Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

TRANSATLANTYK. Nie ma tabu w kinie

Anoreksja, samobójstwa nastolatków, grzechy współczesnego Kościoła - Transatlantyk konfrontuje widza z najtrudniejszymi tematami.  

. - grafika artykułu
"45 lat"

Troje to za dużo

Akcja "45 lat" rozgrywa się na przestrzeni 6 dni. Idylliczny obraz mieszkającego na prowincji małżeństwa, przygotowującego przyjęcie z okazji 45 rocznicy ślubu, niespodziewanie zakłóca wiadomość o dramatycznie zakończonej miłości Geoffa (Tom Courtenay) z lat młodzieńczych. Bohaterowie konfrontują się z historią, która ożywia dawne uczucia mężczyzny, a jego żonę wytrąca z poczucia bezpieczeństwa. Z napięciem oczekujemy, co przyniesie kolejna doba, zadając w myślach pytanie, czy uroczystość się odbędzie.

Film można potraktować jako intymny, przejmujący portret psychologiczny relacji w fazie kryzysu. Najmocniejszym jego atutem są bowiem mistrzowskie kreacje aktorskie, a szczególne brawa należą się Charlotte Rampling, która każdym gestem i spojrzeniem przekazuje targające nią sprzeczne impulsy - od zwątpienia do pragnienia walki o związek.

Chociaż truizmem jest stwierdzenie, że nieprzepracowane emocje mogą niespodziewanie powrócić (nawet po kilkudziesięciu latach!), niepokój budzi obraz małżonków, których sielankowe życie opiera się na nieznajomości siebie nawzajem. Możemy być pewni, że po tych kilku dniach nic już nie będzie takie jak dawniej.

Agnieszka Dul

  • Transatlantyk Panorama: "45 lat", reż. Andrew Haigh
  • kolejny seans: 10.08, g. 20, Multikino 51

Balonem do nieba

Efekt Wertera, zgodnie z którym jedno samobójstwo pociąga za sobą kolejne, depresyjny klimat miasta, zero perspektyw na przyszłość, negatywny wpływ portali społecznościowych czy Internetu na młodych ludzi.... - to tylko kilka teorii, które wysnuli policjanci, psychologowie i zrozpaczone rodziny po stracie swoich dzieci. Do tej pory jednak nie wiadomo, dlaczego w Bridgend - sennym walijskim miasteczku, doszło do tak zatrważającej fali samobójstw. W latach 2007-2012 niemalże 80 młodych ludzi postanowiło skończyć tam ze swoim życiem. A ich śmierci były do siebie bardzo podobne.

Jeppe Rønde sam tego jednak nie wymyślił. To prawdziwa historia, która stała się wyłącznie kanwą jego debiutanckiej fabuły. Twórca do jej realizacji przygotowywał się kilka lat, rozmawiając m.in. z mieszkańcami Bridgend. Nie omawia na ekranie jednego konkretnego przypadku, tylko swą opowieść rozpoczyna w dniu 23. samobójstwa, kiedy w mieście pojawia się Sara i jej tata policjant.

Nie rekonstruuje każdego dnia i nie portretuje wszystkich rodziców, którzy bali się, że to ich dziecko będzie kolejnym "odlatującym motylem", tylko stara się zbliżyć do grupy nastolatków gloryfikujących swoich przyjaciół-samobójców. Dzieciaków, którzy nie nazywają śmierci po imieniu, tylko twierdzą, że jest ona jak "lot balonem do nieba".

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Transatlantyk Konfrontacje: "Bridgend", reż. Jeppe Rønde
  • kolejny seans: 10.08, g. 19.30

Reżyser jest najważniejszy

Włoski reżyser Nanni Moretti, który zaskarbił sobie sympatię polskich widzów obrazem "Habemus papam-mamy papieża" z Jerzym Stuhrem w roli głównej, wraca na nasze ekrany z nominowanym do Złotej Palmy w Cannes dziełem "Moja matka". Ceniony i wielokrotnie nagradzany na najważniejszych europejskich festiwalach filmowych twórca, tym razem stawia sobie za cel pokazanie w autoironiczny sposób, iż praca reżysera do najłatwiejszych nie należy, wplatając w fabułę poważniejszy temat jakim jest strata najbliższej osoby.

Główna bohaterka Margherita jest cierpiącą na pracoholizm reżyserką (w tej roli Margherita Buy). Poza zmaganiami na planie filmowym, boryka się, również z osobistymi rozterkami. Każdą wolną od pracy chwilę spędza w szpitalu, doglądając śmiertelnie chorej matki. Wraz z tokiem fabuły, obserwujemy jak rozgrywający się w jej życiu dramat odciska piętno na wykonywanym przez nią zawodzie oraz codziennych obowiązkach. 

Autor filmu czerpie z tradycji włoskich komediodramatów, odwołując się do Felliniego czy święcącego obecnie sukcesy Sorrentino. Na pierwszy plan wybija się postać amerykańskiego aktora Barry Hugginsa. Wcielający się w nią John Turturro uosabia wszelkie stereotypy "hollywoodzkich gwiazdorów".

Przekładając swoje własne filmowe doświadczenia na wielki ekran, Moretti raczy nas solidnym dziełem, po którym odczuwamy jednak niedosyt, mając w pamięci "Pokój syna" czy "Dziennik intymny".

Dawid Wódzki

  • Transatlantyk Panorama: "Moja Matka", reż. Nanni Moretti
  • 8.08, g. 20, Multikino 51

Pytania do Kościoła

"Po raz pierwszy skosztowałem spermy gdy miałem siedem lat"- słyszy pewnego dnia w konfesjonale ojciec James (Brendan Gleeson), proboszcz małej parafii na irlandzkiej prowincji. Ta scena rozpoczyna "Kalwarię" - film, który otworzył w sobotę sekcję Sacrum na Transatlantyku.

Mężczyzna, którego twarzy nie widzimy, kontynuuje spowiedź: "byłem w dzieciństwie molestowany przez księdza" - wyznaje, a krok za tym wyznaniem idzie obietnica zemsty. Zapowiada ojcu Jamesowi, że w kolejną niedzielę go zastrzeli.

Kolejne dni oczekiwania na wyrok (z którym godzi się niczym Chrystus z Golgotą) upływają proboszczowi przede wszystkim na rozmowach z parafianami. A grupa to wyjątkowo barwna: od zepsutego pieniądzem biznesmena, przez nieśmiałego, poszukającego seksualnych wrażeń chłopaka i odsiadującego dożywocie wielokrotnego mordercę, po męską prostytutkę, sypiającą z komisarzem miejscowej policji. Dobór raczej nieprzypadkowy - galeria typów wypreparowanych z wielobarwnych i złożonych europejskich społeczeństw.

Wydaje się, że "Kalwaria" formułuje i kumuluje wszystkie pytania do współczesnego Kościoła. Te najtrudniejsze, niewygodne, w wielu parafialnych społecznościach, z kościelnych ambon nigdy nie zadane. Film McDonagha nie pozostawia wątpliwości, że warto, ba - trzeba! - głośno je zadać.

Sylwia Klimek

  • Transatlantyk Sacrum: "Kalwaria", reż. John Michael McDonagh
  • kolejne filmy sekcji Sacrum - "Apostoł", "Superświat", "Wypełnić pustkę", "Anioł", 9-14.08, g. 20, kino Rialto

Czego nie widać

W piwnicach zazwyczaj trzymamy opał na zimę, stare bibeloty albo przetwory. Co mogą robić w nich Austriacy, którzy według badań, spędzają w nich więcej czasu niż w swoich salonach? Austriacki reżyser Ulrich Seidl (Raj: miłość, Raj: wiara, Raj: nadzieja) wkracza z kamerą na najniższy poziom ich domów, pokazując to, co na co dzień ukryte. Jednocześnie odsłania intymne czy kontrowersyjne tajemnice, takie jak upodobania seksualne S&M czy przechowywane z dumą nazistowskie pamiątki. 

Dla świadomego, obytego z kinem wiwisekcyjnym widza nie jest to dokument, który skrajnie szokuje, zaskakuje czy tym bardziej zawstydza. Bohaterowie którzy w piwnicznej strzelnicy pomstują na imigrantów, zabawiają się w pana i niewolnika czy popijają alkohol nie są przecież znowu aż tak egzotyczni. Największą zasługą i jednocześnie tajemnicą Seidla jest jednak to, jak udało mu się namówić rodaków do pokazania wnętrza swoich domów i własnego wnętrza przed okiem kamery. Nie lada to sztuka zaskarbić sobie zaufanie bohatera, który obnaży się w ten sposób przed światem. Jak? Tak jak kobieta, która w kartonowych pudełkach po butach przechowuje lalki do złudzenia przypominające żywe niemowlęta, które tuli w ramionach i do których czule przemawia, uparcie wierząc w to, że to jej dzieci.

Anna Solak

  • Transatlantyk Docs: "W piwnicy", reż. Ulrich Seidl
  • 8.08, Multikino 51

Moja nudna siostra?

Od pierwszych scen debiutanckiego filmu Sanny Lenken zarysowuje się kontrast między dwiema siostrami, należącymi do zwykłej rodziny ze szwedzkiej klasy średniej. Katja jest obiecującą nastoletnią łyżwiarką figurową, odnoszącą sukcesy i skupiającą uwagę rodziców. Jej wysportowane szczupłe ciało staje się obiektem podziwu i głównym punktem odniesienia dla młodszej niezgrabnej i grubszej Stelli. To głównie z pespektywy tej pozornie drugorzędnej siostry widzimy tragedię Katji, popadającej w anoreksję.

Początek "Mojej chudej siostry" daje nadzieję na wiarygodne prześledzenie społecznych podstaw problemu anoreksji. Pokazane prostymi środkami praktyki tresowania dojrzewających ciał poprzez rywalizację sportową czy dyscyplinujące spojrzenia, sprowadzające ciała do ogólnie przyjętych wąskich norm, toną pod naporem rozwijającego się w sztampowy sposób nużącego dramatu rodzinnego. To zawężenie perspektywy i w nieco banalny sposób budowane napięcie sprawiają, że z tragedii Katij uchodzi powietrze, pozostawiając coś na kształt szkolnej rozprawki o anoreksji. 

Tomasz Czerniawski

  • Transatlantyk Konfrontacje: "Moja chuda siostra", reż. Sanna Lenken
  • kolejny seans: 13.08, g. 19.30, Multikino 51