Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Poznań potrzebuje odkryć siebie na nowo

Z Andrzejem Niziołkiem, o Europejskim Centrum Migracji, rozmawia Sylwia Klimek.

. - grafika artykułu
rys. A. Waśkiewicz

"Stwórzmy w Poznaniu Europejskie Centrum Migracji" - zaapelowałeś niedawno na łamach "Gazety Wyborczej" w Poznaniu. Skąd w Twojej głowie wziął się ten pomysł?

W ostatecznej postaci zrodził się podczas pisania tekstu. Polemizowałem z pomysłem radnego Łukasza Mikuły, który wcześniej na łamach "Wyborczej" zaproponował, by stworzyć w Poznaniu Muzeum Powstania Wielkopolskiego i Pracy Organicznej. Nie mam nic przeciwko niemu, jako jednemu z muzeów historycznych. Ale jeśli ważne pomysły kulturalne mające Poznań samookreślać czerpią wyłącznie z przeszłości, i to jeszcze ujętej w wąskie ramy polskości, to znaczy, że dreptamy w miejscu. Poznań do rozwoju o wiele bardziej potrzebuje spojrzenia krytycznego.

Żyjemy prawie sto lat po powstaniu wielkopolskim i dobrze byłoby z innej perspektywy spojrzeć na naszą przeszłość. Początkowo chciałem zaproponować - jeśli już mamy budować muzeum historyczne - powstanie muzeum wielokulturowego Poznania, gdzie swoje miejsce mieliby i Polacy, i Niemcy, i Żydzi. Czesi i Grecy, którzy też tu byli. I Bułgarzy, i Bambrzy. Wszyscy. Bo przecież Poznań te wszystkie nacje wchłaniał. Szczególnie ważne byłoby nowe spojrzenie na historię niemiecką - nie tylko z perspektywy zaborów. Przecież Niemcy byli obecni w Poznaniu od średniowiecza. To mogłoby być dla miasta odkrywcze.

W trakcie pisania tekstu ta myśl jednak zaczęła ewoluować. Bo takie spojrzenie dziś już nie wystarcza. Szczególnie kiedy porównałem dokonania innych polskich miast z ostatnich lat: mam na myśli choćby Europejską Stolicę Kultury we Wrocławiu czy powstanie tam Narodowego Forum Muzyki, utworzenie Strefy Kultury w Katowicach, Europejskiego Centrum Solidarności czy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, przedsięwzięcia Łodzi, Szczecina, Lublina... Miasta porównywalne albo mniejsze od Poznania podejmują wysiłki lub tworzą instytucje i budują obiekty, które mają pełnić rolę kulturotwórczych centrów służących ich rozwojowi. I dystansują Poznań, bo my tego nie robimy.

Zaproponowałeś więc projekt zdecydowanie wykraczający poza nasze poznańskie podwórko. Sięgający naprawdę daleko. Czy nie za daleko?

Zadałem sobie pytanie, w jakim miejscu jesteśmy dzisiaj: my, jako Europa. My, jako Polska w Europie. I wreszcie my jako "Polska w Polsce" - że tak powiem. Otóż jesteśmy w momencie cofnięcia społecznego wahadła w stronę nie tylko populizmu i nacjonalizmu, ale także myślenia o teraźniejszości oraz przyszłości bez wyobraźni i bez rozsądku, czyli bez wniosków wynikających z naszych historycznych doświadczeń. Myślę, że niezależnie od tego, czy Polska w tej chwili chce, czy nie chce przyjmować migrantów, czy ludzie mają postawy "pro" czy "anty", problem migracji - jeden z najbardziej palących i "przyszłościowych" problemów świata - dotyka nas wszystkich.

Zapomnieliśmy o naszych migracjach. W tej chwili jak wyjeżdżamy - zawsze możemy wrócić. Zapomnieliśmy o doświadczeniach wojny czy stanu wojennego, o nieszczęściach zaborów i powstań, kiedy z Polski wręcz wylewały się emigracyjne fale. Jeśli dziś nie przyjmujemy migrantów, to jest to spowodowane ksenofobią, rasizmem, strachem - emocjami podbijanymi jeszcze przez niekompetentnych polityków. Polska zaledwie po 70 latach od II wojny światowej zapomniała o swojej wielokulturowości.

Myślę, że w Polsce jest bardzo potrzebne miejsce otwarte na ludzi z innych kultur, instytucja, która działałaby długofalowo i zdejmowała z nas choć część tej ksenofobii, której dominującą twarzą był kiedyś antysemityzm. Takim miejscem mogłoby być ponadlokalne Centrum Migracji - miejsce spotkań, dyskusji, wydarzeń kulturalnych i artystycznych, ośrodek edukacyjny, ale też badawczy.

Takie Centrum byłoby dla Poznania skokiem do przodu, wyprzedzeniem w podobnych działaniach Zachodu. Jestem pewien, że mocno wpłynęłoby ono na postrzeganie miasta, a więc i jego rozwój ekonomiczny czy gospodarczy. Poznań potrzebuje refleksji i reakcji na te wszystkie lata, kiedy w innych miastach Polski realizowano ambitne projekty kulturotwórcze, a my "spaliśmy". Taki projekt pomógłby też miastu odkryć siebie na nowo i inaczej.

To z wielu powodów odważna propozycja.

Tak, wiem. Ale przede wszystkim chyba dlatego, że większość mieszkańców jest zadowolona z tego co ma, bo Poznań to dość wygodne miasto do życia. To, co tę większość cechuje, to chyba rodzaj obojętności na różne idee. I to ona przesądza o myślowym bezruchu miasta. Żeby tę masę poznaniaków ruszyć z posad, potrzeba i wizji, dokąd iść, i ciągłych dyskusji, i wielu aktywistów o otwartych głowach, i odwagi politycznej oraz konsekwencji rządzących. Wszystko musi się zgrać. Ale Poznań potrzebuje wejścia na nowe tory i trzeba o tym mówić.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat parę podobnie odważnych i wychodzących "do przodu" projektów pojawiło się w Poznaniu: wielowątkowe centrum kultury Nowa Gazownia, Centrum Dialogu i Judaizmu w pływalni przy  Wronieckiej. Z obu niestety nic nie wyszło. Stoi za to Zamek Przemysła - jak piszesz w "Gazecie Wyborczej" - "pomnik naszej zaściankowości i kompleksów".

Poznańskie kompleksy to dziwny konglomerat: połączenie samozadowolenia i mieszczańskości owej większości mieszkańców, o której mówiłem, z pretensjami do tego, żeby inni bardziej nas cenili, bo odpowiednio wysoko jednak nie cenią. Naszego powstania wielkopolskiego nie wymieniają jednym tchem w szeregu obok styczniowego czy warszawskiego, a powinni. To bardzo polskie, tylko zadowolenie z samych siebie chyba większe. Do tego ta nasza poznańska mentalność jest na tyle silna, że przybywający tu szybko nią nasiąkają. A ci, którzy się w niej nie mieszczą - wyjeżdżają. Powtarzam: nie ma w Poznaniu czegoś takiego jak naprawdę szerokie i odważne myślenie, które umiałoby zaistnieć i przetrwać. Owszem, jest prezydent Jacek Jaśkowiak, który mówi "Wolne Miasto Poznań" - ale w jakim sensie wolne? Czy tylko w takim, że politycznie nie będziemy się poddawać obecnej władzy? Czy też, że chcemy uwolnić się także od własnego skostnienia, być bardziej chłonni?

Europejskie Centrum Migracji to śmiałe zaznaczenie ryzykownego i "fantastycznego" - jak na Poznań - kierunku. Z Gazowni nic nie wyszło, z Centrum Dialogu w synagodze nic nie wyszło i z Europejskiego Centrum Migracji pewnie też nic nie wyjdzie, dopóki poznańskimi duszami rządzi wspomniana milcząca większość. Ale właśnie dlatego trzeba wciąż mówić o takich fantastycznych rzeczach, zachęcać do tego, żebyśmy zaczęli myśleć i patrzeć na trochę innym poziomie.

Z jakimi reakcjami spotkałeś się po Twoim tekście w "Wyborczej"?

Myślałem, że będzie jakiś odzew. Propozycja zostanie uznana za mądrą albo głupią, ale jakąś. A tymczasem zareagowali głównie nieliczni znajomi - oni oczywiście pozytywnie. Przypuszczam, że do wielu osób ten tekst w ogóle nie dotarł. Ale nie mogę wykluczyć, że jednak dotarł, że różne osoby go przeczytały, ale stwierdziły: "Fantasta", "Bzdury plecie", "My i migranci? Po co nam to?".

Nie łudzę się, że przy rządach PiS-u w Polsce, a za chwilę także bez środków europejskich, coś takiego jak Europejskie Centrum Migracji w Poznaniu powstanie. Ale sama chęć, determinacja, uruchomienie myślenia i trwanie przy nim za kilkanaście lat zaowocowałyby w mieście czymś takim naprawdę i na serio - tak myślę. Od tego, czego się chce, zazwyczaj wszystko się zaczyna. "Fantaści", którzy stworzyli Forum Muzyki we Wrocławiu i nowe centrum Katowic, kilkanaście lat temu też pewnie słyszeli od wielu: "U nas? Po co nam to?".

Zaangażujesz się w tworzenie takiego Centrum, jeśli dojdzie do konkretów?

Wiesz, tu nie do końca chodzi o to, że Europejskie Centrum Migracji musi powstać i zwizualizować się w jakimś budynku i z programem już, od razu. Że w ogóle musi zaistnieć (choć oczywiście bym się cieszył). Przede wszystkim chciałbym, żeby uruchomiło się inne myślenie o Poznaniu, żebyśmy się przestawili, otworzyli i wyszli poza nasze fyrtle i podwórka. Być może wtedy ECM będzie możliwe - a może wówczas ktoś inny wymyśli i zaproponuje coś znacznie lepszego?

rozmawiała Sylwia Klimek

Andrzej Niziołek - ur. 1963, dziennikarz, redaktor, autor artykułów i książek, m.in. o poznańskich Żydach (książki-albumu Fira. Poznańscy Żydzi. Opowieść o życiu, a ostatnio także cyklu miejskich spacerów po miejscach związanych z historią poznańskich Żydów). Mieszka w Poznaniu.