W Anglii Czerwone nosy zostały uznane za najlepszą sztukę roku 1985. Teatr Nowy w Poznaniu dokonanie polskiego przekładu zlecił Stanisławowi Barańczakowi - a premiera przedstawienia w reżyserii Eugeniusza Korina odbyła się wiosną 1993 roku.
Przez dekadę ten spektakl był niezwykle popularną produkcją Nowego, a gdy w 2002 roku schodził z afisza, Ewa Obrębowska-Piasecka w recenzji dla lokalnej "Gazety Wyborczej" przyznała: "obejrzałam przedstawienie, z którym wcale nie chcę się żegnać!", dodając ze zdziwieniem "To niepojęte, ale z czasem [ten spektakl] stał się jeszcze bardziej aktualny i porażający. To, co dziesięć lat temu można była traktować jak pesymistyczną przepowiednię - dziś jest przerażającym faktem. Nosy... w niezwykły sposób ucieleśniają metaforyczny charakter genialnego tekstu Barnesa traktującego o władzy i anarchii, wierze i wiedzy, o wolności, o sztuce".
W dramacie Barnesa francuski mnich Marcel Flote uznaje, że Niebiosa osiągnie drogą samoupokorzenia, oznajmiając: "Bóg chce oglądać pawie, a nie kruki, iskrzące się gwiazdy, a nie smutne komety, czerwone nosy, a nie czarną śmierć. Pragnie radości. Nie uchylę się przed tym brzemieniem, Panie. Odwróć tylko od nas Twój gniew. Daj nam nadzieję". I tak oto z mnicha przeistacza się w błazna, aby rozbrajać zarazę śmiechem - i umilać ostatnie chwile umierającym w boleściach na Czarną Śmierć.
Być może przed zachorowaniem na koronawirusa i potencjalnymi powikłaniami, w tym i śmiercią, trzęsiemy się ze strachu tak, jak niegdyś Flote - że aż nam "woda w kolanie chlupie" (zwłaszcza jeśli znajdujemy się w grupie ryzyka). Mnich-błazen w czerwonym nosie klauna śpiewa:
"Nie bądźmy zbyt poważni / Na życia równoważni! / Człowiek modli się, zarabia / I zamartwia - tak to jest - / Lecz czy żebrak, czy też hrabia, / Śmierć ograbia go na fest!"
"Wszystko to - pożyczka, którą trzeba zwrócić w mig"
Średniowieczny motyw tańca śmierci, w którym dokonuje się zrównanie klas społecznych, w szczególny sposób manifestuje się w postaciach Czarnych Kruków, czyli sprzątaczy zwłok. To byli chłopi pańszczyźniani i galernicy, co "zawsze byli nędzarzami - nie ludźmi". Porządkując i grabiąc ciała zmarłych, przygotowują truciznę, na którą składa się "ropa z zapowietrzonych trupów, zmieszana z tojadem i sokiem z wilczej jagody - najlepsze mordercze smarowidło". Pokrywają tą substancją "srebrne łyżki, mosiężne klamki, inkrustowane klejnotami krucyfiksy, wszystko, czego mogą dotknąć białe paluszki i pulchne usteczka". Dokonują zemsty na leniwych, brzuchatych bogaczach, na których dostatki niewolniczo pracowali przez całe swe nieszczęsne, chłopskie życie.
A zatem dokonują nie tylko osobistego odwetu, ale stają się ręką niezwykle surowej i okrutnej, ludowej sprawiedliwości. Przyszła na nią pora (ze sporym opóźnieniem, lecz "nareszcie") w świecie, w którym przestały obowiązywać dotychczasowe reguły gry. Jak poucza mnicha Flote'a sprzątacz zwłok Scarron: "Smarujemy w wyższym celu, smarujemy po to, żeby to, co było, wymazać do czysta, żeby świat wywrócić do góry dnem, żeby rozwalić Kosmos w proch i pył. Smarujemy, bo nienawidzimy".
W tekście Czerwonych nosów pojawia się też wątek nekrofilii. Drugi z Czarnych Kruków, Druce, tak komentuje widok martwej Eweliny: "A to śliczna biała owieczka, z łabędzią szyjką i cała miękka jak puch. Zobacz no, jak do mnie strzela tym swoim nieżywym oczkiem. Uda też ma niezłe". Gdy wywleka jej ciało ze sceny, śpiewa "Nie odchodź, gołąbko, daj dzióbek, nie odchodź ode mnie. Jak głaz jesteś chłodna, lecz zawsze popatrzeć przyjemnie. Niech Śmierć poczeka, po co ten gwałt? Najpierw obmacam słodki twój kształt, Pobaraszkuję na nim raz-dwa, Będziemy radzi i ty, i ja".
Myślę, że chyba właśnie w tym aspekcie najbardziej "zestarzała się" sztuka Barnesa. Motyw nekrofilii był szerzej obecny w kulturze i kontrkulturze głównie w latach 80. i 90., aż po koniec ubiegłego wieku. To choćby takie filmy, jak horrory Nekromantik, Żywa lalka i Necrophobia, romantyczny Zimny pocałunek, czy biograficzne Zatrute pióro. Dziś, w kontekście zwracania bacznej uwagi na poprawność w sztuce, odrażające kwestie typu nekrofilia przestały być obecne w mainstreamie. Poza tym to, co kiedyś fascynowało, dziś raczej budzi tylko odrazę - zwłaszcza u młodej, bardziej wrażliwej (od poprzednich pokoleń) publiczności. Niemniej w średniowiecznym, odrażającym, turpistyczno-makabrycznym świecie skonstruowanym przez angielskiego dramaturga ta nekrofilia niefortunnie, acz doskonale pasuje do bohaterów sztuki, do wizji rozpadu społeczeństwa, do końca ludzkiej "przyzwoitości".
Twórczość Petera Barnesa jest w jego kraju identyfikowana również z nurtem powrotu współczesnych brytyjskich dramaturgów do tradycji teatru elżbietańskiego i jakobińskiego. Krytycy i badacze dostrzegają w jego sztukach sporo zbieżności z dramatami tzw. nowych jakobinów. W Jubileuszu Barnes umieścił postać cynicznego Szekspira, któremu w scenie pijaństwa z Benem Jonsonem włożył w usta bezceremonialne słowa "Piszę dla pieniędzy". W tej szyderczej interpretacji postać "mistrza" stwierdza, że świat nie tyle potrzebuje zmian, co raczej... unicestwienia. To, że Czerwone nosy w mistrzowskim przekładzie Barańczaka przywodzą na myśl tłumaczenia Szekspira, nie jest więc zupełnym zbiegiem okoliczności...
Za mało Żydów na pogrom
Jeśli panuje pandemia, to i potrzeba kozłów ofiarnych. W Czerwonych nosach lud szuka ich wśród grup zwyczajowo obwinianych za wszelakie problemy. Stąd arcybiskup Monselet z niesmakiem narzeka, że "Siedmiu kardynałów, wśród nich szlachetny Giovanni Colunna, oraz stu pięciu biskupów - tylu już zaraza dopadła i uśmierciła. I co ludzie robią w odwecie? Wieszają dwóch chuderlawych Żydów. Tylko tylu ich zostało na pogrom. Tak wygląda skala problemu".
Pytaniem póki co otwartym pozostaje, czy w obecnej Polsce można jeszcze "bezkarnie" poruszać takie kwestie, jak antysemityzm kleru katolickiego. Czy przy okazji premiery Teatru Nowego prokuratura skorzysta z paragrafu 196 kk, który stał się młotem na wolność w krytyce religii i duchowieństwa katolickiego, czy szerzej - na wolność światopoglądową jako taką? Z pewnym rozbawieniem muszę też przyznać, że ultraprawicowi religijni fanatycy z Polski poczuliby się być może znacznie bardziej urażeni inną sztuką Barnesa - musicalowymi Wyższymi sferami. Główny bohater to chory psychicznie Jack, który po śmierci ojca, 13. hrabiego Gurney, dziedziczy jego tytuł i majątek. Mężczyzna cierpi na schizofrenię paranoidalną i uważa siebie za Jezusa, co staje się punktem wyjścia do wielu niezwykle zabawnych scenek, ozdobionych natchnionymi monologami "Mesjasza". Ten tekst nabrał wielu rumieńców w filmowej adaptacji z 1972 roku, w której Peter O'Toole jako natchniony Jack przypomina bardzo ekstatycznego Jeszuę z kiczowatych malowideł ściennych w sanktuarium w Licheniu, stolicy polskiego kampu religijnego.
Powracając dzisiaj do tekstu Petera Barnesa Czerwone nosy gorączkowo zastanawiam się, jak zreinterpretuje go Jan Klata, w jaki sposób uaktualni sztukę o współczesne konteksty, związane z pandemią koronawirusa. W zasadzie każda ze scen i postaci uruchamia w nas skojarzenia z tym, co nam współczesne - z tym, co nas dotyka. Kozłami ofiarnymi stały się osoby o azjatyckich rysach twarzy, które w USA były ofiarami pobić przez sfrustrowanych, "prawdziwych" Amerykanów, obwiniających Chiny za rozwój pandemii...
Stąd czytanie Czerwonych nosów zamienia się dziś w "grę w pandemię" - sprawdzanie, co można odnieść do obecnej sytuacji, a co wygląda zupełnie inaczej niż w średniowieczu. Myślę, że najbardziej brakuje nam choćby takich Czarnych Kruków. Pandemia raczej tylko pogłębiła nierówności ekonomiczne i sprawiła, że zapomnieliśmy o kryzysie uchodźców, którzy w obozach są bardzo narażeni na zakażenie koronawirusem. Nie myślimy też o tych ciężko pracujących i nisko opłacanych, co w sytuacji "nowej normalności" zostali zmuszeni do dalszej pracy przy braku wprowadzenia przez pracodawców jakichkolwiek zmian na rzecz zapewnienia im dodatkowego bezpieczeństwa, w tym wyposażenia ich w środki ochrony osobistej... Takie przykłady można zresztą mnożyć. Czytajmy więc Czerwone nosy i tłumnie przybywajmy do Teatru Nowego, by śmiechem walczyć z pandemiczną depresją i beznadzieją!
Marek S. Bochniarz
- Czerwone nosy
- reż. Jan Klata
- Teatr Nowy w Poznaniu
- premiera: 12.02
- bilety: 50-80 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021