"Paradoks widza" w tytule idiomu - co to znaczy?
Przez lata zrobiłam wiele spektakli, które dotyczyły relacji między aktorem i widzem. Jako kuratorka tegorocznego idiomu Malta Festival Poznań chciałabym się jednak skupić przede wszystkim na widzu. Dla mnie teatr nie zaczyna się od aktora, ale od widza. Teatr nie zaczyna się w momencie, w którym ktoś wychodzi na scenę i zaczyna grać, ale wtedy, kiedy grupa ludzi decyduje się go oglądać. Gdybyśmy, idąc przez plac, nagle zatrzymały się, żeby na kogoś popatrzeć, ta osoba stałaby się automatycznie performerem. Dlatego według mnie "władza" należy do widza. Dam inny przykład. Podczas zajęć z improwizacji w szkole aktorskiej studenci wykonują proste ćwiczenie: mają zagrać władcę jakiegoś kraju. Nie można tego zrobić samodzielnie.
Do tego potrzeba grupy osób.
Tak. Jeśli ktoś zacząłby grać władcę, a nikt nie zwracałby na niego uwagi, byłby głupcem. Z drugiej strony, jeśli wszyscy nagle uklęklibyśmy przed tobą...
...byłabym królową.
Dokładnie. Bez odgrywania czegokolwiek! W rzeczywistości to my, widzowie, czynimy z ciebie królową. Właśnie dlatego dla mnie to widz - w teatrze, ale też w szerszym kontekście - jest najważniejszy. W paradoksie widza chodzi o to, że kiedy jesteś widzem, oglądasz, a więc oddalasz się, nabierasz dystansu do obserwowanej rzeczy. Musisz zrobić krok wstecz, żeby zyskać lepszy widok, szerszy kontekst. Dystansujesz się i jednocześnie zbliżasz, łączysz się z obserwowaną rzeczą poprzez oglądanie. W kontekście paradoksu ważne jest, że oglądasz świat, będąc równocześnie jego częścią.
A jak postrzega Pani swoją rolę reżyserki?
Można myśleć o reżyserze jak o kimś, kto wydaje polecenia, narzuca, w jaki sposób rzeczy mają zostać wykonane. Ale można także jak o kimś, kto inspiruje, daje energię, rozpoczyna cały proces, tworzy grupę.
Którym z nich jest Pani?
To zależy od spektaklu. Podczas Malta Festival Poznań pokażemy moje dwa różne przedstawienia. W Wasteland jestem reżyserką, która ma swoją wizję i stara się ją przekazać. Spektakl odbywa się w dużej przestrzeni. Byłam oddalona od aktorów o sto metrów, tak jak widzowie, którzy w jakimś sensie dzielili ze mną przestrzeń reżyserii. Zawsze uważałam, że reżyser to po prostu pierwszy widz. Ale w Wasteland jestem również kimś, kto inspiruje. Myślę, że pracować z ludźmi można wtedy, kiedy umie się wspólnie poszukiwać i pracować z tym wszystkim, co pochodzi od grupy. Praca była wspólna, ale na końcu decydowałam ja.
Drugie z przedstawień - Building conversations - jest całkowicie inne. Cały proces rozpoczął się od postawienia pytania: co to właściwie znaczy "uczestniczyć". Uczestniczyć w życiu społecznym, ale także - w mniejszej skali - uczestniczyć w procesie artystycznym. Co się dzieje, kiedy twórca teatralny zaprasza ludzi do współtworzenia i przejęcia części odpowiedzialności. To zmieniło moją rolę jako reżyserki. Musiałam oddać nieco przestrzeni, jeśli chciałam, żeby ludzie zaangażowali się i wzięli na siebie część odpowiedzialności.
Czy w Building conversations występują aktorzy, czy jedynie widzowie, którzy grają role aktorów?
Nie, nie ma tu aktorów i w tym sensie nie ma też ról. Po prostu ze sobą rozmawiamy. Wydało nam się ciekawe to, że jest wiele różnych sposobów, w jakie możemy prowadzić dialog. W tej chwili rozmawiamy poprzez wywiad. Ten "format" wpływa na sposób komunikacji - ja prowadzę pewnego rodzaju monolog, wy zadajecie pytania. Ale na przykład pogawędka z przyjacielem podczas spaceru po lesie wyglądałaby inaczej - wpływałoby na nią to, że się poruszamy lub to, że nie patrzymy na siebie. Przebieg rozmowy, sposób, w jaki odnosimy się do siebie, nawet słowa, które wypowiadamy, i myśli, jakie tworzymy, zależą od okoliczności.
Więc właściwie istnieje nieograniczona liczba scenariuszy w tym przedstawieniu.
W Building conversations wybieramy kilka z nich. Obecnie mamy repertuar złożony z sześciu różnych "formatów" inspirowanych technikami konwersacyjnymi z całego świata. Na przykład Innuici zamieszkujący Grenlandię podczas dorocznego spotkania przywódców zupełnie ze sobą nie rozmawiają. Bazując na tym zwyczaju, skonstruowaliśmy rozmowę bez słów. Badamy, co się stanie, gdy zrezygnujemy z używania wyrazów. Warto przy okazji wspomnieć, że według badań 60-80% naszej komunikacji odbywa się niewerbalnie. Myślimy, że rozmowa opiera się na słowach, ale może wcale tak nie jest.
Inspiracją do kolejnej rozmowy stała się działalność Davida Bohma, który całe życie zajmował się fizyką kwantową, cząstkami, molekułami itd. W oddziaływaniu jednych cząstek na inne szukał wzorów tego, w jaki sposób myślimy. Czy myśli łączą się ze sobą, czy mamy określone schematy myślenia, czy możemy się z nich wyłamać? Bohm twierdził, że musimy starać się je rozpoznać i próbować je przerwać. Idealnym do tego narzędziem jest dialog, ponieważ możemy na bieżąco obserwować swoje reakcje.
Kolejnym "formatem", nad którym pracujemy, jest "parlament rzeczy" inspirowany działaniami francuskiego filozofa Brunona Latoura. Podkreśla on konieczność porzucenia przez ludzi ich antropocentrycznego światopoglądu. Mówi, że powinniśmy spojrzeć na świat nie tylko z własnej perspektywy, ale również z punktu widzenia rzeczy. Podczas konferencji klimatycznej w Paryżu wraz ze studentami zorganizował równoległą "konferencję cieni". Do udziału w niej zaprosił nie tylko przedstawicieli różnych krajów, ale także na przykład złoża ropy czy przemysł naftowy. Celem było zmuszenie nas do spojrzenia na problem z innej perspektywy.
Czy można zatem powiedzieć, że teatr jest dla Pani sposobem na zmuszenie nas do spojrzenia z innej perspektywy?
Tak. To też wyzwanie, jakie stoi przed rozmówcami - ważne jest nie tylko przedstawienie własnego punktu widzenia, ale także zrozumienie punktu widzenia drugiej osoby. Prowadzenie rozmowy polega według mnie nie tyle na wymianie opinii czy spostrzeżeń, ile bardziej na wspólnym kreowaniu nowych perspektyw.
Bardzo ważne było dla mnie, żeby podczas festiwalu zaprosić uczestników do przyjęcia różnych punktów widzenia. Wspólnie będziemy odkrywać, co to znaczy "oglądać", "być widzem", "być zaangażowanym", "czuć się zaangażowanym", "być w grupie", "słuchać". Będziemy to badać na różnych poziomach: za pomocą teatru, ale też na poziomie relacji międzyludzkich, polityki czy nauki. Zapraszam wszystkich do tej podróży.
rozmawiały Natalia Grudzień i Sylwia Klimek
Za pomoc w tłumaczeniu dziękujemy Klaudynie Bajkowskiej.
*Lotte van den Berg (ur. 1975) holenderska reżyserka, autorka spektakli, happeningów, filmów, wykładów performatywnych. Ukończyła Wydział Reżyserii Amsterdam School of the Arts. Współpracowała z zespołami teatralnymi w Holandii i Belgii, m.in. z Toneelhuis w Antwerpii. Uważana za przedstawicielkę "holenderskiego minimalizmu". Jest córką reżysera Jozefa van den Berga.