Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

W fotografii szukam czułości

- Ostatnio dużo w kontekście etyki mówiło się o sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Czy podanie znalezionym w środku ciemnego lasu, wyziębionym i wycieńczonym uchodźcom ciepłego jedzenia i wody jest przekroczeniem jakichkolwiek granic? To nie są żadne dylematy. Za opowiadanie tych historii redakcje płacą nam pieniądze. Nie uważam, żebym jakkolwiek się poświęcał - mówi Jędrzej Nowicki*, fotograf, autor najnowszego zbioru zdjęć Blizny, którego efektem będzie zin i wystawa w Pix.house.

. - grafika artykułu
Zdjęcie z serii "The Scars / Blizny", fot. Jędrzej Nowicki

Bohaterami Twoich zdjęć są w większości młodzi ludzie. Patrzę na zdjęcie wykonane nieopodal mińskiej stacji metra Puszkinskaja, które równie dobrze mogłoby być zrobione w Warszawie czy Berlinie. Młodzi ludzie są wszędzie tacy sami?

To kwestia stereotypów, także tych kreowanych przez nas i przez media. Na Białorusi, ale również w Kijowie, Moskwie i innych miastach Wschodniej Europy, jest pełno młodych ludzi, którzy ubierają się tak jak my w Europie Środkowej czy Zachodniej, słuchają tej samej muzyki, chodzą na takie same imprezy. Noszą w sobie te same uczucia i emocje. I tak jak my wszyscy dzisiaj, żyją w dużej mierze w internecie i widzą, jak wyglądają inne społeczeństwa, jak może wyglądać świat.

Twoje zdjęcia z barykad, które pokazujesz w najnowszym zinie Blizny, przypominają te wykonywane przez fotografów prasowych podczas zamieszek w Paryżu. Oczywiście, widać różnice w tym, kim są protestujący, ale emocje uczestników i ich pragnienia wydają się być podobne.

Nie chciałem, aby ta stworzona przez mnie książka fotograficzna była opowieścią tylko o wydarzeniach na Białorusi. Gdzie nie spojrzymy widać głębokie i gwałtowne społeczne przemiany. Szczególnie poprzedni rok pokazał, że młodych ludzi w różnych krajach - choć może różnić ich kapitał ekonomiczny czy kulturowy - niezależnie od szerokości geograficznej łączy dążenie do wolności.

Ile razy byłeś na Białorusi?

Zdjęcia do książki powstały podczas jednego wyjazdu za naszą wschodnią granicę. Dokumentowałem wydarzenia na Białorusi dla "Gazety Wyborczej" i "The Wall Street Journal". Na miejscu, razem z grupą polskich i zagranicznych dziennikarzy, pracowaliśmy aż do momentu, kiedy formalnie nasz pobyt w kraju musiał się skończyć - wygasły nam turystyczne wizy, bo prawie wszyscy pracowaliśmy tam bez dziennikarskich akredytacji, których po prostu nam nie przyznano. Opuszczając Białoruś miałem wrażenie, że zostawiam za sobą niedokończoną historię - rewolucja czy raczej masowe protesty cały czas przecież trwały. Była to więc historia nie tylko niedokończona przeze mnie, ale też przez samych Białorusinów.

Czy oni tę opowieść kiedyś skończą?

Mam nadzieję, że tak. W ten sposób rozumiem świat i w to wierzę. Koniec końców każdy system totalitarny, nawet ten, na którego czele stoi Łukaszenka, upadnie i wygra wolność. Bo choć nie dziś, to kiedyś przecież wstanie świt.

Pierwsza część Twojej książki Blizny to opowieść bardziej reporterska, za to druga wydaje się intymną wypowiedzią.

Reporterskie na pewno są fragmenty pierwszego rozdziału tej opowieści, ale chciałem, żeby była ona przede wszystkim spokojna, żeby dawała przestrzeń do refleksji. Te części się uzupełniają, część druga, z portretami i wywiadami, jest konsekwencją części pierwszej.

Dlaczego postanowiłeś uzupełnić swoje fotografie słowami? Sam obraz nie wystarczył?

Fotografia jest medium ułomnym. Nie wyobrażam sobie zdjęć z drugiej części bez historii spisanych przez Ninę Boichenko. Te zdjęcia bez tekstu nic by nie znaczyły. Historie kobiet, które uwieczniłem na zdjęciach, muszą być dopowiedziane. To ich świadectwa, świadectwa tytułowych blizn. Tych śladów zupełnie zewnętrznych - ran czy siniaków, i tych wewnętrznych, które powstały w wyniku represji reżimu Łukaszenki, który zmusił je do emigracji z kraju. Nina bardzo pięknie te świadectwa spisała i oddała w swoich tekstach. Swoje, bardziej ogólne, spojrzenie na sytuację Białorusi spisał też Ziemowit Szczerek. To wstęp do książki.

Twoje zdjęcia są niewątpliwie zaangażowane społecznie. Gdzie przebiega granica między aktywizmem a dziennikarstwem?

Mam swoje poglądy i emocje i choć staram się ich w trakcie pracy nie okazywać, to nie zawsze to się udaje. Ale masz rację - oglądając moje fotografie można uznać że, tak jak na prezentowanych w Bliznach zdjęciach, opowiadam się po stronie białoruskiej wolności. To prawda i nie wiem dlaczego miałbym to ukrywać. Nie uważam, żeby wspieranie praw człowieka było jakimś szczególnym poglądem - to punkt wyjścia. Równocześnie uważam, że nigdy nie przekroczyłem cienkiej linii etyki dziennikarskiej. Bo choć nie określiłbym się mianem dziennikarza, to na pewno pracuję w jej ramach. Opowiadam o emocjach ludzi najsprawniej jak potrafię.

Bohaterowie słynnej książki Bractwo Bang Bang opowiadali, że gdy przyjeżdżali na miejsce strzelanin i wybuchów bomb w RPA, to mieli minutę, góra dwie na fotografowanie, następnie jeżdżąca z nimi sanitariuszka - dziewczyna jednego z reporterów, zaczynała pomagać ludziom i ich opatrywać.

To ważne, by w fotografii nie zatracić poczucia człowieczeństwa. Do tej pory w swojej pracy nie spotkałem się z sytuacjami, które stawiałyby mnie przed trudnymi, etycznymi wyborami. Ostatnio dużo w kontekście etyki mówiło się o sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Czy podanie znalezionym w środku ciemnego lasu, wyziębionym i wycieńczonym uchodźcom ciepłego jedzenia i wody jest przekroczeniem jakichkolwiek granic? To nie są żadne dylematy. I jeśli są wśród nas osoby dokumentujące świat, dla których to jest jakiś rodzaj rozdarcia, mogę im tylko współczuć. Za opowiadanie tych historii redakcje płacą nam pieniądze. Nie uważam, żebym jakkolwiek się poświęcał.

Sam wywołałeś temat obecnych wydarzeń na granicy. Czym się różniła praca tam, od fotografowania podczas wydarzeń w Mińsku?

Na granicy spotykałem wykończonych fizycznie i psychicznie ludzi. W Mińsku sytuacja była zupełnie inna. Choć oba te światy łączyła jedna rzecz - nieustanny strach przed aparatem represji, który czuli bohaterowie moich zdjęć. Dlatego myślę, że zarówno na granicy, jak i podczas wolnościowych protestów ludzie szukali tak naprawdę tego samego - wolności i godności. Chciałem w swoich zdjęciach dać im przestrzeń na wyrażenie tych dwóch tak niezwykle ważnych dla nich pragnień. Starałem się nie szukać sensacji.

To też moja droga na okiełznanie tego ponurego świata. Myriam Boulos, libańska fotografka dokumentalna, opowiadając o niedawnych protestach i niepokojach, jakie przetoczyły się przez ulice Bejrutu, powiedziała, że w mieście, które trawi chaos i zniszczenie, ona szuka czułości - sugerując, że to jedyny sposób odczuwania, który może nas uratować. Myślę, że podobnie patrzę na świat.

Na koniec pozwoliłem sobie zostawić pytanie o sens fotografii reporterskiej. Czym się różnią twoje zdjęcia od fotografii wykonywanych przez samych uczestników wydarzeń? W końcu, w dobie social mediów, nigdy nie będziesz tak szybko i tak bardzo w centrum, jak oni ze swoimi smartfonami. Dokumentujący fotograf już zawsze będzie o dwa kroki spóźniony.

Na szczęście, zarówno dla mnie, jak i dla moich zdjęć, udało mi się odejść od pracy gazetowo-agencyjnej, newsowej. Nikt nie wymaga już ode mnie pogoni za tematem i błyskawicznego przesyłania zdjęć na serwery redakcyjne. Obecnie mniej uważam siebie za fotoreportera, bardziej za dokumentalistę. Mogę skupić się w swoich zdjęciach na wizualności, opowieści i przede wszystkim na emocjach - już nie wykrzyczanych, a opowiedzianych. Uspokoiłem się. Ten spokój i wyciszenie można, mam taką nadzieję, znaleźć w moich zdjęciach. Tego w nich szukam - delikatności i czułości.

Co dalej?

Nadchodzi zima i z Emilią Dłużewską chcemy dokończyć to, co zaczęliśmy latem w Warszawie. Chcemy przez pryzmat miasta pokazać dwa oblicza jego mieszkańców - to letnie, beztroskie, radosne, być może czasem naiwne, i zimowe - depresyjne, milczące i zakutane przed mrozem. Mamy wrażenie, że to może stać się szerszą opowieścią o dwoistości naszego życia, nie tylko w kontekście mieszkania w post-sowieckiej stolicy, ale życia po prostu. Do tego będę bacznie zwracać uwagę na wydarzenia na Białorusi i w Europie Środkowo-Wschodniej.

Rozmawiał Adam Jastrzębowski

*Jędrzej Nowicki - jeden z najciekawszych dokumentalistów młodego pokolenia, swoją fotograficzną podróż rozpoczął w redakcji poznańskiego oddziału "Gazety Wyborczej". To podróż, która zaowocowała licznymi nagrodami, publikacjami w "Le Monde", "Die Zeit" i "The Wall Street Journal", a nade wszystko - charakterystycznym spojrzeniem na świat, właśnie poprzez fotografię. Wychowany na Łazarzu fotograf w łazarskiej galerii Pix.house pokaże na przełomie roku swój najnowszy projekt, tym razem traktujący o Białorusi - Blizny.

  • Wystawa fotografii Jędrzeja Nowickiego The Scars / Blizny
  • 16.12.2021-28.02.2022
  • Pix.house
  • wernisaż i spotkanie z Jędrzejem Nowickim: 16.12, szczegóły wkrótce na pix.house

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021