Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Wielość w jedności

- Błędem wielu twórców współczesnego teatru jest to, że widz oglądający ich spektakle musi mieć ugruntowane zdanie i wiedzę w poruszanym przez artystę temacie. A wtedy najczęściej jego spojrzenie pokrywa się ze spojrzeniem twórcy. To jest jałowe - nie ma tarcia, dyskusji. Widz nie powinien przychodzić "przygotowany" - powinien odbierać to, co ma do powiedzenia twórca w kontakcie z jego dziełem, a nie pismami teoretycznymi - mówi Radek Stępień*, reżyser spektaklu Matka na podstawie dramatu S.I. Witkiewicza, którego premiera (przeniesiona z 27 marca) odbędzie się 11 września w Teatrze Nowym.

Radek Stępień, fot. archiwum prywatne - grafika artykułu
Radek Stępień, fot. archiwum prywatne

Dlaczego Matka? To rocznicowy wybór - Witkacy urodził się 135 lat temu, czy kryje się za tym coś więcej?

Rocznica to przypadek. Ale jeżeli chodzi o wybór autora, to zawsze uważałem, że Witkacy wymaga od twórców więcej, że trzeba mieć narzędzia, żeby się z nim mocować. Witkacy to dla mnie wyzwanie. Nie proponuje niczego oczywistego, nie daje rozwiązań scenicznych, które łatwo byłoby przeprowadzić.

Na samym początku Matka była dla mnie tekstem, który można wystawić jako wprawkę do Witkacego. Potem zorientowałem się, że jest tam dużo więcej. I w odróżnieniu do innych dramatów Witkacego, gdzie naprawdę trzeba byłoby się nagimnastykować, żeby skomunikować z dzisiejszym widzem, jak np. Kurka Wodna czy Sonata Belzebuba, Matka ma w sobie temat, który ma szansę totalnie z nim zarezonować.

O czym jest Matka? Kim są bohaterowie tego dramatu?

Tytułowym bohaterem jest kobieta na przełomie średniego wieku i starości. Baronówna, ale lata świetlności ma za sobą. Poznajemy ją niemalże w stanie rozpadu. Jednak ważniejszą postacią, przynajmniej dla mnie, jest Leon, jej syn, który stara się uwolnić spod wpływu matki. Parę miesięcy temu pewna kobieta powiedziała, że dzisiaj w Polsce większość dzieci wychowywanych jest przez pary jednopłciowe, tj. mamy i babcie. I to jest fakt. Wpływ kobiet na rozwój współczesnych mężczyzn jest o wiele większy niż wpływ ojców, którzy zatracili te możliwości, choć mieli je jeszcze w społeczeństwie grubo ideologicznie patriarchalnym.

Przystąpiliśmy do pracy nad spektaklem z tematem uwolnienia się od wpływu matki. Ale są też inne. Jednym z nich jest wielość rzeczywistości, której źródłem jest przyjaźń Witkacego z Leonem Chwistkiem, filozofem. To nieprawdopodobne w konwencji realistycznego teatru, który jednak na dzień dobry Witkacy proponuje. To, w jaki sposób Leon mówi sprzężone jest ze światem, w jakim żyje. A to, w jakim świecie funkcjonuje jest zależne od jego stanu psychicznego. Zapisana jest tam faktura kilku rzeczywistości, które trzeba na scenie przedstawić jako wielość w jedności.

Pojawiły się też tematy, które dostrzegamy w zapisie formalnym tekstu. Matka, która wydaje się być dobrze skrojonym dramatem, wcale nim nie jest.

Dobrze skrojonym, czyli jakim?

Istnieje taki nurt pisania dla teatru. Tak skonstruowane są np. francuskie komedie. Można je po prostu dać aktorom i oni je zagrają, treść jest interesująca, a tematy ponad nią drugorzędne. Te teksty, razem z późno dziewiętnastowiecznym skandynawskim dramatem obyczajowym, były pewnego rodzaju pożywką dla Witkacego. Dzięki nim Matka pod płaszczykiem bycia dobrze skrojoną sztuką o niemożliwości uwolnienia się z relacji rodzinnych, jest też dyskusją na temat myślenia o teatrze jako rzeczywistości prim. Otwiera nowe przestrzenie, np. czystej formy.

W Twojej Matce będzie więcej matki czy ojca - choć może jego braku?

Sam wychowywałem się bez wzorców ojcowskich, więc miałem narzędzia do tego, by zająć się Matką. U Witkacego ojciec pojawia się zupełnie widmowo. Ojciec jest jak śmietnik, do którego wrzucane są wszelkie winy. Matka chce wierzyć, że jej syn jest nieudacznikiem, bo wdał się w ojca. Chce wierzyć, że jest do niego podobny, ale tak naprawdę przypomina ją samą.

Po pracy nad Śmiercią komiwojażera w Gdańsku nie miałem potrzeby aż tak silnego dotykania wątku ojcowskiego. Rozliczyłem się już ze sobą. Z resztą dramat Millera osadzony w amerykańskim środowisku bardziej nadawał się rozpracowania takich wątków. Matka rozgrywa się z kolei w Polsce w środowisku matriarchalnym. Ojciec to watek poboczny, tak jak bywa w polskich domach.

To się chyba zmienia.

Nie wydaje mi się, żeby to się zmieniało. Zmienia się za to kwestia nosicielstwa patriarchatu. Matka nosi tę uciskającą strukturę. Można to zaobserwować nawet w małych mieście. To matki są najsilniejszymi nosicielami tradycji, struktury społecznej, nawet jeśli ta sytuuje ją na drugim miejscu, po kimś. Ale to oczywiście moja perspektywa.

W słynnych realizacjach Matki Jerzego Jarockiego krytycy dopatrzyli się trzech płaszczyzn: metafizycznej, psychologicznej i politycznej. Też je weźmiesz pod uwagę?

Myślę, że na tyle, na ile wczytałem się w Witkacego i naoglądałem Jarockiego, w tej drugiej realizacji Matki z lat 70. z Markiem Walczewskim i Ewą Lasek, Jarocki dotknął tego, czego dokładnie chciał Witkacy. I w związku z tym z jednej strony głupio nie brać ich jako punktu odniesienia, ale głupio też to powtarzać, skoro zostało już zrobione.

Mnie akurat polityka, jako sposób komunikacji z widzem, nie interesuje. Byłoby jednak sztucznością przekonywać, że to co mówi Leon, nie ma rezonansu politycznego. Nie jest to jednak sprawa prymarna. Bardziej interesuje mnie przyjrzenie się jednostce, która mówi o polityce, niż ona sama. To ważne dzisiaj, kiedy mówimy o totalnym wysypie radykalnych ideologii.

Cały czas wyprzedzasz moje pytania, bo o aktualność Matki też chciałam zapytać.

Matka jest aktualna na kilku płaszczyznach. Po pierwsze to studium relacji matki i syna. Druga sprawa to kwestia, na kogo ten syn wyrasta - a ten jest radykalnym ideologiem. Mamy szansę przyjrzenia się temu zjawisku od kuchni i możemy spróbować poszukać zrozumienia, dlaczego tak jest. Potępienie ludzi za ideologię jaką wyznają, nawet jeżeli się z nią nie zgadzamy, jest bez sensu.

Witkacy kojarzony jest ze wspomnianą czystą formą, a ta z dreszczem metafizycznym. To cel realizacji? Jego poczucie?

Dreszcz metafizyczny bierze się z tego, że dzieje się coś na scenie, idziesz za tym, ale wcale nie musisz tego rozumieć na poziomie intelektualnym. Nie daje niczego do zastosowania w życiu.

Witkacowski odpowiednik katharsis?

Tylko i wyłącznie w warstwie estetycznej. Nie wierzę, że Witkacy chciał, żeby widz wyszedł ze spektaklu z listą - jak żyć. Witkacy dreszczy dopatrywał się w zestawieniach form, napięć i zachowań. Ludzie w jego sztukach zachowują się nieadekwatnie do tego, co czują.

Właśnie ten brak liniowości czy prawdopodobieństwa cechuje czystą formę. Nie będziesz na siłę urealniał losów bohaterów? Zachowasz didaskalia?

To wszystko jest już dość dobrze urealnione. Teatr realny musi być najpierw ufundowany, żeby został zburzony. W związku z tym nie muszę niczego uprawdopodabniać, ujednolicać, bo Witkacy wcale za daleko od komunikatywnego, niemal mieszczańskiego dramatu nie odchodzi na początku. A dokąd to zmierza dalej, to już inna sprawa.

Jarockiego nie kopiujesz, więc włóczki na scenie nie będzie. Co ze scenografią i muzyką do Matki?

Iść niewolniczo za tym, co każe Witkacy to głupota, bo pisał to na potrzeby swoich czasów. Projektował na konkretny czas i estetykę, miało to ludziom kojarzyć się z konkretnymi rzeczami. No więc istnieją np. sytuacje, gdzie prospekt projektowany w didaskaliach ma się kojarzyć z klasycznymi wystawieniami Wagnera. Czy dziś widz to zrozumie? Kto to połączy?

Czy widz musi się przygotować do przyjścia na Matkę? To trudny autor.

Mnie interesuje widz, który przychodzi bez żadnego przygotowania. A potem najwyżej przychodzi drugi raz. Nie potrzebuję widza, który naczytał się teorii celem zrozumienia tego, co mówi Leon. Moim celem jest uprzystępnienie tego wszystkiego. Błędem wielu twórców współczesnego teatru jest to, że widz oglądający ich spektakle musi mieć ugruntowane zdanie i wiedzę w poruszanym przez artystę temacie. A wtedy najczęściej jego spojrzenie pokrywa się ze spojrzeniem twórcy. To jest jałowe - nie ma tarcia, dyskusji. Widz nie powinien przychodzić "przygotowany" - powinien odbierać to, co ma do powiedzenia twórca w kontakcie z jego dziełem, a nie pismami teoretycznymi.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

Radek Stępień - jest absolwentem Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego. Studiował też na Międzywydziałowych Interdyscyplinarnych Studiach Humanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim. W latach 2011-2013 związany z Instytutem im. Jerzego Grotowskiego, w latach 2013-2018 z Ośrodkiem Praktyk Teatralnych Gardzienice. Współpracował m.in. z Krystianem Lupą przy spektaklach Spi-ra-la i Proces. Zadebiutował Panną Julią, którą wystawił w Teatrze Ludowym w Krakowie, za którą otrzymał m.in. nagrodę ZAIKS na Forum Młodej Reżyserii 2018. Jest laureatem nagrody Off na 22. Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku, otrzymał ją za spektakl Hamlet oraz I nagrody na Przeglądzie Młodej Reżyserii 2017 w Krakowie. Jest stypendystą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za rok 2018.

  • Matka S.I. Witkiewicza
  • reż. Radek Stępień
  • premiera: 11.09, g. 19.30
  • Teatr Nowy, Scena Nowa
  • wiek: 16+

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020

Zobacz także