Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Różne rodzaje walki

- Kiedy maluje się wiele obrazów, to w pewnym momencie uzyskuje się pewien efekt, który nie do końca można rozpoznać podczas samego procesu powstawania, bądź tuż po jego ukończeniu. Chyba nie mam poczucia porażki, ale i brakuje mi wrażenia zwycięstwa. Malarstwo jest rodzajem istnienia drogi, którą każdy z nas przechodzi w uprawianej przez siebie dziedzinie - mówi Andrzej Zdanowicz*, którego wystawa Gry zostanie otwarta 22 września w Galerii Jerzego Piotrowicza Pod Koroną.

. - grafika artykułu
Praca Andrzeja Zdanowicza, fot. materiały artysty

Na swojej stronie internetowej zamieścił Pan autoprezentację zaczynającą się od słów: "Tematem moich obrazów w znakomitej większości jest walka". Czy mógłby Pan to wyjaśnić?

To bardzo szerokie zagadnienie. Ująłem je bardzo skrótowo. To, co mnie interesuje, nie tyle dotyczy walki w sensie dosłownym, a raczej walki z samym sobą, z przeciwnościami, wątpliwościami czy nawet z lenistwem. Z problemami, które człowieka dopadają, a on musi się z nimi zmierzyć. Jest tego w życiu sporo.

Nie ukrywam, że w pewien sposób duży wpływ na mnie zawsze wywoływało malarstwo włoskie XIII-XIV wieku. Ci artyści często podejmowali - zresztą bardzo pięknie, graficznie i malarsko rozstrzygnięte - motywy związane z walką, ale taką raczej dosłowną. Rzeczy związane ze sprawami technicznymi, a także ze współczesnej perspektywy - tę walkę z samym sobą - próbuję pokazać w tym, co sam tworzę.

To dość nietypowe zainteresowanie, jak na malarza współczesnego. Dlaczego tak Pana fascynują ci dawni Włosi?

Nietypowe? Dla mnie XIII-XIV wiek to szczyt osiągnięć malarstwa w ogóle. A ja staram się po prostu czerpać z tego, co w malarstwie najlepsze. Uważam, że w tych pracach jest zawarte wszystko, co powinno ono w sobie mieć - znaczenie, formę, rysunek, kolor, proporcje i światło. Wydaje mi się, że późniejsza sztuka próbowała te rzeczy rozczłonkować. Skupiając się na poszczególnych aspektach, już nie próbowano znaleźć dla nich wszystkich wspólnego mianownika.

Oczywiście - mi się też to nie udaje.

Czy jeśli i Panu się to nie udaje, to czy z tej perspektywy każda praca jest z góry założona przez Pana jako porażka, skoro nie da się już obecnie tego osiągnąć, co niegdyś?

Na pewno jest porażką wobec tych ludzi, którzy wtedy malowali. Natomiast jeśli chodzi o wymagania współczesne - to, jak świat się zmienił i czego się od nas obecnie domaga - wydaje mi się, że nie. Ja chciałbym w swych pracach móc opowiadać tak, jak oni. Nie czuję jednak takiej presji. Nikt też tego ode mnie nie oczekuje. Robię to więc po swojemu - w lepszy lub gorszy sposób

A jak skończy już Pan daną pracę, to jest w stanie czuć z niej jakąkolwiek satysfakcję? Czy raczej dominuje u Pana poczucie, że znów zawiódł swoich mistrzów?

Nie, ja nie myślę w ten sposób. Jak pracuję, to myślę o obrazie generalnie. Podejrzewam, że tak, jak robi to każdy inny twórca. Nigdy nie jestem do końca zadowolony z tego, co osiągnąłem. Poza tym, pewne rzeczy dzieją się trochę poza nami, gdy malujemy. Gdy po jakimś czasie patrzę na niektóre prace, stwierdzam że dotknęły czegoś, czego w tamtym momencie, wykonując te obrazy, zupełnie sobie nie uzmysłowiłem. A jednak udało mi się tego czegoś dotknąć. Są też i takie prace, o których z góry już wiem, że się nie udały. Nie umiem tego metodologicznie wytłumaczyć.

A jak by Pan zdefiniował siebie jako artystę? Kim Pan jest w zestawieniu z dawnymi mistrzami?

Nie próbuję stawać z nimi w szranki. Pewnie nie te umiejętności, nie ta technika. Natomiast robię to, co mogę w miarę moich możliwości i na miarę naszych czasów. Myślę jednak, że obecnie ten wątek jest mało istotny. Odniosłem się do niego tylko dlatego, że dla mnie jako młodego człowieka, który zaczynał malować, tamte czasy były pewnym wyznacznikiem.

Na czym polegają "gry", które umieścił Pan w tytule swojej wystawy w Galerii Jerzego Piotrowicza Pod Koroną?

Nadaję obrazom tytuły, które nie opisują wprost tego, co się w danej pracy dzieje i o czym ona opowiada. Często stosuję taki zabieg. Sięgnąłem po niego po raz pierwszy robiąc dyplom z malarstwa. Wtedy tytuł obrazu był zarazem tytułem opowiadania, które mu towarzyszyło. Natomiast sam obraz nie miał z tym opowiadaniem tak naprawdę nic wspólnego. Czasami tytuły moich prac są zupełnie obok tego, o czym opowiada obraz.

To właśnie są te Gry, które są hasłem wrześniowej wystawy?

W zasadzie sam proces malowania jest w jakiś sposób grą. Wiąże się z walką. Gra jest przecież również walką. W związku z tym pojawiają się takie obrazy, jak gra w okręty, w której poruszamy się po szachownicy. Przekładany na język malarski obraz jest grą i walką jednocześnie.

Co Pan pokaże?

Obrazy. Obrazy olejne,  malowane techniką wodną i mieszaną. Będą różnej wielkości. Pochodzą z ostatnich czterech-pięciu lat mojej pracy.

Czy mógłby Pan opowiedzieć o czasie, gdy był dziekanem Wydziału Malarstwa na Uniwersytecie Artystycznym? Jakie to było doświadczenie?

Z tą wystawą nie ma to nic wspólnego. Wydaje mi się, że to rozmowa na inny temat. To funkcja administracyjna - i tyle.

A jaka jest prowadzona przez Pana  IV Pracownia Malarstwa? Czy ma jakieś cechy charakterystyczne?

Miałem dosyć ułatwione zadanie, bo pracownię, którą teraz kieruję, przez bardzo wiele lat prowadził profesor Norbert Skupniewicz, u którego byłem asystentem i współpracowałem z nim przez około dwadzieścia lat. W naturalny sposób wiele rzeczy z programu i spojrzenie na malarstwo przejąłem właśnie od niego. Był dla mnie mistrzem - poza profesorem Świtką, u którego robiłem dyplom. Tym dwóm artystom najwięcej zawdzięczam, jeżeli chodzi o sposób patrzenia na sztukę i malarstwo. W związku z tym, prowadzona przeze mnie pracownia w pewnym sensie kontynuuje myśli tych dwóch osób. Jej program opiera się przede wszystkim na budowaniu przestrzeni artystycznej, będącej przestrzenią przyjazną studentom. Jeśli chodzi o malarstwo, to koncentruje się z kolei na obserwacji, z której wynika kolor, rysunek i rola płaszczyzny w obrazie. Właśnie na to, wraz z moją asystentką Julią Królikowską, kładziemy największy nacisk. Ważne jest też dla nas znaczenie obrazu - to, o czym opowiada. Próba połączenia aspektu formalnego ze znaczeniowym jest w tym momencie bardzo dla nas istotna.

Skoro pracuje Pan jako pedagog na uczelni, to czy ma Pan dość czasu na malowanie? Czy tego czasu jest dużo, czy mało? Czy trudno jest to pogodzić, czy wychodzi to Panu dobrze?

Zapewne każdy z nas pracujących na uczelni odpowiedziałby na to pytanie inaczej. Nasza praca nie polega tylko na działalności dydaktycznej, ale i aktywności własnej. Jeśli ktoś dobrze zorganizuje swój czas, to jest w stanie te dwie rzeczy połączyć.

A ile Pan pracuje jako malarz? Czy jest Pan tytanem pracy?

Osiem lat pełnienia funkcji dziekana spowodowało, że czasu na malarstwo miałem niewiele. Zatem obecnie staram się malować dużo. Mam wrażenie, jakbym chciał nadrobić stracony czas, którego mam nadzieję, nie marnotrawię.

Czy da się malować całymi dniami? Czy trzeba planować krótsze sesje?

Całymi dniami? Tak nie można. Musi być oddech.

Przed pandemią, gdy nauczanie odbywało się normalnie - w dni, gdy miałem zajęcia starałem się malować po południu. A w pozostałe dni wykorzystywałem w ten sposób swój czas do południa.

Czy to uczenie przez komputer było frustrujące?

Obraz olejny czy w innej technice, który jest przekształcony przez media cyfrowe, wygląda zawsze odmiennie, bo każde medium inaczej oddaje kolory. Wymagało to sporo dociekań, aby zrozumieć intencję autora, choćby w przybliżeniu. Takie konsultacje trwały dłużej i zabierały więcej czasu, niż w przypadku pracy na uczelni, gdy widzi się daną pracę bezpośrednio. Ale od strony technicznej było to dobrze ogarnięte - korzystaliśmy z platformy, która świetnie działała.

Uważam jednak, że uczenie malarstwa przez komputer jest co najmniej wątpliwe. Nie wiem, jak to będzie wyglądało w tym roku akademickim. Mam nadzieję, że już powrócimy do normalności.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Andrzej Zdanowicz - urodzony w 1960 roku w Poznaniu. Studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w V Pracowni Malarstwa. W 1985 roku otrzymał dyplom z wyróżnieniem w pracowni prof. Jana Świtki. Od 1986 do 2007 roku pracował jako asystent w IV Pracowni malarstwa prof. Norberta Skupniewicza. Od 2007 roku prowadzi IV Pracownię Malarstwa na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu. W latach 2008-2016 roku pełnił funkcję Dziekana Wydziału Malarstwa i Rysunku UAP.

  • wystawa Andrzeja Zdanowicza Gry
  • otwarcie: 22.09
  • Galeria Jerzego Piotrowicza Pod Koroną
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021