Jedną z największych trudności w odbiorze muzyki eksperymentalnej wydaje się być nasze przyzwyczajenie do pewnej konwencji. Większości gatunków, bez względu na charakterystyczne dla nich brzmienia, stylistyki, schematy i różnego rodzaju stałe rozwiązania, prezentuje się w nad wyraz czytelnej formie. Można się o tym przekonać, kręcąc gałką radiowego tunera. Pewien standard wydaje się być zachowany bez względu na to jakiej słuchamy stacji. Pop, rock, hip hop, wreszcie blues, jazz i muzyka poważna - w każdej z tych "muzyk" zostaje zasygnalizowany początek, istnieją przejścia, rozwinięcia i w końcu finalna kropka nad i. Co jednak w momencie, kiedy wspomniane wyżej reguły przestają obowiązywać? Czy to jeszcze muzyka czy może tylko szum?
To pytanie wydaje się towarzyszyć dyskusji na temat takich gatunków jak noise, ambient i drone - swego rodzaju antonimów radiowej piosenki, w których fundamentem jest przede wszystkim operowanie barwą i natężeniem dźwięku. Idąc tym tropem, docieramy do miejsca krańcowego, które zmusza do postawienia kolejnego pytania: jeśli wyżej wymienione style wciąż są muzyką, to czy będą one nią również zastąpione ciszą tylko okazjonalnie przerywaną dźwiękowymi artefaktami? Non-music z "4'33''" - pamiętnego utworu Johna Cage'a, warto podkreślić, że powszechnie ocenianego jako "muzyczny", to tylko jeden z przykładów pokazujących jak trudno jest w tym przypadku udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Twórczość Michaela Nine'a na pewno tego nie ułatwia - raczej dezorientuje niż organizuje. Amerykański producent, niegdyś działający w ramach skrajnie eksperymentującego projektu Death Squad, a od kilku lat wydający pod nazwą MK9, sięga najdalej jak tylko się da, o czym przekonują już same tytuły jego albumów oraz zawartych na nich "kompozycji". Sam twórca określa je jako utwory "anti-sound", co wcale nie wydaje się być błędnym określeniem, mając na uwadze treść choćby "Silence from self medicated" czy "Nothingness exist".
W każdym z przypadków działalność artysty to już nie tylko skrajnie minimalistyczna muzyka, ale jak sam podkreśla, rodzaj dźwiękowo-wizualnej terapii psychologicznej, w domyśle pozwalającej odbiorcy na oczyszczenie siebie i zrozumienie tego, co znajduje się "na zewnątrz". Bardzo podobne podejście wydaje się mieć niepozorna Kanadyjka ukrywająca się pod pseudonimem Rusalka, którą również będzie można usłyszeć podczas wtorkowego koncertu. Artystka z pomocą thereminu i innych, często bardzo nietypowych urządzeń elektronicznych, zademonstruje transcendentny wymiar ludzkiego życia i często głęboko skrywane, mroczne oblicze człowieczej natury. Czy z udanym skutkiem?
Sebastian Gabryel
- MK9 & Rusalka
- Las (ul. Małe Garbary 7a)
- 13.12, g. 21
- bilety: 15 zł