Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

BLISCY NIEZNAJOMI. Ależ nas oszukali

Wojciech Faruga i Tomasz Jękot o teatralnej i politycznej fikcji.

. - grafika artykułu
Fot. Monika Stolarska

Czasem tęsknimy za tym, co utożsamiamy z tradycyjnym teatrem: monumentalne dzieła, wielka historia, bogate kostiumy, potężne chóry, najlepiej po łacinie. Wojciech Faruga i Tomasz Jękot wykorzystują tę słabość i sięgają po Królową Margot Alexandre'a Dumasa, zaś Agata Skwarczyńska przygotowuje historyczne kostiumy i potężną scenografię, a wszystko po to, żeby powiedzieć widzom "Daliście się nabrać, to tylko teatr!".

W Królowej Margot wyraźnie zaznaczane są przejścia między scenami, czasem akcja zamiera, to znów aktorzy zmieniają role i zwracają się bezpośrednio do widzów. Wielką machinerię teatralną zaprzęgnięto tu, by ją obnażyć. To tylko fikcja, powtarzają raz po raz. Uwierzyliście? Przecież to tylko teatr.

Sama demaskacja teatralnej fikcji nie byłaby taka poruszająca, gdyby jednocześnie nie dotyczyła innej opowieści - fikcji historii. Bielska Królowa Margot pokazuje bowiem przede wszystkim manipulacje sceny politycznej. Mówi o historii pisanej przez zwycięzców, pożerającej ofiary w ludziach, zabijającej indywidualność i żerującej na słabościach. Każdy ma tu do odegrania pewną epizodyczną rolę, której finał będzie mniej lub bardziej tragiczny - najpewniej zakończy ją trucizna.

Opowieść o politycznym ślubie katoliczki Małgorzaty de Valois oraz hugenota Henryka IV de Bourbona jest okazją, by pokazać, jak wielkie nazwiska są tylko pionkami wielkiej polityki. Najważniejsze związane z nią wydarzenie - mająca miejsce zaraz po zaślubinach Noc św. Bartłomieja, czyli krwawa rzeź hugenotów - zostaje nam jednak tylko zrelacjonowana w przerwie, i to w sposób łudząco przypominający współczesne przekazy medialne. Najpierw tragedię przedstawia hugenot, Kasper de Coligny: dzieli się emocjonalną reakcją i pokazuje zdjęcia brutalnie zamordowanych ofiar. Takie obrazy widzimy często w telewizyjnych migawkach ze zbrojnych konfliktów - lamentujące matki i ojcowie oraz zmasakrowane ciała, bez konkretnego komentarza. A wszystko to przed sceną, poza spektaklem, poufale, jakby prawdziwiej. Później wyjdzie król Karol, znów zwróci się do nas bezpośrednio przed sceną, i przedstawi zimne dane statystyczne dowodzące, że bardziej od hugenotów ucierpieli katolicy. Liczby są przekonujące, zwłaszcza te przewijające się w pasku wiadomości. Szkoda tylko, że nieprawdziwe. Teraz już jednak nie mamy pewności, czy  nie daliśmy się też oszukać de Coligny'emu. A zatem i teatralna, i polityczna fikcja to tylko spektakl, w który ktoś musi uwierzyć, żeby mógł trwać. Nie musi zresztą istnieć wiecznie, wystarczy chwila, póki nie zmieni się układ sił.

A gdzie w tym wszystkim One? Też są tylko marionetkami na kartach historii i w rękach władzy. Często wykorzystywane po to, by zmanipulować Ich - którym się wydaje, że trzymają jeszcze jakąś władzę. Margot grana przez zjawiskową Magdalenę Łaskę, doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego podporządkowania i godzi się na taką rolę.  Jest marionetką w rękach matki, Katarzyny (Marta Gzowska-Sawicka), która pod maską siły i bezwzględności skrywa tak naprawdę uległość wobec nurtów polityki i historii. Nikt tu nie decyduje o własnym losie, nie ma poczucia sensu, bo w fikcji podtrzymywanej przez władzę zatraca się człowieczeństwo.

Jakie to zawstydzające, kiedy dajemy się oszukać, i oklaskujemy rzekomy pokój między katolikami a hugenotami. Tak samo zwodzą nas na co dzień, poza fikcją. Scena polityczna mami nas nieustannie, zmieniają się tylko relacje, kostiumy i scenografia:  "Trzeba się ładnie ubrać, pora iść do kościoła i włożyć koronę"  - mówi Henryk nad ciałem brata Karola. Tylko w teatrze jakoś to wszystko ładniej wygląda.

Anna Rogulska

  • Festiwal Bliscy Nieznajomi: "Królowa Margot. Wojna skończy się kiedyś" Teatru Polskiego z Bielska-Białej
  • 27.05
  • Teatr Polski