Dlaczego zdecydowała się Pani na wyjazd do Niemiec?
Wyjechałam do Berlina dziewięć lat temu, żeby studiować coś, co wydawało się niemożliwe do studiowania w Polsce - choreografię z uwzględnieniem sztuk wizualnych i teorii. Na poziomie licencjackim i magisterskim nie istniały u nas interesujące studia choreograficzne, które krytycznie podchodziłyby do tematu ciała, tańca, czy samej dziedziny choreografii. A choć nadal jest dużo osób, które zajmują się wyłącznie tańcem, to od pewnego czasu choreografia funkcjonuje w dialogu z innymi sztukami. Wydaje mi się zresztą, że nadal nie ma wielu takich kierunków studiów w Europie. Dużo więcej jest za to takich, na których rozwija się ten taniec jako technikę i przygotowuje młodą osobę do zawodu tancerza czy tancerki.
Wyjechałam na te studia mając już 27 lat. Panuje utarte przekonanie, że taniec zaczyna się bardzo wcześnie w życiu, a studia rozpoczyna się, gdy ma się około osiemnaście lat. Ja wcześniej kończyłam inne studia w Krakowie, a paralelnie zajmowałam się tańcem, ale wtedy jeszcze hobbystycznie. W pewnym momencie postanowiłam jednak, że chcę go studiować, a że wówczas niedawno otwarto taki kierunek w Berlinie, to właśnie tam wyjechałam. Od trzech lat zdarza mi się jednak pracować również w Polsce - najwięcej w Warszawie, a czasem również i w Poznaniu.
Co Pani robiła po tej przerwie w Polsce?
W 2016 roku przywiozłam do Warszawy pracę, którą zrobiłam w tym samym roku w Berlinie i pokazywałam w różnych miejscach, głównie w Europie Wschodniej - spektakl OFFERING WHAT WE DON'T HAVE TO THOSE WHO DON'T WANT IT. W 2018 dużo się "naprodukowałam" w Polsce. Dostałam zaproszenie z warszawskiego Nowego Teatru, gdzie zrobiłam performans teatralny Języki przyszłości. Przenosiłam również choreografię do sztuk wizualnych w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.
W tym okresie miałam też epizody współpracy z Poznaniem. W 2015 roku byłam na rezydencji w Centrum Kultury Zamek, a rok później w Art Stations Foundation premierę miał mój spektakl taneczny Don't Go For Second Best, Baby!w ramach programu Stary Browar Nowy Taniec.
To były dobre, czy raczej frustrujące doświadczenia? Czy nie jest tak, że jak już się wyjedzie z Polski, to chce się od niej odetchnąć?
To dobre pytanie - w obliczu zmian, które następują powoli w Polsce z powodów politycznych. Instytucja, w której sporo pracowałam - Zamek Ujazdowski - została przejęta przez dyrektorów, którzy nie będą zainteresowani takimi artystkami jak ja, tylko innym profilem artysty. Gdy dokładnie rok temu w listopadzie realizowałam tam dwie rzeczy, to pomyślałam, że to moje ostatnie dwa projekty w CSW i pewnie również ostatnie w Warszawie, bo nie będzie mi dane wrócić. Pomyślałam o tym z pewnym smutkiem. Dziś wiem, że będę jeszcze w najbliższej przyszłości pracować w Polsce.
Realizowałam rzeczy bardzo zróżnicowane. Berlin daje mi różne możliwości, ale tak się złożyło, że to właśnie w Warszawie dostałam szansę na wypróbowanie tak szerokiej palety różnych formatów. Rzadko osobie z tańca czy choreografii udaje się w przeciągu jednego roku zrobić performans, spektakl teatralny i mieć solową wystawę w kontekście sztuk wizualnych. Na wystawie Czy można umrzeć na złamane serce? w Zamku Ujazdowskim mogłam eksperymentować z formatem wideo oraz zrobić performans na żywo. Działania w Polsce były doświadczeniami wzbogacającymi, ale ekonomicznie i finansowo niełatwymi. Praca w kulturze wszędzie jest niełatwa, lecz praca w kulturze w Polsce jest wyjątkowo trudna.
A gdyby miała Pani porównać Berlin i Warszawę, Niemcy i Polskę?
Przepaść między tym, jaki jest Berlin a jaka jest Polska coraz bardziej się obecnie pogłębia za sprawą radykalnie prawicowej polityki w naszym kraju. W latach 2018-2019 jeszcze się tego aż tak bardzo nie czuło jak teraz. Mam wrażenie, że w choreografii czy sztukach scenicznych w Berlinie jest więcej różnorodności i swobody w eksperymentowaniu i próbowaniu nowych rzeczy. Co nie znaczy wcale, że wszystko, co się tu wytwarza jest interesujące czy odkrywcze. Jest też o wiele większa otwartość i przyzwolenie na pracę z tematami feminizmu czy queerowości. Z mojego osobistego punktu widzenia, mam tutaj też społeczność, z którą mogę próbować nowych rzeczy i dostawać feedback. Pomimo tego, że wszyscy jesteśmy często bardzo zajęci, udaje nam się być w dialogu i przyjaźni.
Warszawska scena choreograficzna jest świetna, ale bardzo mała. Polskie sztuki sceniczne są zresztą bardzo scentralizowane w Warszawie - tak chyba twierdzą też moje koleżanki i koledzy związani z tą sceną. Prawdopodobnie ta sytuacja jeszcze się teraz pogłębi, gdy przestał istnieć program tańca w Art Stations Foundation w Poznaniu.
Czy już zdarzyło się Pani realizować performans nadawany online, czy współpraca z Pawilonem będzie pierwszym takim przypadkiem w Pani działalności? I jak w ogóle podchodzi Pani do tej sytuacji - zwłaszcza przy tak dużej dbałości o jakość i estetykę rejestracji wideo swoich prac?
Doświadczenie pandemii jest policzkiem dla osób pracujących w sztukach żywych - i w sztukach, które opierają się na tym, że jako performerzy prezentujemy pewną propozycję dla publiczności znajdującej się blisko nas, w jednym pomieszczeniu. Wymarsz sztuk żywych do internetu i rejestracji wideo powoduje, że cała nasza branża musi się zastanowić nad tym, co to znaczy "żywość" tych sztuk i czym jest jakość takiego produktu.
Performans To the Aching Parts! (Manifesto), który zaprezentuję we współpracy z Pawilonem, zdarzyło mi się w maju wykonać ze swojego mieszkania, z wanny, dla instytucji ICK z Amsterdamu. Nie jest to kilkugodzinny, niemy performans z wieloma tancerzami. Jest to pokaz solo, ukazujący mój język i moją obecność, a całość trwa czternaście minut i bardzo dobrze działa w wydaniu "do kamery"... Z wanny było to filmowane na żywo przez artystę używającego telefonu. O dziwo wyszło to nam bez problemów technicznych.
Jak teraz będzie wyglądał To the Aching Parts! (Manifesto)?
Tym razem ten performans wykonam z łóżka. Ważny jest dla mnie temat lockdownu, zamknięcia w domu, potencjalnej choroby i połączenia lęku przed zakażeniem siebie lub innych z tym jaki wpływ ma on na nasz stan psychiczny. Stąd w tym wydaniu performansu interesuje mnie pozycja horyzontalna albo pewna bojowość w byciu przykutą do łóżka. Mam wrażenie, że lockdown jesienią jest bardziej dojmujący. Tak odczuwają go moi przyjaciele w Berlinie. Wszyscy oni znajdują się teraz w nienajlepszym stanie emocjonalnym i psychicznym.
Rozmawiał Marek S. Bochniarz
*Ania Nowak - pracuje w obszarze szeroko rozumianej choreografii, gdzie spekuluje o tym, do czego zdolne jest ciało i język dzisiaj. Realizuje takie formaty jak performans, wideo performans, wystawa performatywna i tekst. Interesuje ją materialny wymiar ciała oraz jego niematerialne aspekty - afekty, uczucia, intuicja - jako punkt wyjścia do rozwijania ucieleśnionych praktyk troski i wspólnotowości. Jej refleksja dotyczy doświadczeń seksualności, choroby i żałoby, a także etyki przyjemności w czasach klimatycznego i politycznego kryzysu. Prace Nowak były prezentowane m.in. w HAU Hebbel am Ufer, Sophiensaele i Akademie der Künste w Berlinie; Nowym Teatrze, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie; Art Stations Foundation w Poznaniu, CAC Wilno i ICK Amsterdam.
- pokaz prac video Ani Nowak
- 19.11, g. 19
- online
- performans online To the Aching Parts! (Manifesto)
- kurator: Andrzej Pakuła
- 20.11, g. 19
- online
- bilety: 10-15 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020
- kurator: Andrzej Pakuła