Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

INWAZJA BARBARZYŃCÓW. Zaryzykować skok i pozostać człowiekiem

Trwa festiwal Inwazja Barbarzyńców, który ma na celu zapoznanie widza z innymi. Bohaterami tej edycji są inni ze względu na płeć, chorobę, pochodzenie społeczne i kulturowe oraz wiek.

Spektakl Teatru Wiem Kiedy Nie Mogę. Fot. P. Bedliński - grafika artykułu
Spektakl Teatru Wiem Kiedy Nie Mogę. Fot. P. Bedliński

Drugi dzień festiwalu to wernisaż wystawy fotografii Magdaleny Frey, austriackiej artystki tworzącej kolaże fotograficzne, która pokazuje kobiety różnych kultur oraz ich uwikłanie w role społeczne. To także premiera spektaklu "Uwagi przeróżne i nie tylko, zresztą" Teatru Wiem Kiedy Nie Mogę oraz projekcja filmu "Moja ulica", po której mieliśmy okazję porozmawiać z reżyserem, Marcinem Latałło. Poza tym każdego dnia w różnych częściach Poznania można obejrzeć akcję miejską grupy artystycznej Urban Art pt. "Wędrująca boja".

Zaryzykować skok

Teatr Wiem Kiedy Nie Mogę powstał w 2001 roku i skupia swoją działalność wokół Centrum Profilaktyki Społecznej "Sedno" w Poznaniu (placówka lecząca uzależnienie od narkotyków). Spektakle realizowane przez teatr to wynik prowadzonych przez Małgorzatę Walas-Antoniello i Katarzynę Klebba warsztatów z arteterapii. W spektaklach grają osoby uczęszczające na terapie w ośrodku. One też piszą muzykę i teksty. "To wielka wartość tych spektakli, bo to oni opowiadają o swoim życiu" - mówiła Małgorzata Walas-Antoniello w wywiadzie dla qpoznan.tv w 2011 roku.

Najnowszy spektakl Teatr Wiem Kiedy Nie Mogę pt. "Uwagi przeróżne i nie tylko, zresztą" zobaczyliśmy w siedzibie Teatru Ósmego Dnia. Artyści opatrzyli go mottem z "Drugiej strony natury" egzystencjalisty Rainera Marii Rilkego: "Każdy z nas mieszka na oddzielnej wyspie; tylko że wyspy te położone są zbyt blisko siebie, byśmy mogli żyć na nich samotnie i beztrosko". Spektakl zahaczał o estetykę kabaretu i teatru absurdu. Wyrazu dodawała mu muzyka grana na żywo. Artyści zinterpretowali na scenie słowa Rilkego: "Z wyspy na wyspę dostać można się tylko w jeden sposób: ryzykując skok, który nie tylko dla nóg może okazać się niebezpieczny".

Pozostać człowiekiem

Bohaterami dokumentu Marcina Latałło pt. "Moja ulica" są członkowie robotniczej rodziny Furmańczyków z Łodzi. W fabryce Izraela Poznańskiego, który wiele lat temu uczynił z miasta stolicę europejskiego włókiennictwa, pracowało pięć pokoleń. Niestety, te czasy minęły bezpowrotnie. Marek od 15 lat jest bezrobotnym alkoholikiem bez prawa do zasiłku. Chłopak jego córki ląduje w więzieniu za rozbój. Córka Iza ucieka za granicę zostawiając małe dziecko. Prawnukiem opiekuje się babcia utrzymująca się z renty.

Furmańczycy mieszkają w starych blokach bez ubikacji, podczas gdy dosłownie po drugiej stronie ulicy, na terenach fabryki rośnie nowoczesne centrum rozrywkowe - Manufaktura. To gorzki obraz zmian społecznych, które zaszły po 1989 roku. Reżyser na przykładzie rodziny pokazuje tych, którzy się na transformacji wykoleili. Nie jest ich wcale mało. - Niewiele osób interesuje się ich losem. Władze miasta zostawiają ich samym sobie. Furmańczycy zgodzili się wziąć udział w tym projekcie, bo chcieli pokazać, że też są ludźmi, zyskać odrobinę godności - powiedział reżyser na wczorajszym spotkaniu.

Film powstawał przez pięć lat, od 2003 roku. Latałło wykorzystał fragmenty dokumentu Krzysztofa Kieślowskiego "Z miasta Łodzi" oraz scenę z "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy, które tylko podkreśliły kontrast i unaoczniły postępującą degradację miasta.

Monika Nawrocka-Leśnik, ng