Czterdzieści lat minęło

"...to piękny wiek!" - aż chciałoby się dośpiewać za Andrzejem Rosiewiczem, słuchając najnowszej płyty T.Love. Kultowego zespołu, który podobnie jak jego lider - charyzmatyczny Muniek Staszczyk, do niedawna dzielnie walczący ze skutkami udaru - stanął na równe nogi, by nagrać swoją najciekawszą od 20 lat płytę. Skąd w Hau! Hau! taki power? I jak dziś brzmią największe przeboje chłopaków? Posłuchajmy na żywo - w Tamie, z okazji 40. urodzin grupy, bez której krajobraz polskiego rocka z pewnością byłby uboższy.

, - grafika artykułu
Muniek Staszczyk, fot. materiały prasowe

Trzy lata temu, w samym środku lata, fani T.Love wstrzymali oddech. Lotem błyskawicy media obiegła wiadomość, że lider ich ulubionego zespołu, znanego z takich hitów jak Warszawa, Ajrisz, King czy Nie, nie, nie, miał udar krwotoczny. Paradoksalnie dziś, po tamtych przeżyciach, Muniek Staszczyk wydaje się nawet silniejszy niż przedtem. Rock'n'rollowy styl życia, jaki uprawiał przez ostatnie kilkadziesiąt lat, szczęśliwie nie spowolnił jego rekonwalescencji, choć jak sam przyznaje, tamto doświadczenie bardzo go zmieniło. Teraz bardziej dba o siebie i jeszcze bardziej kocha ludzi. Jak sam mówi, "życie jest jedynym lekarstwem na śmierć".

Momenty krytyczne często pozwalają nam coś realnie zmienić - przewartościować życie na dawno nieruszanych płaszczyznach. I tak też wydaje się teraz dziać w życiu Muńka - zarówno tym prywatnym, jak i artystycznym. Bo jak to jest, że po latach wydawania dość przeciętnych płyt, którym niewątpliwie były I Hate Rock'n'Roll (2006), Old is Gold (2012) i T.Love (2016), nagle panowie wchodzą do studia i wypluwają (a może raczej wyszczekują) tak dobry krążek jak Hau! Hau! (2022)? Na tyle, że w odróżnieniu od tamtych, nie broni się "momentami", ale "w całości", mimo że wciąż jest daleki do ideałów, jakimi były King (1992) i Model 01 (2001).

"Nie ma co wymyślać prochu. Muzyka się zmienia, polski rynek też i coraz mniej jest na nim zespołów, które grają klasycznego rock and rolla. Gitara wydaje się passé, coraz więcej produkcji opiera się na samplerach. Chcieliśmy pokazać ludziom, że gitara ma sens, przywrócić wiarę w takie granie" - opowiadał niedawno w wywiadzie Staszczyk o swoim planie na Hau! Hau!. Planie, który choć prosty w swojej koncepcji, zadziałał świetnie. Panowie z T.Love w końcu wyszli nieco ze swojej strefy komfortu - radiowego, miałkiego banału. Może i dalej są dziadersami, ale za to z jaką ikrą!

Wpływ na jakość krążka musiał mieć fakt, że zrealizowany został w "historycznym", najwłaściwszym dla T.Love składzie: obecnie Muńkowi towarzyszą Janek Benedek (gitary, kompozycje, produkcja muzyczna), Jacek Perkowski (gitary), Paweł Nazimek (bas) i Sidney Polak (perkusja). Warto podkreślić tu zwłaszcza relację na linii Staszczyk-Benedek, bo słowa tego pierwszego - ciągi celnych, społeczno-politycznych komentarzy, świetnie leżą na kompozycjach tego drugiego, podlanych miejskim rockiem, a niekiedy - wbrew zacytowanej wypowiedzi Muńka - nawet i elektroniką, która, co zaskakujące, okazuje się mieć w przypadku T.Love zastosowanie. Mieć 40 lat i być w takiej formie? Niejedni mogą im zazdrościć... No to do dna!

Sebastian Gabryel

  • T.Love
  • 21.10, g. 20
  • Tama
  • bilety: 129 zł

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022

Zobacz także: