Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Wnikliwa diagnoza, czyli street art po polsku

Łódź, Poznań, Gdańsk, Katowice... wszystkie duże miasta mają swoje murale, bo żadne z nich nie chce czuć się gorsze. Pytanie tylko, czy ilość zawsze znaczy jakość i która z platońskich idei - piękno czy prawda - jest ważniejsza.

. - grafika artykułu
Sebastian Frąckiewicz "Żeby było ładnie..."

Street art wiele ma twarzy. To graffiti, wlepki, szablony, instalacje w miejskiej przestrzeni, murale. Pięć, siedem lat temu polskie miasta dosłownie zachłysnęły się tymi ostatnimi, traktując je jako synonim sztuki ulicy, co niektórym do dziś odbija się czkawką. W czym rzecz? Pozornie wszystko jest okej - zamiast szarych ścian - kolorowe obrazy. Problem w tym, że nie zawsze i nie wszędzie uzasadnione, w mnogości przekraczającej możliwości sensownej percepcji, a co gorsza - i tu największy zarzut obserwatorów zjawiska - często kompletnie oderwane od rzeczywistości. Sam autor przyznaje, że jednym z kluczowych problemów jest to, że na wielkie festiwale zapraszani są zagraniczni goście, którzy nie znają lokalnych problemów, realiów życia ludzi, dla których malują. To, co powstaje na festiwalach murali, to de facto produkt masowy. Owszem, zdarzają się perełki, ale częściej są to ugrzecznione i ugłaskane przedstawienia, na ścianach udostępnionych przez miasto i z zaakceptowanym przez urzędników projektem. Wątpliwa to przyjemność, oglądać kilkanaście murali na jednym osiedlu, zamiast być zaskakiwanym przez nie w różnych częściach miasta.

Twórcy mówią

O tym i wielu innych bolączkach polskiego street artu opowiada Żeby było ładnie. Rozmowy o boomie i kryzysie street artu w Polsce Sebastiana Frąckiewicza. A raczej mówią sami twórcy, bo sporych rozmiarów (i wagi) tom to zbiór obszernych i wyczerpujących rozmów z "artystami ulicy". Frąckiewicz oddaje im głos, zaspokajając wiedzę czytelnika nie tylko wnioskami płynącymi z samych rozmów, ale i bogatą dokumentacją zdjęciową czy dołączonym do książki mini-słowniczkiem kluczowych dla omawianego zjawiska pojęć.

Mamy tu więc i Przemysława Blejzyka (połowa duetu Etam Cru) i Mariusza Warasa (M-city) czy Rafała Roskowińskiego (współzałożyciel Gdańskiej Szkoły Muralu), ale i kobiety: Magdalenę Drobczyk i Teresę Latuszewską-Syrdę, które w polskim środowisku streetartowym stanowią zdecydowaną mniejszość. Powód jest prozaiczny - malowanie murali to ciężka, fizyczna praca, a inne formy wyrazu, takie jak graffiti czy wlepki, z założenia wiążą się z dość specyficznym trybem życia. Ta tendencja ulega jednak zmianie, o czym m.in. przeczytamy w tej książce. Będzie też o festiwalizacji gatunku, patriotycznym nurcie w malowaniu murali, zastosowaniu skali i o tym, dlaczego street art "nie działa" w sterylnej przestrzeni galerii. Łącznie - czternaście ciekawych i zróżnicowanych spojrzeń na w gruncie rzeczy niepoznany jeszcze fenomen.

Ma być dużo i kolorowo

Największą zaletą Żeby było ładnie jest niewątpliwie szerokie spojrzenie i to, że nawet laicy szybko odnajdą się w temacie. Chronologiczny układ rozmówców, nakreślenie genezy i ewolucji zjawiska, prezentacja różnych stylów i podejść. Ta różnorodność, a jednocześnie przystępność sprawiają, że po lekturze książki wzrok bardziej wyostrzy nam się na sztukę w przestrzeni miasta i już nigdy nie spojrzymy na nią bezrefleksyjnie i bez kontekstu.

Frąckiewicz: - U nas sztuka w przestrzeni publicznej to zwykle dekoracja. Ma być duża i kolorowa, ma wnosić promień słońca do życia ludzi, którzy zarabiają 1300 złotych netto. Ale to nie działa, bo przy takim poziomie życia masz gdzieś sztukę i kulturę. 

Wniosek nasuwa się sam. Ostatecznie nie chodzi tylko o to, żeby było ładnie. Ma być przede wszystkim mądrze, świadomie. Wszak prawdziwa mądrość jest jedna, a o gustach dyskutować będziemy zawsze.

Anna Solak

  • Sebastian Frąckiewicz "Żeby było ładnie. Rozmowy o boomie i kryzysie street artu w Polsce"
  • wyd. Galeria Miejska Arsenał, Poznań 2015