Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Szlakiem piwnym

Green Pub, X-Ray, Dubliner, Bahnhof, Doom, Szwejk, Czarna Owca, U Kontenera, Skandale - kto jeszcze pamięta kultowe puby i kluby, które zapoczątkowały piwną rewolucję w Poznaniu? W czasach ich świetności trudno było wcisnąć się do środka, praktykowano więc wieczorno-nocny "POM", czyli powolny obchód miasta, w poszukiwaniu wolnego stolika i znajomych.

, - grafika artykułu
Piwna Stopa, fot. Łukasz Woźny

Moja piwna przygoda zaczęła się jeszcze w latach 80. Z racji wieku piwa jeszcze nie piłem, ale często towarzyszyłem mojemu ojcu podczas jego spotkań z kolegami w barze Pod Sosenką na poznańskim Golęcinie. Ja dostawałem wtedy pepsi i ganiałem z kumplami wokół znajdującego się tam stawku, a dorośli pili piwo z kija lub piwo Poznańskie z małych butelek.

Dzisiaj rzecz raczej niedopuszczalna. Bar Pod Sosenką w tygodniu okupowali żołnierze z pobliskiej jednostki wojskowej, a w letnie weekendy przesiadywali tam mieszkańcy miasta, którzy ruszali nad Rusałkę. Z czasem jednak wojakom zabroniono spożywania alkoholu w pobliżu jednostki, a ich miejsce zajęli studenci Akademii Rolniczej z akademika Przylesie. Pod Sosenką było też moim pierwszym miejscem pracy, zarabiałem na wakacje. Praca za barem nie był nudna, weseli studenci dawali nam czasem popalić. Najbardziej jednak stresowała nas wymiana beczki. A były to beczki starego typu, zamykane na dziwny korek, który nieumiejętnie wbity, powodował wylanie się połowy drogocennej zawartości na ziemię.

Dziki Zachód

W pierwszych latach po upadku PRL-u, w którym piwo wcale nie był tak oczywiste i dostępne jak obecnie, puby i bary zaczęły powstawać jeden za drugim. Pełnoletnia młodzież zaczęła z radością eksplorować rodzący się piwny rynek. W Poznaniu najwięcej nowych lokali zaczęło powstawać na Starym Rynku i w jego okolicach. Piwo serwowały także prowadzące aktywną działalność kulturalną kluby studenckie. Dawniej knajpy studenckie miały spersonalizowaną ofertę. Dla fanów punk rocka i heavy metalu najlepszym miejscem do wieczornej zabawy był Piekłoraj w akademikach Akademii Rolniczej na Winogradach. Przychodziło się tam nie tylko na piwo, ale także po to, by oglądać koncerty zachodnich zespołów wyświetlane z kaset VHS na czarno-białym telewizorze. Zaraz obok Piekłoraju działała organizująca potańcówki w rytmach reggae Agora, a na muzykę "różną" chodziło się do imprezowni w akademiku Zbyszko przy ul. Obornickiej. Z kolei w centrum miasta działała niezbyt ładna, ale za to niezwykle popularna dyskoteka studencka Akumulatory (za akademikiem Jowita przy rondzie Kaponiera).

Do legendy przeszły imprezy piwno-taneczne w Tropsie na terenie kampusu Politechniki Poznańskiej. Były dziewczyny, które wytańczyły tam dziurę w parkiecie, a jeden z imprezowiczów został przypadkiem zamknięty na noc w klubie i musiał nad ranem ewakuować się przez lufcik w przyziemiu. W Tropsie przyjęto regułę, że piosenka To już jest koniec Elektrycznych Gitar bezdyskusyjnie kończyła imprezę.

Lata 90. w Polsce przypominały trochę Dziki Zachód. Ludzie, nie zawsze legalnie, szybko się bogacili, szybko też tracili fortuny. Państwo niezbyt panowało nad miejską gangsterką i różnego rodzaju "osobowości" pojawiały się w mieście i popularnych lokalach. W niektórych, np. Trocaderro przy ul. 3 Maja, ulubionym miejscu nowobogackiej młodzieży, były stoliki, które "należały" do konkretnych gangsterów. Większość bywalców znała ich z widzenia, więc gdy tylko przekraczali próg lokalu, szybko zwalniało się dla nich  miejsce. Znane twarze z poznańskiego półświatka przestępczego można było zobaczyć również w Vividzie przy Roosevelta, Tarocie przy Jeżyckiej i knajpie Skandale przy Teatrze Polskim, która była także ulubioną miejscówką mniej lub bardziej znanych modelek. W 1995 roku złą sławą okryła się Cafe Głos przy ul. 27 Grudnia, w której w ramach porachunków gangsterskich bandyta zastrzelił człowieka, podobno dlatego, że pomylił go z kimś innym.

Polskie, czeskie, irlandzkie

Kultowym miejscem na piwnej mapie Poznania przez wiele lat była też Stajenka Pegaza przy ul. Fredry, w pobliżu Teatru Wielkiego. Ten niewielki lokal przez kilka lat przyciągał każdego wieczoru po kilkuset klientów. W weekendy Teatralka zasypana była szkłem, a wieczorne tramwaje blokował często tłum klientów Stajenki bawiących się na torowisku. Ulica służyła bowiem także jako parkiet do tańczenia. Z czasem miejsce to upodobali sobie poznańscy motocykliści i ryk podkręcanych silników słychać było do późnych godzin nocnych. Stajenka miała tę zaletę, że znajdowała się na trasie powrotów imprezowiczów z miasta na nocne autobusy (odjeżdżały z ronda Kaponiera), i często zdarzało się, że rozweselone ekipy imprezowiczów, zamiast wrócić do domu, zostawały do rana w kultowej Stajence.

Niedaleko Stajenki, w podziemiach budynku NOT-u, mieścił się pub Szwejk. Jego atutem było czeskie piwo z kija, rockowa muzyka i parę ciemnych zakamarków. Gdy zaczynało padać, klienci Stajenki Pegaza przenosili się do Szwejka. Kilkaset metrów dalej, w Zamku, można było z kolei poszaleć w pierwszej w Poznaniu "prawdziwej" piwnej knajpie w stylu irlandzkim o nazwie Dubliner Pub. Co ciekawe, nadal można. Odbywają się tam koncerty na żywo, panuje przyjazna atmosfera, jest także spory wybór piw.

Płyta za piwo

Zmierzając na Stary Rynek, nie można było ominąć ciemnych, ceglanych piwnic pubu Doom przy Świętym Marcinie i kultowego X-Raya po drugiej stronie ulicy (w bramie naprzeciwko kina Muza). Knajpa powstała w piwnicach po lokalu dla panów, a przed przebudowaniem jej na pub, wyposażona była w lustra, chromowaną rurę dla tancerek i obszerne kanapy. Nowy właściciel zmienił wystrój z czerwonego na niebieski, w jednym z pomieszczeń pojawiły się automaty do gier: fliper i jednoręki bandyta, a rockowa muzyka przyciągała freaków z całego miasta. Niezapomniane były wieczory karaoke, podczas których zawsze te same osoby śpiewały te same piosenki. Pub ten miał swojego charakterystycznego stałego klienta, którym był ochroniarz jednego ze sklepów muzycznych płacący za piwo... płytami CD.

Z X-Raya wystarczyło przejść kilkadziesiąt metrów, by wpaść na małe piwo do Green Pubu na Piekarach. Green Pub był ulubionym miejscem pełnoletnich licealistów. Tajemniczym lokalem był pobliski Tras przy wąskiej, brukowanej uliczce Wysokiej. Nad wejściem nie było szyldu i do środka wchodziło się przez niepozorne drzwi. Gdy jednak już ktoś tam trafił, miał szansę poznać świat poznańskich dziennikarzy, muzyków i artystów. Praktycznie codziennie można tam było spotkać ekipę z Radia i Telewizji S, pierwszych prywatnych stacji po upadku komuny. Niedaleko, nieopodal placu Wiosny Ludów, mieścił się kolejny pub i jednocześnie salon tatuażu Tattoo Pub. Swoją karierę zaczynał tam jeden z najlepszych polskich i europejskich tatuażystów, którego salon mieści się dzisiaj przy ul. Długiej.

Absolutnie kultowe

Prawdziwą pubową mekką był, i nadal jest, Stary Rynek i jego okolice. Nie zna nocnego życia Poznania ten, kto nigdy nie był w Czarnej Owcy na Jaskółczej albo U Kontenera na Wrocławskiej. Były to miejsca absolutnie kultowe. Przez wiele lat, by dostać się do Czarnej Owcy, trzeba było odstać kilkadziesiąt minut w kolejce albo znać bramkarzy. Do Kontenera i Szczurowni przy Żydowskiej wchodziło się tylko za poręczeniem kogoś, kto był znanym klientem. Przesiadywała tam śmietanka poznańskich imprezowiczów, artystów i wszelkiej maści niebieskich ptaków. Po wizycie w piwnicach Kontenera można było jeszcze zajrzeć do położonego kilkadziesiąt metrów dalej pubu Pod Aniołem, miejsca z nienachalną muzyką, idealnego na romantyczną randkę. Godny odwiedzenia późną nocą był też SARP, czyli lokal Stowarzyszenia Architektów RP. Ze świecą było tam szukać architektów, ale dobrego towarzystwa nie brakowało.

Przy Szewskiej było Muchos Potatos, pierwsza w naszym mieście knajpa z muzyką latynoską, z pięknym, niebanalnym wystrojem i szkołą tańca, która w weekendy przyciągała rzesze klientów. Ze względu na dużą popularność właściciele lokalu zdecydowali się otworzyć na sąsiedniej ulicy Muchos Potatos El Otro. To jednak nie przetrwało próby czasu. Absolutnym hitem knajpy była organizowana tam raz w roku Noc Rewolucji, czyli wielki bal przebierańców, oraz zimowe Beach Party, kiedy do lokalu zwożono kilka ton piasku plażowego, ustawiano nagrzewnice powietrza, sztuczne palmy, a goście bawili się w strojach plażowych, które z godziny na godzinę były coraz bardziej skąpe, a czasem nawet spadały z ciał rozbawionych gości. Tradycją Beach Party był odbywający się o północy bieg na bosaka do pobliskiego pubu The Brothers na kieliszek wiśniówki. To wspaniały pub prowadzony przez dwóch braci, który upodobali sobie wielbiciele gór. Swoje spotkania organizowali tam taternicy, alpiniści i grotołazi.  

Na każdym rogu

Kończąc ten wspomnieniowy "POM", czas powoli wracać na nocny autobus. Ale po drodze warto zajrzeć jeszcze do Rock Garażu przy Szewskiej, gdzie od lat można liczyć na dobrą rockową muzykę, kilkanaście gatunków piwa i kieliszek zmrożonej substancji wysokoprocentowej. Rock Garaż dzieli ogródek z Piwną Stopą, świetnym pubem specjalizującym się w piwie kraftowym. Nie można też pominąć Dragon Social Clubu na Zamkowej, kultowego miejsca uwielbianego przez artystów, chętnie odwiedzanego też przez obcokrajowców.

Kilka ważnych lokali na piwno-imprezowej mapie Poznania sąsiadowało ze sobą także na ul. Nowowiejskiego. Wśród nich wyróżniała się Pollena 2000, jeden z pierwszych lokali gejowskich w mieście. Było to miejsce ulubione przez wszystkich lubiących spokojne wieczory. Pollena słynęła bowiem z bezpieczeństwa i niewymuszonej, przyjaznej atmosfery. Na Nowowiejskiego znajdziemy także ulubione przez studentów Pod Minogą i Stare Kino. Znak rozpoznawczy tych knajp to specyficzny zapach, stare krzesła i stoły, ogromny tłok przy wejściu i przy barze, a w czasach, gdy w lokalach można było palić, także spore zadymienie.

Jeśli  droga nocnego spaceru prowadziła ul. Kantaka, obowiązkowo trzeba było wejść do lokalu Bahnhof. W podziemnym poniemieckim kasynie powstał 400-metrowy lokal stylizowany na stację kolejową. Bar mieścił się w stalowej lokomotywie, klienci siedzieli w przedziałach wagonowych, a czas zabawy odmierzał wielki dworcowy zegar. Knajpa działała krótko, ale zostawiła trwały ślad na rozrywkowej mapie Poznania.

Dzisiaj także można urządzić sobie POM, czyli powolny obchód  miasta. Nie trzeba jednak maszerować do Stajenki Pegaza albo na nocny autobus na Kaponierze, bo przez centrum miasta jeździ tramwaj nocny, a poza tym są taksówki i Uber. Barów, pubów i klubów jest kilkakrotnie więcej niż kiedyś i jak grzyby po deszczu wyrastają nowe lokale. Puby pojawiają się też w miejscach odległych od centrum, dzięki czemu ci, którzy cenią sobie spokój, mogą zostać w swojej "dzielni", zostawiając eksplorację Starego Rynku studentom, turystom i gościom poznańskich targów. Dzięki temu można w Poznaniu kultywować brytyjski model pubingu, gdyż tam knajpy są na każdym rogu.

Rafał Biernacki

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020