Tytułowy Stephen Florida jest studentem prowincjonalnego college'u w Dakocie Północnej, a uczy się tylko po to, by trenować i walczyć. Marzy mu się zdobycie mistrzostwa w kategorii wagowej 133 funtów w podrzędnej uniwersyteckiej lidze. Można powiedzieć, że nie ma w tym niczego wyjątkowego - bo i cały Florida to przeciętny chłopak z prowincji, który niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jednak wizja upragnionego zwycięstwa staje się dla niego najważniejszym i jedynym celem, sensem, wręcz całym życiem. Florida podporządkowuje ciało i umysł treningom, które mają go zaprowadzić do szczęśliwego zakończenia. Oczywiście byłoby zbyt prosto, gdyby nie stanęły mu na drodze kontuzje czy kobiety.
Zapasy jak życie
Mamy tu do czynienia z młodym bohaterem u progu dorosłości oraz jego snami o potędze, dlatego można by oczekiwać, że będzie to powieść inicjacyjna lub historia spełnienia amerykańskiego snu. Tymczasem każdy kolejny akapit poszatkowanego strumienia świadomości głównego bohatera przeczy takim interpretacjom. Mimo licznych, realistycznych i dynamicznych opisów walk, nie jest to też wcale książka o zapasach. Habash wykorzystuje ten sport jako metaforę życia oraz sposób komunikacji - Florida nie potrafić wyrazić ani zrozumieć emocji inaczej niż w walce. Autor wybrał podobno tę dyscyplinę, ponieważ jest najbardziej samotnicza ze wszystkich. Trudno też wyobrazić sobie bohatera bardziej samotnego od Stephena - mimo że należy do uniwersyteckiej społeczności i drużyny zapaśniczej, czas spędza głównie ze swoimi myślami. Nawet w trakcie treningów czy zawodów.
Podejrzany bohater
Podobnie jak Florida, Habash skupia się na jednym celu - pokazuje młodego człowieka u progu dorosłości, która kształtuje się poprzez szereg porażek i rozczarowań. Autor nie sili się na społeczne diagnozy, nie miesza się w politykę; nie wiemy nawet, w jakich czasach rozgrywa się akcja - na pewno nie współcześnie. Niewiele go obchodzą drugoplanowe postaci. Z wielką starannością maluje za to portret swojego bohatera, utrwala wszystkie jego myśli, plany i obawy, zapisuje wszelkie drobne, wyrwane z kontekstu przemyślenia. Utwierdza nas w przekonaniu, że Florida daje się poznać na wylot, a czytelnik w pełni rozumie jego motywację i emocje. To oczywiście iluzja, bo choć narrator zdaje się być wszystkowiedzący, można mieć wątpliwości, czy rzeczywiście wszystkim się z nami dzieli. Florida nie jest bohaterem, któremu można zaufać, upór i porywczość prowadzą go na skraj szaleństwa, a on sam czasem przekracza jego granice. Może znacznie częściej, niż się przed nami przyznaje? Autor nie raz igra sobie z czytelnikiem, zwłaszcza że opatruje powieść mottem zaczerpniętym od Arnolda Schwarzeneggera.
Książka jak człowiek
Nazywam się Stephen Florida zdaje się chwilami dziwaczną książką podobną do jej głównego bohatera. Łatwiej powiedzieć jaka nie jest, niż krótko ją podsumować. Opowiada pozornie przeciętną historię, dla wielu czytelników pewnie dość odległą, a jednak odkrywa w niej sporo bardziej i mniej przyjemnych prawd o człowieku oraz relacjach międzyludzkich. W głowie młodego, niedoświadczonego sportowca dzieje się znacznie więcej, niż przypuszczaliby ci, którzy uważają go za bezrefleksyjnego zapaśnika lub miejscowego dziwaka. Warto się z nim spotkać, bo z jednej strony trudno o drugiego takiego bohatera, a z drugiej często wydaje się jakoś niepokojąco znajomy.
Anna Tomczyk
- Gabe Habash, Nazywam się Stephen Florida
- tłum. Jędrzej Polak
- Wydawnictwo Poznańskie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019