Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Od lęku do miłości

Choć skrajności najczęściej bywają zgubne, zdarzają się sytuacje, w których ta zguba może okazać się fascynująca. Na takie właśnie poszukiwania zaprasza nas Muzeum Sztuk Użytkowych, w którym od połowy października dostępna jest wystawa Wiele / Niewiele. Dwie drogi myślenia w projektowaniu graficznym, przedstawiająca kontrast pomiędzy horror vacui i amor vacui.

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Skąd to podążanie od lęku do miłości? Z zestawienia dwóch wspomnianych w tytule wystawy dróg, horror vacui i amor vacui - lęku przed pustką i miłości do niej. Umieszczając te pojęcia w kontekście sztuki, horror vacui rozumiany jest jako tendencja do całkowitego wypełniania powierzchni danego przedmiotu bądź przestrzeni (czy to na płótnie, czy na papierze) mnogością ornamentalnych, figuralnych lub geometrycznych motywów. Co ciekawe, to samo pojęcie według starożytnych Greków oznaczało przekonanie, że istnienie próżni w przyrodzie nie jest możliwe, ponieważ natura zawsze będzie jej przeciwdziałać, dbając o to, by po odejściu jednego pojawiło się drugie. Widać związek, prawda?

Na drugim biegunie zaś mamy amor vacui, czyli operowanie dużymi, gładkimi i nieozdobionymi płaszczyznami. Jest to estetyka typowa między innymi dla sztuki konceptualnej, kultury japońskiej i współczesnego minimalizmu. Według twórców pojęcia stylu manieryzmu, w kompozycji elewacji budynku oznaczał przewagę gładkich powierzchni, która powstawała na skutek nie tylko eliminowania ornamentów (co wydaje się być dość oczywiste), ale także na skutek specjalnego grupowania okien. Mamy więc bogactwo i ascetyzm, przepych i skromność, a nade wszystko - siłę wyrazu, która - choć ujęta w inne ramy - inspiruje tak samo mocno.

Wystawa, której kuratorką jest Barbara Górecka, została oparta na takich właśnie przeciwieństwach i odmiennościach. Jej bohaterami są obiekty z kolekcji Galerii Plakatu i Designu Muzeum Narodowego w Poznaniu. Wśród nich, oprócz plakatów, znajdują się także pochodzące z książek i prasy ilustracje. Spektrum przedstawianych dzieł jest zatem dość szerokie, co, patrząc na temat wystawy, jawi się jako kolejny jej walor.

Zaczynamy od pustki. Najjaśniejszym punktem tej części okazał się dla mnie plakat Jana Młodożeńca z 1970 roku, promujący Dni Oświaty Książki i Prasy. Intensywne, energetyzujące odcienie pomarańczu i żółci, przedzielone mocnymi, symetrycznymi liniami. Układ kompozycji przywodzi na myśl dzieła Mondriana, twórcy neoplastycyzmu, który w malarstwie postulował geometryczną abstrakcję. Wspomnieć także chciałabym Festiwal Polskiej Pianistyki, plakat edycji z roku 1967, który w ujęciu Huberta Hilschera oparł się na nienagannej i bardzo wymownej linii pudła rezonansowego, oddzielającej znamienną dla fortepianów głęboką czerń od bieli. Podobny klucz kolorystyczny wykorzystany został przez Lexa Drewińskiego, który na swoim Five to twelve przedstawił cząstkę czasu, jakby wyjętą z zegara. I znów - sama ona jest czarna, mocna, o wyraźnych krawędziach. Poza nią, reszta czasu tonie w bieli. Na szczycie planszy dumnie stoi (unosi się?) 12. Przestrzeń. Oddech... Pewnym kontrastem do dwóch wspomnianych prac jest plakat ilustrujący Irkucką historię Aleksieja Arbuzowa w wykonaniu Henryka Tomaszewskiego. Na tle karminowej głębi rzucony został bladożółty damski pantofel na wysokim obcasie. Reszta jest ciszą. Niedopowiedzeniem. Intrygującym, czasem niepokojącym, niemal zawsze wzbudzającym podziw dla odwagi zadecydowania o wykorzystaniu tego właśnie elementu i nadania mu tego właśnie znaczenia.

Po przejściu do sali obok nasze zmysły zderzają się z zupełnie inną rzeczywistością, rzeczywistością miłości. I znów, trudno było mi oderwać wzrok od Młodożeńca, który tym razem zapraszał do Teatru Dramatycznego na Indyka Sławomira Mrożka. Na pierwszy rzut oka - kolaż, na drugi - ręczna robota, kipiąca od odwzorowań pisma kompozytora-wizjonera, rysownika (kilku rysowników) bazgrolących, próbujących kształtów, zaczynających historię o osiłku prężącym mięśnie i ściągającym sobie głowę...  Na samym środku pomieszczenia, po jednej ze stron podwieszonych do sufitu ram, spogląda na nas Witkacy w ujęciu Waldemara Świerzego. Kipiący od kolorów portret, wykonany z okazji setnych urodzin artysty, składa się w większości z poziomych pasków grubości opuszka palca, które - im wyżej i bliżej czubka głowy - tym częściej zaczynają przeplatać się z paskami o orientacji mocno skośnej, szalonej, nieprzewidywalnej. Jak sam Stanisław Witkiewicz? Czar plakatu tkwi w dystansie. By móc objąć twarz artysty w całości, trzeba spojrzeć z pewnej odległości. Przybliżając się do dzieła, tracimy kontekst, ale za to robiąc to szybko, zyskujemy przeżycie z gatunku... szalonych, nieprzewidywalnych. Jak sam Stanisław Witkiewicz.

Wartych opisu prac jest więcej. Nie chciałabym jednak odbierać Wam przyjemności z tego spotkania, a raczej zachęcić do tego, byście się na nie wybrali. Niesamowicie jest podziwiać efekty prac twórców reprezentujących dwie tak różne drogi. Wystarczy zrobić kilka kroków w głąb wystawowej przestrzeni, by z wymiaru ascetyzmu przejść do wymiaru nasycenia. Nie sposób wartościować te podejścia - za każdym z nich kryje się bowiem przemyślana intencja i zamysł. Warto natomiast przyjrzeć się emocjom, które każdy z obiektów w nas wzbudza. Które rozwiązania wywołują w nas spokój i zachęcają do uważnego zatrzymania się w Tu i Teraz? Od których bije wręcz zaraźliwa energia, wprawiając nas w stan przeczący nieco aktualnej porze roku? To są wszystko cenne komunikaty, tak samo o dziele, jak i o Was samych. Ciekawie jest postrzegać wystawy jako spotkanie, nawet intymne - z dziełem właśnie, z jego twórcą, myślą. To Wasza chwila, a co z niej wyciągniecie - to już od Was zależy.

Marta Szostak

  • wystawa Wiele/Niewiele. Dwie drogi myślenia w projektowaniu graficznym
  • kuratorka: Barbara Górecka
  • otwarcie: 16.10
  • Muzeum Narodowe
  • czynna do 15.01.2023
  • bilety: 5-7 zł

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022