Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

INWAZJA BARBARZYŃCÓW. Pociągiem do Berlina

Spotkanie z Maxem Blecherem - rumuńskim Brunonem Schulzem - i podróż transkontynentalnym pociągiem to atrakcje dwóch ostatnich dni festiwalu Inwazja Barbarzyńców. Ale to nie definitywny koniec: 10 maja na jeden dzień Inwazja zawita do Berlina.

Koncert zespołu Panoptikum zakończył Inwazję Barbarzyńców. Rys. T. Kalitko (mat. org.) - grafika artykułu
Koncert zespołu Panoptikum zakończył Inwazję Barbarzyńców. Rys. T. Kalitko (mat. org.)

Bohaterem piątkowego spotkania w księgarni Bookarest był Max Blecher - rumuński pisarz, który zmarł w 1938 roku. Artysta pochodził z zamożnej żydowskiej rodziny. Wyjechał do Paryża i tam studiował medycynę. Niestety choroba nie pozwoliła mu na długą naukę. Gruźlica przykuła go do łóżka na długie lata, ale także obudziła niecodzienną wrażliwość. Właśnie wtedy Blecher zaczął pisać swoje powieści.

Opiekunem spuścizny artysty jest Claudiu Komartin, wydawca i pisarz, który był gościem piątkowego spotkania. - Blecher w Rumunii nie jest powszechnie czytany. Wspomina się o nim w książkach do literatury, ale nie jest znany. Mam jednak nadzieję, że to się zmieni, bo właściwie teraz jest odkrywany na nowo. W latach 20-tych i 30-tych rumuńska literatura rozwijała się dynamicznie, ale on przez swoje unieruchomienie nie mógł w tym procesie aktywnie uczestniczyć - powiedział Komartin.

Krytycy dopatrują się w stylu pisarskim Blechera znamion nadrealizmu, absurdu oraz egzystencjalizmu. - To pomieszanie "Sklepów cynamonowych" Schulza i "Listu jasnowidza" Rimbauda - powiedział prowadzący spotkanie Dariusz Sośnicki. - Powieść "Zdarzenie w bliskiej nierzeczywistości" jest próbą oddzielenia duszy od ciała. W jego prozie nie widać choroby. Ja nie czytam jej przez ten pryzmat, bo Blecher moim zdaniem ma w sobie mnóstwo życia - wyjaśnił Claudiu Komartin.

Jesienią na polski rynek trafi pierwsza powieść Maxa Blechera pt. "Serce w bliznach".

Monika Nawrocka-Leśnik

Czy ktoś widział wielbłąda?

Teatralno-muzyczną akcją "Transcontinental Train" Baraku Kultury zakończył się w sobotę festiwal Inwazja Barbarzyńców. - Bileciki do kontroli. Druga klasa? Czy pierwsza? W ten sposób Przemysław Prasnowski, szef festiwalu w mundurze zawiadowcy stacji witał wchodzących do Pawilonu Nowa Gazownia. - Na prawo pierwsza klasa, na lewo- druga - instruował, a w głośnikach pojawiały się dźwięki, które nie pozostawiały wątpliwości, że właśnie znaleźliśmy się na stacji "Poznań Główny".

"Konduktorzy" rozsadzili widzów na korytarzu okrągłego Pawilonu. Czwórkami, naprzeciwko siebie - dokładnie tak, jak w przedziałach pospiesznych pociągów. - Odjazd! - krzyknął Prasnowski i kwadrans po godz. 20 umowny pociąg, wypełniony widzami ruszył ze stacji. W kierunku Barcelony. I się zaczęło! Na korytarzach zaaranżowanych w Gazowni wagonów co rusz zaczęli pojawiać się osobliwi bohaterowie teatralnej akcji: kominiarz rozdający guziki na szczęście, kelner z tacą pełną pomarańczy i kobieta w stroju safari poszukująca... wielbłąda (wielbłąda zresztą w pewnym momencie szukali już wszyscy).

Wyimaginowany pociąg przyspieszał, a z każdym kilometrem robiło się w nim coraz tłoczniej i głośniej. Konduktorzy sprawdzali bilety, przybijali pieczątki, pytali dokąd jedziemy. Zza umownych kulis wyłaniali się kolejni coraz dziwniejsi bohaterowie międzykontynentalnej podróży: tancerki flamenco, clown, rozdający balony i czerwone nosy, kelner z bananami, w które poutykał intensywnie pachnące kadzidła... Przysiadali się, zaczepiali podróżnych, z których zdecydowana część obserwowała akcję z rozbawieniem.

Absurd sięgnął zenitu, gdy z Barcelony przez... Delhi i Dakar w mniej więcej godzinę pociąg dotarł do... Nowego Orleanu. A tam odnalazł się dwugarbny wielbłąd, którego tak bardzo wszyscy szukali. Przedefilował przez pociąg, witany oklaskami. I poprowadził wszystkich do głównej sali w Gazowni, gdzie ukazali się widzom - przez całą podróż schowani - muzycy z zespołu Panoptikum. Marcin Piekut (klarnecista, saksofonista, kompozytor, aranżer, pianista), Marek Jakubowicz (gitara sitar), Michał Behnke-Chmielewski (kahon instrumenty perkusyjne), Marcin Figaj (gitara basowa), Tomasz Kalitko (gitara elektro klasyczna, bango), Marek Kaczor (puzon) - to oni, równolegle z "pociągiem osobliwości", muzycznie transportowali widzów z Poznania przez Barcelonę i Delhi do Nowego Orleanu. Na zakończenie akcji dali jeszcze krótki koncert, w którym brzmiały muzyczne motywy z kolejnych stacji osobliwego pociągu. I nie tylko.

Międzykontynentalny pociąg z Poznania do Nowego Orleanu był ostatnim punktem programu poznańskiej odsłony festiwalu Inwazja Barbarzyńców. Ale przed nami jeszcze jednodniowa edycja berlińska - 10 maja. W programie: performance "Krajan" Dominika Złotkowskiego i "Uziemienie" Łukasza Trusewicza, reportaż filmowy z poznańskiej akcji "Wędrująca boja" oraz koncert "harsh improvised net" Zapala. Leżąc wygodnie na matach, będzie się można wsłuchać w interesujące brzmienia z syntezatora Putney z 1969 roku.

Jednym słowem - "Transcontinental Train" jedzie dalej. Kolejna stacja: Berlin!

Sylwia Klimek