PROSTO Z EKRANU. Dwóch martwych mężów i ona też martwa

Co byś zrobił, gdybyś po jesieni życia nagle znalazł się w swoim młodszym ciele, w najlepszym dla siebie wieku, i mógł wybrać dla siebie idealny świat? Czy znalazłaby się w nim twoja druga połówka, z którą przeżyłeś wcześniejsze życie? A może wolałbyś raczej młodzieńczą miłość, która zakończyła się przedwcześnie i nie miała szansy rozkwitnąć? Właśnie przed takimi dylematami stoją bohaterowie komedii romantycznej "Eternity. Wybieram ciebie".

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Powoli zbliżający się do setki Larry martwi się o swoją żonę Joan, która ma raka w zaawansowanym stadium. Pech chce, że na skutek wypadku umiera jeszcze przed nią, po czym trafia do miejsca, które można by nazwać czyśćcem. Tam ma tydzień na wybranie świata, w którym spędzi wieczność - haczyk jest taki, że wybór jest ostateczny, a w przypadku próby ucieczki z niego ląduje się w pustce. Przekonany, że ukochana dołączy do niego, Larry wybiera swój wymarzony świat plaż. Jednak zanim do niego trafi, pojawia się Joan. A chwilę potem także jej pierwszy mąż, Luke, który zginął podczas wojny i czekał na nią w czyśćcu 67 lat, pracując jako barman. Joan może spędzić wieczność tylko z jednym z nich. Którego wybierze?

Wybór między Lukiem i Larrym to klasyczny wybór między tym romantycznym a tym zabawnym. Luke, grany przez przymierzanego ostatnio do roli nowego Bonda Calluma Turnera, to wysoki, pewny siebie, postawny facet, który, jak się wydaje, spędził 67 lat na wymyślaniu najbardziej romantycznych tekstów miłosnych, o jakich świat pozagrobowy słyszał. Zresztą już samo to, że czekał prawie siedem dekad, robi wrażenie. Na każdym kroku jest podkreślane, nie wiedzieć dlaczego, że jest tym przystojniejszym (może to ta wydatna, superbohaterska szczęka?). Natomiast Larry, w którego wciela się znany z "Whiplash" Miles Teller, to poczciwiec, który lubi sobie ponarzekać, ale i pożartować, poza tym często przydarzają mu się rzeczy - nieraz żenujące, czasem zabawne. Joan (świetna Elizabeth Olsen) to z kolei kobieta, która zdecydowanie nie lubi dokonywać wyborów. A ten jest zdecydowanie najtrudniejszy w całym jej życiu i życiu po życiu.

Sam świat pozagrobowy bywał przedstawiany ciekawiej choćby w "Soku z żuka" Tima Burtona czy w znakomitej powieści "Siedem księżyców Maalego Almeidy" Shehana Karunatilaki. W "Eternity" przypomina zatłoczony dworzec połączony z hotelem, w którym pomieszkują osoby oczekujące na odjazd do swojego wymarzonego miejsca. A tych jest bez liku - można wybrać na przykład świat muzeów, świat gór, świat średniowiecza, świat Niemiec lat trzydziestych, ale bez nazistów, świat bez mężczyzn (podobno przepełniony), świat kapitalizmu, świat wina czy świat wędkarstwa. Świeżo zmarłym pomagają w wyborze konsultanci ds. życia pozagrobowego. Nie wiadomo, dla kogo pracują, nie wiadomo, kto i po co tworzy foldery i reklamy telewizyjne wszystkich zaświatów, można jednak odnieść wrażenie, że panuje tu rynkowa konkurencja. Zdecydowanie brakuje mi w tym względzie kilku dopowiedzeń, ale może się czepiam, wszak tu o miłość przecież chodzi.

A ta pulsuje w rytmie bicia trzech serc będących na skraju pęknięcia - wszak któryś z mężów będzie musiał spędzić wieczność bez swojej ukochanej, a i ta, która wybiera, nie skacze przecież z zachwytu, mając świadomość, że musi odrzucić jedną ze swoich dwóch wielkich miłości. Na szczęście dynamika relacji została precyzyjnie poprowadzona i nie chodzi o to, kto wygra w grze o miłość, ale o to, by konfrontować ze sobą swoje uczucia, wyobrażenia na temat przyszłości, idealnego domu czy choćby spędzania wspólnie czasu. By na końcu kochankowie mogli żyć wiecznie i możliwie szczęśliwie.

Chociaż konstrukcja świata pozagrobowego wymagałaby kilku objaśnień, to dekoracje czy kostiumy zasługują na duże uznanie (moje serce skradły zasłonki hotelowe, które mają imitować dzień i noc, by przybysze czuli się swojsko). Sam pomysł, by umiejscowić w zatłoczonych zaświatach historię o trójkącie miłosnym, sprawdza się doskonale - bardzo dobrze zostały wyważone proporcje między humorem, smutkiem, nostalgią czy piekłem ostatecznych dylematów. I co rzadko zdarza się w takich produkcjach, film ma celne, puentujące, ale w sposób niekoniecznie oczywisty, zakończenie. Ja już wiem, że na swoją wieczność, jeśli nawet komedie romantyczne będą tak interesujące, wybiorę świat kina, hej.

Adam Horowski

  • "Eternity. Wybieram ciebie"
  • reż. David Freyne

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025