swą karierę, nieco ponad pół wieku temu, w zgrzebnych realiach PRL-u, mógł ledwie marzyć o międzynarodowej perspektywie dla swojej twórczości. Dziś, od lat jest mieszkańcem Nowego Jorku, które to miasto w znaczącej mierze wpływa na jego artystyczną wyobraźnię i charakter twórczości. Dziś witany jest jak autentyczna gwiazda, a przybywa do nas na czele autorskiego, nowojorskiego właśnie kwartetu, współtworzonego przez artystów o coraz mocniejszych w świecie nazwiskach.
Melancholia
Szczególne uznanie przyniosły mu artystyczne osiągnięcia z ostatnich lat i to do nich, do proponowanej w tym czasie przez siebie estetyki odwoływał się podczas sobotniego koncertu. Zgodnie z zapowiedzią był on bowiem syntezą nowego materiału i odniesień do wcześniejszych płyt. Na krążkach z ostatnich lat, tak udanych, tak świetnych jak Dark Eyes, Wisława czy Polin, trębacz z wielkim powodzeniem kreuje wyrafinowaną i wysmakowaną, bardziej liryczną optykę swej muzyki. Taką, w której mieszczą się subtelna melancholia i echa, powidoki dawnej chropowatości. Spokój, doświadczenie starego mistrza łączy się tu z pasją poznawania nowych przestrzeni. Wszystko w raczej niespiesznych tempach i z nie kontrowersyjnymi środkami wyrazu. Bo też owa perspektywa dojrzałego mistrza skłania do bardziej refleksyjnego, zdystansowanego spojrzenia, do opowiadania swej muzyki nieco jaśniejszymi, za to mniej pstrokatymi barwami. Czy to źle? Absolutnie nie! Z pewną dozą aforystycznego uproszczenia powiedzieć można, że Stańko w swej muzyce ostudził emocje - i skwapliwie przyjął rolę klasyka. I obyśmy mieli takich klasyków jak najwięcej!
Wartość
Pozycja, jaką artysta zajmuje dziś na międzynarodowej scenie jazzowej, pozwala mu na artystyczny komfort. Może zatrudnić, zaprosić do wykonywania swojej muzyki takich instrumentalistów, którzy nie tylko będą w stanie w lot złapać jego twórcze intencje, ale będą potrafili dodać tejże muzyce nieco barw i charakteru od siebie. To też było doskonale widać i słychać w Poznaniu. Artyści grający w jego nowojorskim kwartecie stanowią z całą pewnością wartość dodaną, wzbogacają jego przekaz.
Kwartet
A był to, co warto podkreślić, jeden z pierwszych koncertów formacji w tym składzie - pojawił się w niej bowiem niedawno nowy kontrabasista, Reuben Rogers - momentami sprawiał wrażenie nieco wycofanego, być może jeszcze chwilami szuka swego miejsca w tym dźwiękowym kalejdoskopie. Choć dodajmy też, że gra pięknym tonem i potrafi wpisać się w brzmienie zespołu. Dwaj pozostali instrumentaliści współpracują z liderem od czasów płyty Wisława. Widać, że rozumieją się z nim świetnie - Stańko daje im sporo miejsca i przestrzeni do pokazywania swej indywidualności oraz umiejętności improwizatorskich, a oni potrafią tę szanse doskonale wykorzystać. Uwaga ta dotyczy szczególnie pianisty Davida Virellesa. Momentami jest bardzo zdyscyplinowany oraz oszczędny, kiedy jednak znajdzie się czas i miejsce, potrafi rozpędzić się w ekstatycznej solówce. Kubański pianista ma chyba przed sobą piękna karierę. Świetne wrażeni robił też perkusista Gerard Cleaver. Muzyk, który współpracował już z takimi osobowościami jak Roscoe Mitchell, William Parker, Matthew Shipp doskonale wie, że techniczna perfekcja to zaledwie podstawa rzemiosła w jego fachu. W swych partiach solowych nie stawia więc na oszałamiające wirtuozerskie popisy, ale na szukanie odpowiedniej barwy, odpowiedniego pulsu, nastroju.
Całość spajał swą wizją Stańko. Czujnie, w natchnieniu proponował kolejne tematy, a potem czasami pozostawiał je kolegom, cały czas jednak przypatrując się i przysłuchując w jaką stronę prowadzą jego artystyczne natchnienia. I cóż, nawet jeśli może nie był to koncert, który koniecznie trzeba było dwukrotnie nagradzać owacją na stojąco, to przyznajmy, że całą swą postawą twórczą Stańko na takie oklaski zasłużył.
Tomasz Janas
- Tomasz Stańko New York Quartet
- 9.05
- Aula UAM