Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

TRANSATLANTYK. Za półmetkiem

Tegoroczny Transatlantyk zmierza pomału ku końcowi. Przed nami jednak jeszcze dwa dni pełne filmowych emocji. A co za nami?

. - grafika artykułu
"Iracka odyseja"

Wojny i bakłażany

Ponad cztery miliony Irakijczyków żyje obecenie na emigracji. Wśród nich rozsiana po całym świecie rodzina Samira, reżysera dokumentu "Iracka odyseja". Los rzucił ich w odległe zakątki Ziemi: od Nowej Zelandii, przez Rosję, Francję, Szwajcarię, aż po Stany Zjednoczone.

Film, jak na odyseję przystało, ma epickie wręcz rozmiary. XX-wieczną historię Iraku śledzimy wojna po wojnie, przewrót po przewrocie, rewolucja po rewolucji przez pryzmat losów trzech pokoleń rodziny reżysera. Wielka polityka przeplata się tu z rodzinnymi anegdotami o tym, kto kogo zaprosił na tańce i kto najbardziej lubi bakłażany. To fascynująca lekcja historii, z całą jej złożonością, bogactwem indywidualności ją kształtujących, ale też osobistym wymiarem. Jej bohaterami są wujkowie, ciotki, kuzyni i siostra reżysera, czyli zaangażowani politycznie intelektualiści, lekarze, inżynierowie. Wszyscy oni brali czynny udział w poszczególnych rozdziałach historii swojego kraju. Reżyser na ich przykładzie prezentuje kręte ścieżki, jakie przeszli Irakijczycy aż do interwencji Amerykanów w 2003 roku i jej skutków. Niestety iracki sen o wolności okazał się koszmarem. 

Natalia Grudzień

  • Transatlantyk Konfrontacje: "Iracka odyseja", reż. Samir
  • 11.08

Film dobry i uroczy

Małe libańskie miasteczko żyje od lat w tym samym rytmie. Tu każdy sąsiad zna swojego sąsiada i jego najskrytsze tajemnice, każdy ma na sumieniu jakieś małe grzeszki, ale ostatecznie mieszkańcom udaje się zachować harmonię. Wszystko do czasu, gdy nauczycielowi muzyki, Lebie, i jego żonie Larze rodzi się niepełnosprawny syn - Ghadi. Chłopiec wydaje z siebie dziwne odgłosy, odczytywane przez miejscowych jako "szatańskie". Odkąd pada pomysł, by Ghadiego umieścić w specjalnym zakładzie, rodzina robi wszystko, by przekonać otoczenie, że to nie diabeł, a anioł. I że zstąpił na ziemię, by odkupić ich grzechy...

Współczesna bajka o życiu w małej społeczności, pełnej słońca, kolorów i prostych, przyziemnych problemów to film, który zdecydowanie mógłby znaleźć się na jednej półce z kultową "Amelią" czy równie baśniowym "Grand Budapest Hotel". Przerysowane, niekiedy sprawiające wrażenie nierzeczywistych, postacie to magiczne odzwierciedlenie nas samych, a raczej naszych lepszych wcieleń, do których być może aspirujemy. Dowód na to, że nie tak trudno stać się lepszym człowiekiem. Wystarczy zachować otwarte serce i umysł, a przede wszystkim ze sobą rozmawiać. W dobie telewizji, telefonów komórkowych i internetu, które pozornie zastępują realny kontakt z drugim człowiekiem, to nie lada sztuka.

Mam wrażenie, że najlepiej podsumował ten film ojciec Roman Bielecki, naczelny miesięcznika "W drodze", który patronuje transatlantykowej sekcji Sacrum. Cytując jednego z nieżyjących już polskich krytyków filmowych nazwał ten film "uroczym". Od siebie dodałabym jeszcze przymiotnik "dobry". To właśnie te dwa proste słowa najlepiej oddają jego wyjątkowy klimat i charakter.

Anna Solak

  • Transatlantyk Sacrum: "Anioł", reż. Amin Dora
  • 11.08

Sekretne wymieranie pszczół

Jeśli mielibyśmy się zastanowić nad tym, co właściwie wiemy o pszczołach, czy byłoby to coś ponad to, że są niezwykle istotne dla człowieka, a ich liczba na świecie maleje? Markus Imhoof, reżyser filmu dokumentalnego "Więcej niż miód" nadaje tym tezom bardziej wyrafinowane formy. Punktem wyjścia w filmowym śledztwie (mającym ustalić rzeczywiste zależności łączące działalność człowieka z wymieraniem pszczół) są dla niego dwa zdania: 1/3 tego, co jemy, zawdzięczamy działalności pszczół oraz przypisywane Einsteinowi twierdzenie mówiące o tym, że jeśli pszczoły wyginą, ludzkości pozostaną cztery lata życia.

W swojej podróży Imhoof czterokrotnie okrążył świat w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania o przyczyny zmniejszania się populacji tych niezwykle pożytecznych zwierząt. Odwiedził z kamerą zarówno skromnych pszczelarzy mających niewielkie ule na stokach szwajcarskich Alp, jak i amerykańskich przemysłowych hodowców pszczół (uwaga weganie - 80% migdałów pochodzi z Kaliforni, gdzie na ogromnych plantacjach do ich uprawy wykorzystuje się niewolniczą pracę tych owadów). Reżyser podglądał też naukowców badających zachowania pszczół, a nawet chińskich rolników starających się zapylać rośliny... ręcznie (z badań wynika, że człowiek nie jest w stanie konkurować z pszczołami).

Siłą tego obrazu, poza interesującą warstwą merytoryczną, są niezwykle piękne ujęcia, prowadzące wprost do wnętrz uli, gdzie podglądamy codzienny taniec robotnic, ich troskę o królową, produkcję miodu. Niestety wraz ze zbliżeniem się do ich mikroświata, dostrzegamy też ich smutny los. W skali makro.

Natalia Grudzień

  • Transatlantyk Eko: "Więcej niż miód", reż. Markus Imhoof
  • 10.08

Rozum kontra serce

Rodzina 18-letniej Shiry zostaje wystawiona na ciężką próbę. Gdy nagle umiera jej starsza siostra, pozostawiając po sobie męża i nowonarodzone dziecko, jej świat dosłownie staje na głowie. Matka zmarłej nie może znieść myśli, że zięć i wnuk mogliby wyjechać za granicę z nowo poślubioną żoną, Belgijką. - Czuję jak się rozpadam - powtarza. Shira postanawia uratować rodzinę i wyjść za mąż za młodego wdowca. Robi to jednak nie z miłości, a dlatego że "tak trzeba".

Czy rabin rzeczywiście może decydować o wszystkim - od kupna nowego pieca gazowego aż po wybór męża? Jak pogodzić religię z osobistymi potrzebami i emocjami? Czy ortodoksyjni Żydzi mają szansę realizować założenia swojej religii w XXI wieku? "Wypełnić pustkę" to wnikliwa diagnoza społeczności opartej na głębokiej wierze i wielowiekowej tradycji. Pokazuje zderzenie zwyczajów i obrzędów sprzed tysięcy lat z nowoczesnością. To fascynujące doświadczenie. Pytanie tylko, co stoi na pierwszym miejscu - twarde, ale jednak wymyślone przez człowieka zasady funkcjonowania czy prawdziwe, niezależne od niego ludzkie uczucia?

Anna Solak

  • Transatlantyk Sacrum: "Wypełnić pustkę", reż. Rama Burshtein
  • 12.08

Miłość jak dzieło sztuki

Giuseppe Tornatore nie jest wolny od sentymentalizmu, czego dowiódł nie raz - m.in. w nagrodzonym Oscarem filmie "Cinema Paradiso". Mistrzowsko opowiada w nim o przyjaźni, jaka połączyła chłopca z kinooperatorem oraz ich miłości do filmu. W "Koneserze", swoim obrazie sprzed dwóch lat, po raz kolejny pozwala uczuciom zająć czołowe miejsce w procesie poznawania przez bohatera rzeczywistości i samego siebie. Ale tym razem odziera je z patosu i przedstawia jak aukcję dzieł sztuki, podczas której każdy może podbić stawkę, a wygrywa tylko najlepsza oferta.

Tytułowym koneserem jest Virgil Oldman (w tej roli znakomity Geoffrey Rush). Mężczyzna nie lubi być dotykany, więc przez 60 lat swojego życia dorobił się okazałej kolekcji rękawiczek. Jego filmową partnerką jest ekscentryczna Claire Ibetson (Sylvia Hoeks). To młoda pisarka, która cierpi na agorafobię (lęk przed otwartą przestrzenią) i od wielu lat nie wychodzi z domu.

Wydawałoby się, że taka fabuła trąci banałem i opowiada wyłącznie o relacji damsko-męskiej. Nic bardziej mylnego! Bo to świetne studium postaci - widzimy, jak Oldman po raz pierwszy zdziera z siebie maskę zarozumiałego bogacza i po latach pozwala sobie na autentyczność. To znakomite kino emocji, które nie mami widza obrazkami życia z bajki, tylko pokazuje takim, jakim ono rzeczywiście jest. Prezentuje świat - powtarzając za jednym z bohaterów - w którym sfałszować można wszystko.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Transatlantyk Kino Trzeciego Wieku: "Koneser", reż. Giuseppe Tornatore
  • 12.08