Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Przesunęliśmy granice

Rozmowa z Łukaszem Barczykiem, reżyserem Hiszpanki - pierwszej megaprodukcji z powstaniem wielkopolskim w tle.

. - grafika artykułu
Łukasz Barczyk. Fot. J. Piotrowski/mat. dystrybutora

Fabuła wygląda mniej więcej tak: Ignacy Jan Paderewski w dramatycznych okolicznościach próbuje dotrzeć do Polski. Zamierza mu w tym przeszkodzić pracujący dla pruskiej armii mroczny doktor Abuse. W grupie spirytystów ratujących Mistrza przed atakiem medium znajdują się kochankowie, gotowi wiele poświęcić dla wolności ojczyzny i siebie nawzajem. Skąd pomysł, żeby połączyć wątek historyczny z metafizycznym?

Autor zwykle nie wie, skąd biorą się jego pomysły. To jedna z zagadek. Każdy z nas gromadzi jakieś doświadczenia i obserwacje w życiu, więc kiedy zaczyna tworzyć, zaczyna z nich czerpać, stwarzając nową rzeczywistość. Sam temat spirytyzmu jest współcześnie bardzo pomijany. A w tamtym czasie był to element rozrywki, tak jak dzisiaj chodzenie do kina czy internet. To jeden z rodzajów obyczajowej aktywności, natomiast do czego dokładnie posłużyły nam obrazy spirytystycznych seansów przy kręcących się stolikach, widzowie zobaczą w kinie.

W jednym z wywiadów powiedział Pan: "Mam jak większość Polaków dość opowieści o polskim męczeństwie i moralnych zwycięstwach w obliczu materialnych klęsk. Potrzebuję nowego mitu dla mojego kraju i pragnę ten nowy mit stworzyć".

Zrobiłem film o zwycięskim polskim powstaniu, które było znakomicie przemyślane i przygotowane i miało to, czego nie miały inne: łut szczęścia. Moja intencja jest absolutnie czysta. Mówiąc to, miałem na myśli to, że powstanie wielkopolskie jest kluczem do zmiany myślenia o nas - Polakach. Byliśmy zdolni coś takiego zaplanować, przygotować, zwyciężyć. To powstanie jest kluczem do zmiany mitu, co dla mnie jest źródłem euforii i zachwytu, i to napędzało mnie do pracy.

Hiszpanka to komedia, kryminał, sensacja? Bo na pewno nie jest to film historyczny na wzór Hoffmana czy Kawalerowicza.

Cały film opowiada o powstaniu, jednak robi to w taki sposób, jakiego większość widzów się nie spodziewa. Gwiezdne wojny też są filmem o powstaniu, o rebelii przeciwko Imperium. Jednocześnie opowiadają historie konkretnych ludzi, ich perypetie i przygody. Jest więc narracja i na poziomie mitu, i na poziomie wzruszeń, a do tego spektakl wizualny. I w pewnym sensie Hiszpanka to takie Gwiezdne wojny 1918. Mają intensywnych i pięknych bohaterów, perypetie, anegdoty i wizualne dopracowanie. To film o powstaniu, chociaż scen batalistycznych jest w nim niewiele. Jest za to napięcie, humor, akcja, styl i przygoda. Widowisko.

Ile trwały zdjęcia?

Prace zaczęliśmy w październiku 2012, a skończyliśmy na przełomie stycznia i lutego 2013. Potem trwały jeszcze zdjęcia techniczne pod efekty specjalne, więc w gruncie rzeczy z przerwami pracowaliśmy do końca 2013 roku. Aż rok i tylko rok. Było to możliwe dzięki temu, że zaraz po rozstrzygnięciu konkursu rozpisanego przez marszałka województwa wielkopolskiego Maciej Szwarc (producent kreatywny i koproducent strategiczny filmu - przyp. red.) natychmiast uruchomił środki, więc produkcja ruszyła od razu, nie czekając na zgromadzenie całego budżetu i na domknięcie scenariusza. Bo trzeba pamiętać, że konkurs wygrałem przy pomocy noweli, a nie pełnego scenariusza. Już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy przesuwać granice polskiej kinematografii, i faktycznie mam poczucie, że je przesunęliśmy.

5 tys. ujęć, 2 tys. statystów, cztery języki, kostiumy sprowadzane aż z sześciu europejskich magazynów. Jak to jest realizować tak duże przedsięwzięcie, to przecież żywa machina. Nie bał się Pan, że coś pójdzie nie tak?

W moim wypadku to rzeczywiście pierwszy duży film, ale pracuję w zawodzie już przeszło piętnaście lat, więc mam poczucie, że nie nastręczał więcej trudności niż inne. Z mojej perspektywy różnica między filmem na pięć czy na pięćdziesiąt osób polega na tym, że trzeba użyć innych środków. Prawdziwy problem, który się pojawił, był czysto techniczny. Taka produkcja wymaga pewnej ustandaryzowanej, "przemysłowej" kinematografii, a takiej w Polsce póki co nie ma. W naszym kraju wielkie produkcje robi się raz na trzy lata, przy czym nie zawsze robią je dokładnie ci sami ludzie. Musieliśmy więc polegać na entuzjastach, a każdy z nas był debiutantem wobec postawionych przed nami wymagań technologicznych. Co ważne, nie korzystaliśmy w ogóle z pomocy z zagranicy, chcąc przy okazji rozwinąć polski rynek.

Jakie efekty specjalne zobaczymy na ekranie?

W efektach specjalnych chodzi głównie o to, żeby widz ich nie zauważał. Przede wszystkim budowaliśmy świat z 1918 roku, co było niezwykle trudnym zadaniem. Efektów używaliśmy z jednej strony po to, żeby narracja była spektakularna i żeby można było zobaczyć obrazy, których nie można zobaczyć nigdzie indziej, z drugiej, by po prostu tworzyć świat pełną piersią. Niektóre miejsca wystarczyło poprawić już po nakręceniu zdjęć, inne musieliśmy stworzyć zupełnie od zera.

Czyli najwięcej pracy i energii pochłonęła właśnie scenografia?

Nie nazwałbym tego scenografią. Film ma swój specjalny język, a praca kamery jest wyjątkowa. Zabiera nas w pewną podróż, rodzaj przelotu przez epokę.

To sposób kręcenia niespotykany dotąd w polskim kinie?

Myślę, że tak.

Ile osób brało udział w produkcji?

Napisy końcowe trwają osiem minut (śmiech).

Zdjęcia kręcono w Warszawie, Poznaniu, Londynie i Berlinie. Jesteśmy w Poznaniu, więc nie sposób nie zapytać, jakie fragmenty miasta występują w filmie?

Kręciliśmy na poznańskiej starówce, placu Wolności, w Starym Zoo i na Ostrowie Tumskim. Prócz tego na ulicach Zamkowej i Gołębiej, w Teatrze Polskim i przed nim, a także obok, gdzie odtworzyliśmy gmach prezydium policji w jego dawnym miejscu. Myślę, że widzowie z Poznania zobaczą miasto, jakiego nigdy nie widzieli, i że bardzo trudno będzie tego miasta i jego bohaterów nie pokochać.

Hiszpanka to potoczna nazwa grypy, na którą w latach 1918-1919 zachorowała blisko jedna trzecia populacji. Liczba jej ofiar przekroczyła nawet łączną liczbę ofiar na wszystkich frontach I wojny światowej. Dlaczego zdecydował się Pan akurat na ten tytuł?

Sens nadawania tytułów, które nie są od razu odkodowane, jest taki, by dać widzowi odrobinę przyjemności, dlatego tłumaczenie go przed premierą wydaje mi się złym pomysłem.

Jest Pan zadowolony z efektu?

Uwielbiam ten film. Robiliśmy go przez trzy lata i z całą pewnością nie chciałbym już niczego w nim zmieniać.

Rozmawiała Anna Solak

Łukasz Barczyk - ur. w 1974 r. reżyser, scenarzysta, producent filmowy. Autor filmów fabularnych: Patrzę na ciebie, Marysiu, Przemiany, Nieruchomy poruszyciel, Gli Italiani, pokazywanych i nagradzanych na festiwalach na całym świecie. Od października 2011 r. jest dyrektorem najstarszego polskiego studia filmowego - Kadr, w którym powstało ponad 150 filmów.

  • "Hiszpanka"
  • premiera 23 stycznia 2015 r.
  • scenariusz i reżyseria: Łukasz Barczyk
  • Obsada: Crispin Glover, Jakub Gierszał, Jan Frycz, Patrycja Ziółkowska, Karl Markovics, Bruce Glover, Florence Thomassin, Sandra Korzeniak, Piotr Głowacki, Magdalena Popławska, Artur Krajewski, Jan Peszek.
  • Produkcja: Studio Filmowe Kadr
  • premierze towarzyszy wystawa trójwymiarowych fotografii z planu zdjęciowego w fotoplastykonie, w Galerii Miejskiej Arsenał