Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Bez nich świat byłby smutny i nieszczęśliwy

Rozmowa z Łukaszem Kuropaczewskim*, dyrektorem artystycznym festiwalu Akademia Gitary.

. - grafika artykułu
Łukasz Kuropaczewski

Przed nami dziesiąta Akademia Gitary. Impreza, która zaczynała swą historię jako kurs gitarowy wsparty kilkoma koncertami ze skromnym budżetem, dziś jest jednym z najpoważniejszych polskich festiwali. Czy tak to sobie wszystko przed dekadą wyobrażałeś?

Dziękuję za miłe słowa. Marzyłem o tym, by w Wielkopolsce powstał duży festiwal gitarowy. Sądziłem jednak, że na marzeniach się skończy. Ale jeśli ma się wokół siebie genialnych ludzi, pełnych pasji, to wszystko jest możliwe. I dzięki ludziom pracującym dla festiwalu, Akademia Gitary jest obecnie jednym z największych festiwali gitarowych na świecie. Biorąc pod uwagę liczbę koncertów, to największym.

W ciągu tej dekady zagrali w Poznaniu mistrzowie gitary klasycznej - m.in. Pepe Romero, Manuel Barrueco, David Russell, Los Angeles Guitar Quartet. Jak trudnym przedsięwzięciem było sprowadzenie ich do Poznania?

Jeśli mam być szczery, to nie bardzo trudnym. Artyści ci bardzo chętnie do nas przyjeżdżali. Najtrudniej chyba było z Barrueco. Maestro od wielu lat sierpień przeznacza na odpoczynek, ale w końcu zgodził się dla nas zrobić wyjątek.

Takie wyjątki ułatwia zapewne fakt, że sam jesteś gitarzystą wybitnym i cenionym w świecie, również przez wspomnianych artystów?

I znów nie będę kłamał, że nie ułatwia. Myślę, że zwykły organizator, bez pozycji w środowisku, nie zorganizowałby takich artystów za taki budżet. (śmiech)

Czy publiczność może jeszcze liczyć na powrót wspomnianych mistrzów w ramach Akademii Gitary?

Wszystko jest możliwe, choć nie ukrywam, że moim marzeniem teraz jest rozwinięcie festiwalu w stronę innych instrumentów i muzyki kameralnej. Chciałbym, by gitara grała najważniejszą rolę, ale festiwal powinien być muzyczny, a nie tylko gitarowy.

Skoro mówisz o innych instrumentach: grałeś na festiwalu z mandolinistą Avim Avitalem, akordeonistą Richardem Galliano. Czy to były dla Ciebie najbardziej szczególne chwile z perspektywy sceny? A może koncerty z premierowo pisanymi dla Ciebie kompozycjami Krzysztofa Meyera czy Angelo Gilardino?

Każdy koncert przeżywam tak samo mocno. To dla mnie święto, zaszczyt i honor. Kompozycje Meyera czy Gilardino cały czas uważam za jedne z najciekawszych, jakie powstały na nasz instrument. A jeśli mam być szczery, to zdecydowanie wolę grać z Avim niż z Galliano. (śmiech)

Skoro tak, to powiedz, czy trudniej być dyrektorem artystycznym festiwalu, czy jego koncertującym uczestnikiem?

Wspaniali ludzie, którzy organizują festiwal, sprawiają, że praca dyrektora artystycznego jest łatwa, lekka i przyjemna. Granie na scenie to już inna bajka. Odpowiedzialność, stres, w sumie ciężka praca.

No właśnie. Przed dekadą ideę festiwalu rzucaliście we trzech - Ty, Przemysław Kieliszewski i Marcin Poprawski, z błogosławieństwem prof. Piotra Zaleskiego. Teraz spośród tych "trzech muszkieterów" pozostałeś sam, a produkcją zajmuje się firma Good Taste. W jakim sensie to zmienia oblicze festiwalu - także z Twojej perspektywy?

Świetnie się stało, że Good Taste przejął festiwal. To młodzi, nowocześni ludzie. Podchodzą do biznesu muzycznego bardzo zdrowo. Myślę, że dzięki nim festiwal ma szansę się utrzymać jeszcze wiele lat. Wreszcie jest profesjonalne biuro, ludzie zatrudnieni na etatach pracują nad festiwalem przez cały rok. To w sumie spełnienie marzenia.

W dziesięcioletniej historii festiwalu były koncerty różnorodne, skrótowo mówiąc: od rockowego herosa Bryana Adamsa po wyrafinowaną mieszankę muzyki klasycznej i dawnej w wykonaniu Arianny Savall. Tych wydarzeń były setki. Czy któreś były dla Ciebie szczególnie ważne, emocjonalnie, osobiście?

Dla mnie najważniejszy był koncert mojego mistrza - Manuela Barrueco. Ale wszystkie koncerty będę pamiętał. Wszyscy grali u nas świetnie. Nie umiem przypomnieć sobie koncertu nieudanego.

Ale filozofia Akademii Gitary to nie tylko gale w Auli UAM. Założenie jest też takie, by nieść tę muzykę w Wielkopolskę, do większych i całkiem małych miejscowości, społeczności. Zdaje się, że było to dla Was zawsze bardzo istotne?

To jest najważniejsze założenie festiwalu. Nawet nie marzyliśmy o tym, jak wielu ludzi pokocha gitarę i jak wielu ludzi na te koncerty będzie przychodzić. Te mniejsze miasta naprawdę na nas czekają co roku. To jest prawdziwe święto gitary. Jaki ja jestem szczęśliwy!

Innym ważnym punktem są kursy i warsztaty. Czy powiedziałbyś, że ten walor edukacyjny jest podstawowym elementem festiwalu?

Absolutnie tak. Kurs to podstawa. Koncerty kształcą odbiorców, melomanów. Kurs kształci muzyków. Muzycy są potrzebni. Bez nich świat byłby smutny i nieszczęśliwy!

Mówiłeś też o tym, że muzyka klasyczna nie ma być dla wszystkich. Że nie musi, albo nie powinna, mieszać się z muzyką pop. Tymczasem wśród głównych punktów programu tegorocznego festiwalu są koncerty Julii Pietruchy czy Dire Straits Symfonicznie. Rozumiem, że to świadomy wybór?

Tak, oczywiście. Rozpoczęcie współpracy z firmą Good Taste wiązało się również z założeniem, że chcemy wyjść poza muzykę klasyczną. Od kilku lat prezentujemy flamenco, a teraz chcemy też pokazywać dobrą muzykę rozrywkową. To specjalność firmy GT i powiem szczerze, że ja niespecjalnie się do tego wtrącam. Moja działka to klasyka.

Ale czy nie boisz się, że te bardziej popularne wydarzenia  zagłuszają w odbiorze publicznym granie tylu wspaniałych gitarzystów klasycznych ze świata?

Myślę, że nie. To jest inna publiczność. Z poprzednich lat wiem, że wiele osób, przychodząc na duże wydarzenie rozrywkowe, dowiaduje się o innych wydarzeniach festiwalu i dzięki temu później można je spotkać na recitalu gitarowym czy koncercie kameralnym. Nasza strategia to pokazywać muzykę dla wszystkich.

Mówisz, że kończy się lista gitarzystów flamenco, którzy nie zagrali na festiwalu. Czy kolejnym środowiskiem, z którego zaprasza się gości, mogliby być gitarzyści improwizujący, a wykraczający poza utarte jazzowe kanony?

Pożyjemy, zobaczymy... choć, powiem szczerze, skończyłbym z gitarzystami. Poszedłbym raczej teraz w nazwiska typu Perahia, Maisky, Belcea Quartet...

Występujesz aktualnie w świecie z Koncertem na gitarę i orkiestrę Krzysztofa Pendereckiego. Jak ważny to dla Ciebie utwór?

To najważniejsze wydarzenie w moim muzycznym życiu. Wielki zaszczyt i święto. Marzę, by zagrać go w Poznaniu dla naszej publiczności. Może za rok...

Kiedy sympatycy mogą się spodziewać Twojej nowej płyty?

Wytwórnia Tonar (właścicielem jest Manuel Barrueco) wykupiła właśnie licencję na moje nagrania od Polskiego Radia. Na jesieni ukaże się kompilacja. A nowa płyta? Nie mam potrzeby w tej chwili, tyle innych rzeczy się dzieje.

rozmawiał Tomasz Janas

*Łukasz Kuropaczewski - muzyk uważany za jednego z najwybitniejszych dziś gitarzystów klasycznych na świecie. W dyskografii ma m.in. świetnie przyjmowane płyty "Portrait", "Polish Music", "Aqua e Vinho" oraz "Nocturnal". Związany m.in. z poznańską Akademią Muzyczną. Mieszka w Puszczykowie.