Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Martwa natura jest czyściuteńka

- Zapisana w pejzażu walka żywiołów, bądź cisza  - taka prawie aż śmiertelna, są nośnikami czegoś, co każdy z nas doświadcza, ale na co dzień przechodzi obok tego obojętnie - mówi Sylwester Łachacz. Jego wystawa Pejzaże transparentne zostanie otwarta w środę w Galerii Jerzego Piotrowicza.

. - grafika artykułu
Sylwester Łachacz, "Chorwacja", fot. materiały artysty

Artysta tworzy obrazy przedstawiające pejzaże, które trudno byłoby jednoznacznie usytuować w polu abstrakcji bądź realizmu. Jego prace uciekają od dosłowności i drobiazgowej reprodukcji natury. Nie znajdziemy tych "widoków" w rzeczywistości. Nie posiadając konkretnych odniesień do realnych przestrzeni - są raczej odbiciem pejzaży wewnętrznych, wyobrażonych. To rzeczy, które Łachacz wrzucił kiedyś na "dyskietkę" i nosił ze sobą, by potem przekazać w obrazie wszystkie ładunki emocjonalne, związane z przeobrażonym, ponownie przemyślanym i przepisanym na płótno widokiem. W finalnych pracach zawarta jest silnie związana z tym procesem nieoczekiwana siła. Jednak to, czy ktoś się w nich odnajdzie, zależy już od wrażliwości i chęci patrzącego.

- Siedzę od lat w temacie pejzażu, w którym nie ma żadnej intrygi literackiej. Bo tam, gdzie pojawia się człowiek i literatura, tam ludzie dopatrują się różnych rzeczy. Gdy jako dziecko czytamy książeczkę, to nasza lektura przebiega od ilustracji do ilustracji. Potem się jednak okazuje, że te ilustracje nie są wcale tym, co można wyczytać - tłumaczy. Stąd sam woli tworzyć obrazy wyrażające odczucia, dzieła nakierowane bardziej na transcendencję. I sądzi, że psychiatra na podstawie plam barwnych mógłby zapewne określić stan jego duszy i umysłu.

Te na poły abstrakcyjne medytacje tworzy jednak człowiek, który, jak sam przyznaje, nigdy nie potrafi być w rozmowie przez zbyt długi czas zupełnie poważny i szybko zaczyna żartować. Śmieje się zazwyczaj, że jest dobry rocznik 1955, dodając: "Niewielu jest już nas na świecie. Inni albo zachlali, albo pochorowali się z innych przyczyn". Poznaniak z urodzenia - po ukończeniu liceum plastycznego studiował w Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, gdzie był uczniem prof. Stanisława Teisseyre'a. W roku 1982 obronił dyplom w pracowni prof. Izabeli Gustowskiej oraz prof. Włodzimierza Dutkowiaka.

Swoją koncepcję pejzażu zaczął budować w okresie szkolnym. Wtedy jeszcze pojawiały się na obrazach elementy figuratywne. - Potem to już zupełnie wyczyściłem. Tam, gdzie jest człowiek, tam jest bajzel po prostu. Martwa natura jest czyściuteńka. Nawet jeśli tworzy chaos, to jest on estetyzujący. Jeżeli na moich pejzażach są podśmiechujki, to dotyczą plam barwnych, bądź nietypowego usytuowania linii horyzontu- z perspektywy, psa, dziecka czy ptaszka - tłumaczy i zaznacza, że te przekleństwa u niego są naturalne, a zresztą odbiorcy poniekąd oczekują takiego języka u artysty - tego, że będzie "rzucać kurwami".

- Czasami zastanawia mnie to, że ludzie więcej widzą w moich pracach niż ja. Bywa, że w reakcji na obrazy ktoś zaczyna mi nagle opowiadać o miejscu gdzie był, w którym "właśnie tak było". Zdarzyło się, że w Niemczech podpite towarzystwo zatrzymało się na autostradzie nie bacząc na mandaty, bo nagle zobaczyli brązowo-fioletowe niebo i potem mówią "Kurwa, Sylwaj, tak jak u ciebie, na tym jednym obrazku". Do tego stopnia emocje na moich pracach potrafią przemawiać do ludzi, którzy posiadają wrażliwość. Poza jej posiadaniem, człowiek musi się jednak również do niej przyznać, a rzadko to się zdarza - opowiada artysta.

Jego transcendentne pejzaże psychiczne oddają potrzebę człowieka do poszukiwania przestrzeni, w których będzie się dobrze czuć. - Jeżeli na moim obrazie zaintryguje kogoś drobna plama, to ta osoba w oparciu o nią zbuduje sobie własny pejzaż. W pewnym sensie moja rola polega na tworzeniu podpowiedzi. Ja zapisuję to, co czuję, a nie to, co widzę. Bo to, co widzi się w danym momencie, po chwili staje się już czymś innym. Świat jest dynamiczny - również i w moim odbiorze. Jesteśmy przyzwyczajeni do obrazów zapisanych, które oglądamy na monitorach - podczas, gdy w rzeczywistości są one zmienne. Jeśli będziemy powracać w jedno miejsce, to za każdym razem będzie ono inne. Jeśli będziemy przesiadywać nad jednym jeziorem i "pacykować" obrazy - to każdego dnia przytrafi się nam coś nowego - zauważa.

Sam unika robienia szkiców i woli korzystać z tego, w jaki sposób sam zapamiętuje różne widoki i kreuje własne. - Nie wyjeżdżam w plener, aby cały czas się "ładować". Zaczynam od białego płótna - i stawiam na nim jedną plamkę. To działanie aintelektualne, pozbawione filozofii. Zestawienie dwóch-trzech kolorów sprawia, że obraz powstaje niejako samoistnie. Nigdy nie tworzę widoków urbanistycznych. Wybieram zapis żywiołów. Nie zakładam również z góry, jaki stworzę pejzaż, czy będzie to widok morski, bądź przedstawienie nad jeziorem... Pejzaż to zresztą nie tylko widoczek z drzewkiem i linią horyzontu, czy otaczająca nas przyroda - to także potrzeba naszego wnętrza. Czasami drwię z pewnych tematów, czy przyjętych kanonów. Ja takich kanonów nie mam - przyznaje Sylwester Łachacz.

Marek S. Bochniarz

  • wystawa Sylwestra Łachacza, Pejzaże transparentne
  • 1-19.09
  • Galeria Jerzego Piotrowicza
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021