Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Kocham rzeźbić!

- W prasie różnie oceniano moją pracę - jednym się podobała, inni zupełnie nie mogli zrozumieć jej sensu. A to przecież symbol wrześniowych walk nad Bzurą, bitwy, która nie była zwycięska, ale świadczyła o uporze i bohaterstwie Armii "Poznań" - opowiada Anna Rodzińska-Iwiańska*, jedna z najwybitniejszych polskich rzeźbiarek, autorka pomnika Armii "Poznań".

. - grafika artykułu
fot. Wydawnictwo Miejskie Posnania

Dziś aż dwa razy, przechodząc przez park Wilsona, podziwiałam Pani rzeźby. Pięknie się prezentują wśród żółknących już funkii.

To są bliźniaczki, które znalazły się tam dzięki uporowi nieżyjącego już dyrektora Palmiarni Zbigniewa Wągrowskiego. Zobaczył u mnie w ogrodzie tę pracę, wówczas z blachy, i zapalił się do pomysłu, by Radość umieścić w parku. Propozycja spodobała mi się, ale postawiłam warunek: rzeźba musi być z brązu. No i jest, nawet w liczbie mnogiej! Można powiedzieć: Radość podwójna!

Niedaleko miejsca, o którym mówimy, na placu Kazimierza Nowakowskiego, naprzeciw Kliniki na Przybyszewskiego, jest od niedawna inne Pani dzieło, bardzo interesujące  - Leżąca w słońcu.

W plenerze oglądać można jeszcze kilka moich prac. Na Cytadeli np. jest Zwierzę, jedna z pierwszych moich rzeźb, z 1970 roku, wykonana w betonie. Szkoda, że nie ma już teraz nad nią ogromnego starego drzewa, bo kompozycja: natura - rzeźba była wówczas idealna. Ale mam nadzieję, że pojawi się w tym miejscu inne, zdrowe drzewo i będzie tak jak kiedyś. W ogóle Cytadela jest dla rzeźby plenerowej terenem niezwykle cennym, wiadomo to od lat, trzeba tylko otoczyć dzieła artystów większą troską, odnowić, przypisać autorstwo, a z tego, co obserwuję, zmiany następują i to jest optymistyczne.

A uczniowie Liceum św. Marii Magdaleny każdego dnia przechodzą obok Pani Rodziny.

To z kolei jest rzeźba z 1990 roku, wykonana w czynie społecznym, którego podjęła się moja uczelnia, obecny Uniwersytet Artystyczny... Odlew wykonały - w podobnej formie, tzn. w czynie społecznym - Zakłady Cegielskiego.

Setki ludzi, wchodząc do kościoła Karmelitów, zatrzymują się przed tablicą poświęconą Mikołajowi Skrzetuskiemu.

Zamówił ją u mnie pan Ignacy Moś. Ze spotkań z nim mam bardzo miłe wspomnienia. Przychodził do pracowni, wszystkim się interesował i przede wszystkim opowiadał o Sienkiewiczu. Jak mogłam odmówić upamiętnienia - co prawda nie bohatera Trylogii, ale noszącego to samo nazwisko szlachcica z Wielkopolski, który w testamencie zapisał, że chce być u karmelitów pochowany. Tablicy nadałam kształt portretu trumiennego i wszystko, co trzeba było - niemal jak w komiksie - w niej zawarłam. Otrzymałam za to od pana Mosia srebrną bransoletkę, którą bardzo lubię...

Od karmelitów już bardzo blisko do karmelitanek, sióstr, które zgodnie ze swą regułą żyją w zamknięciu i wobec tego Droga Krzyżowa, którą Pani dla nich wyrzeźbiła, znana jest tylko ze zdjęć. I niejednych zadziwia na wskroś nowoczesną formą.

Ale siostrom się spodobała. Bardzo mnie to ucieszyło i podniosło na duchu, bo jest dowodem na zmianę podejścia do sztuki.

Czas już przypomnieć najważniejsze, najbardziej znane Pani dzieło - pomnik Armii "Poznań", znakomicie usytuowany, jeden z najbardziej cenionych i znanych - nie tylko w Polsce - monumentów.

Na Wzgórzu św. Wojciecha stanął w 1982 roku. To był stan wojenny, bardzo trudny czas, a gdyby nie kombatanci, w ogóle by nie powstał. To ich wytrwałe upominanie się o Armię "Poznań", która z taką determinacją przeciwstawiła się Niemcom na początku wojny, doprowadziło w latach 70. do podjęcia tego tematu. Na ich prośbę zrobiłam projekt - to był rok 1976. Wydawało się, że sprawa wreszcie ruszy z miejsca, wybierano już miejsce na usytuowanie pomnika, ale raptem wszystko ucichło. Po dwóch latach się obudzono i ogłoszono nowy konkurs, zamknięty. Zaproszono i mnie do udziału, ale do ostatniej chwili nie byłam zdecydowana na start. Kolega rzeźbiarz skłonił mnie jednak do stanięcia w szranki. W szalonym tempie przystosowałam do wymagań jury poprzedni projekt i wygrałam! W prasie różnie oceniano moją pracę - jednym się podobała, inni zupełnie nie mogli zrozumieć jej sensu. A to przecież symbol wrześniowych walk nad Bzurą, bitwy, która nie była zwycięska, ale świadczyła o uporze i bohaterstwie Armii "Poznań". Potem - może niektórzy to jeszcze pamiętają - były różne perturbacje związane z lokalizacją, na szczęście problemy architektoniczno-urbanistyczne wziął w swe ręce mój mąż, Józef Iwiański, i możemy mówić o wspólnym sukcesie.

 W ostatnich latach nie najlepiej - eufemistycznie mówiąc - pomnik był traktowany.

A to przecież mauzoleum. W łuskach armatnich jest ziemia z pól bitewnych nad Bzurą, wymienione są miejscowości, gdzie toczyły się walki. Wiele razy sama zabierałam się do  sprzątania... Na szczęście teraz jest inaczej, godnie, i oddycham z ulgą. A wie pani, o czym marzę? Żeby temu pomnikowi poświęcić taki album, jaki ostatnio mnie poświęcono.

Rzeczywiście jest zachwycający. Znakomity dobór zdjęć, szata graficzna bez zarzutu, opinie specjalistów - historyków sztuki, krytyków - bardzo ciekawe. Zacytuję kilka z nich: "Jej rzeźby są rozpoznawalne, charakterystyczne i noszą znamiona specyficznej, indywidualnej kreacji". "Dla Rodzińskiej punktem wyjścia do tworzenia rzeźby jest zawsze forma realnie istniejąca w naturze... Formę sublimuje, wychodząc od zewnętrznego obrazu natury, i dąży do uchwycenia jej istoty".

Serdecznie dziękuję wszystkim autorom i w ogóle całemu zespołowi Wydawnictwa Miejskiego Posnania, a szczególnie Małgorzacie Schmidt, która wzięła na siebie główny ciężar tej publikacji.

Dowiedzieliśmy się z niej sporo o Pani zainteresowaniach, o tym, że marzyła Pani o zostaniu leśnikiem, czyli o kontynuowaniu zawodu ojca, wreszcie o odkryciu artystycznej pasji, która nieprzerwanie trwa do dziś.

Po maturze w Technikum Ogrodniczym wybrałam, co nie było łatwe, studia artystyczne i szczęśliwie dostałam się do Poznania. Wiele zawdzięczam mojemu mistrzowi, prof. Bazylemu Wojtowiczowi, jednemu z najznakomitszych polskich rzeźbiarzy. Zaproponował mi asystenturę, potem przez wiele lat kształciłam studentów naszej uczelni artystycznej. A jak dziś przeglądam wykaz moich prac, wystaw, to prawie nie mogę uwierzyć, że tyle ich było! 50 wystaw ogólnopolskich, prezentacje w Paryżu i Wiedniu, prace w zbiorach wielu muzeów i kolekcjonerów sztuki.

Wiele z nich mogłam podziwiać również w Państwa mieszkaniu.

A te plenerowe są w moim ukochanym Janikowie, w wielkim ogrodzie, który sama urządziłam. Wszystkie te rzeźby są zrośnięte ze mną. I mam nadzieję, że jeszcze inne powstaną.

rozmawiała Grażyna Wrońska

*Anna Rodzińska-Iwiańska - rzeźbiarka i pedagog, ukończyła Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Poznaniu, związana z pracownią Bazylego Wojtowicza. Na poznańskiej uczelni przeszła wszystkie szczeble kariery zawodowej. Do jej realizacji należą m.in. pomnik Armii "Poznań", pomnik Bohaterów Walki o Polskość w Międzyrzeczu i rzeźby Leżąca w słońcu na placu Nowakowskiego w Poznaniu. Jej prace wielokrotnie były prezentowane na wystawach w kraju i za granicą.

  • Album "Anna Rodzińska" pod redakcją Małgorzaty Schmidt
  • Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019