Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

CZAS LETNI. Krótkie metraże i długie ulewy

Były oczywiście filmy krótsze i te nieco dłuższe, performanse i koncert obiecującej alternatywy. Mnóstwo emocji wszystkim uczestnikom festiwalu Czas Letni zapewniły jednak także ulewy i alerty RCB, zupełnie jakby otwierający festiwal koncert zespołu Błoto okazał się złą wróżbą. Mimo to większość zaplanowanych atrakcji zgodnie planem czekała na zainteresowanych, choć niekiedy w nieco zmienionej formie. Ostatni dzień festiwalu był kolejnym trudnym zwycięstwem kultury nad naturą.

. - grafika artykułu
fot. materiały organizatorów

Czas Letni, w tym roku przypadający na dni 10-14 lipca, to, w największym skrócie, pięciodniowy festiwal muzyczno-filmowy zorganizowany przez Fundację Ad Arte, odpowiadającą też za Short Waves Festival. Ze świętem kina krótkometrażowego Czas Letni jest zresztą ściśle powiązany na wielu poziomach. W jego programie znalazły się bowiem segmenty takie jak "Moves", czyli pokazy filmów krótkometrażowych związanych z ruchem i tańcem, "Urban", pokazy tychże związanych z miastem, czy też cykl Long Story Short, a więc zestawienie nagradzanych filmów pełnometrażowych z korespondującymi z nimi shortami. W ramach Czasu Letniego przez dwa wieczory filmomaniacy - stawiający nie na długość, lecz na jakość - mogli uczestniczyć w plenerowych pokazach produkcji godnych Europejskiej Nagrody Publiczności Filmów Krótkometrażowych. Program Czasu Letniego za nic ma jednak granice wyznaczane przez kinematografię - uzupełniają go liczne inne propozycje spędzania lipcowego czasu w mieście - warsztaty jogi, spacery sensoryczne, spływ kajakowy (!), czy w końcu - koncerty. I to właśnie ta niefilmowa część festiwalu w największym stopniu przyjęła na siebie furię natury. Razem z organizatorami musieliśmy zatem poszukać odpowiedzi na pytanie - jak spędzać czas letni w mieście, żeby nie zatonąć?

Żywioł akwatyczny upomniał się o kolejne ofiary w niedzielę około godziny 14, kiedy swój set DJ-ski na KontenerART miała zagrać Julia Rover. Poznańska piosenkarka (tym razem występująca za konsoletą), znana z zamiłowania do retro-popu, wystartowała z nieznacznym opóźnieniem. Kiedy okazało się, że ulewy nie sposób przeczekać i trzeba się z nią zmierzyć, artystka postanowiła grać, wieńcząc tym samym cykl wydarzeń spod szyldu "Tkanki Miejskiej". Przed 17 zaczęło się nieco przejaśniać, co dobrze wróżyło przebiegowi kolejnego spotkania z muzyką na żywo - "Ogrodem Dźwięku", w ramach których w Parku Stare Koryto Warty, miały zagrać dwa duety specjalizujące się w muzyce elektronicznej - Distinct Memories oraz Etnobotanika. Pierwsza dwuosobowa formacja to wypadkowa subtelnych klawiszy wprost z Petersburga i zajawki producenckiej z Berlina. Jej dzieckiem jest harmonizująca z otwartą przestrzenią muzyka elektroniczna ze spokojnymi basami, w której dominują klawisze i struny, a smaczku dodają efekty generowane przez układy scalone. Elektronika Distinct Memories doskonale wtopiła się w deszczową chłostę, przywodząc na myśl tropikalne monsuny, a wizualia wzbogaciło formowanie się w Starym Korycie Warty całkiem nowego koryta Warty. Mieliśmy zatem koryto, a przy korycie... konsolety, tablety i adaptery. Oraz słuchaczy walczących o skrawek suchego lądu pod wiatą amfiteatru.

"Dystynkci" mieli pecha, albo to "Etnobotanicy" mieli szczęście - niemalże jednocześnie z zakończeniem występu tych pierwszych wiatr rozgonił ciemne chmury i wyszło gorące popołudniowe słońce. Ta zmiana w pełni korespondowała ze zmianą nastroju zafundowaną przez Etnobotanikę. Potężne basy zatrzęsły mokrymi powłokami i wnętrznościami, a rytmiczność kompozycji Etnobotaniki przekonywała kolejnych fanów elektroniki do powrotu pod scenę, dreptania, ciał wyginania i falowania. Powracające jak refreny (albo opady deszczu podczas całego festiwalu) sample budowały skojarzenia z hip-hopem, od których Udwar oraz Alergeek z Rudy Śląskiej wcale nie uciekają. "Leśność" wybranych propozycji duetu uwydatniło sąsiedztwo natury - zdaje się, że Leśne duchy, ale też Fruwający przestępca, to materiały wymarzone do grania w plenerze, w burzowej duchocie naturalnej, poza sztuczną duchotą klubu.

Jak już wspomniałem, zagrożenie burzowe wymusiło na organizatorach Czasu Letniego zrewidowanie swoich planów. Oberwała plenerowa joga, ostatni pokaz z cyklu "Random Garden Cinema" (czyli biletowanych pokazów-niespodzianek w nieznanych miejscach) przeniesiono na poniedziałek, finałowy pokaz z serii "Long Story Short" natomiast w ostatniej chwili zaliczył przeprowadzkę z parku przy Starym Browarze na niebotyczne trzecie piętro Słodowni. I to właśnie w tym miejscu uczestnicy wydarzenia mogli zapoznać się kolejnym tego dnia duetem, tym razem filmowym - Pavlo Ostrikovem i Damianem Kocurem, dziełami Mia Donna oraz Chleb i sól (Orły, Złote Lwy, Festiwal w Wenecji). Krótki metraż to groteskowa ukraińska komedia o małżeństwie z zamienionym w magicznych okolicznościach w dziecko mężem jako źródłem kłopotów. Choć kłopotliwy był mąż już wcześniej - wszystko sprowadza się do nostalgii i tęsknocie za młodością oraz młodzieńczym zauroczeniem. Metraż pełny natomiast okazał się kolejną polską opowieścią o "małym miasteczku" i zmęczeniu prowincją (czy na pewno ukazane Strzelce Opolskie z autobusem miejskim to takie beznadziejne miasteczko? A co na to taki Tuliszków czy Rychwał z liczbą 2000 mieszkańców?), braku perspektyw i narodowych demonach kseno- i homofobii. Mimo tego, że Kocur posługuje się znanymi jeśli nie z kina, to z internetu kliszami, dzięki sprawności realizacyjnej i dobrej grze naturszczyków (m.in. braci Bies, cenionych pianistów) udało mu się stworzyć ciekawą historię o nietolerancji. Świetne (częściowo improwizowane?), niewymuszone i wiarygodne dialogi (i freestyle!) pchają tę produkcję o świecie z budą z kebabem w roli axis mundi do czołówki nowych filmów o tzw. młodych ludziach. To, w jaki sposób oba filmy łączą się ze sobą na poziomie znaczeniowym, wcale nie jest oczywiste. Prawdopodobnie jednak chodzi o naszą otwartość na Ukraińców (choć nie tylko) i to, czy faktycznie witamy ich chlebem i solą, tymi tradycyjnymi atrybutami polskiej gościnności. Można by powiedzieć, że Czas Letni podsumowaliśmy dość przykrą konkluzją odnośnie do natury ludzkiej, ale na szczęście w planach było jeszcze jedno wydarzenie - o wiele pogodniejszy w wymowie ogólnej Przegląd Wielkopolskich Teledysków w Psie Andaluzyjskim, który trwał aż do poniedziałku.

Jacek Adamiec

  • Czas Letni
  • 10-14.07
  • relacja z 14.07