Jak doszło do współpracy z Teatrem Polskim w Poznaniu? Czy zaproponowano Panu konkretną sztukę do interpretacji, czy odbyło się to w inny sposób?
Około dwa lata temu dyrekcja zaproponowała mi wystawienie spektaklu związanego z polską poezją współczesną. Zwrócili się do mnie jako do osoby piszącej, określającej się i określanej czasem jako teatralny poeta. Do tego projektu jednak nie doszło, głównie ze względów technicznych.
4.48 Psychosis Sarah Kane jest dla mnie bardzo ważnym tekstem - jednym z tych, który mnie w ogóle zainspirował do tego, aby pisać dla teatru. Od pewnego czasu miałem z jednej strony poczucie, że chciałbym się już od niego uwolnić, a z drugiej tę znajomość zakończyć po prostu jego wystawieniem. Trochę więc przypadkiem zaproponowałem 4.48... dyrekcji. Niebagatelną sprawą było też to, że do zespołu aktorskiego Teatru Polskiego w Poznaniu dołączyła Alona Szostak, z którą pracowałem już wcześniej przy kilku produkcjach. Wiedziałem, że porozumiem się z nią przy wspólnym czytaniu tekstu i pracy nad nim.
Kiedy natrafił Pan na sztukę 4.48 Psychosis - czy tuż po jej premierowym wystawieniu, czy jednak później?
Dostałem ją od kogoś w prezencie niedługo po jej wydaniu. W Wielkiej Brytanii panuje zwyczaj, że tekst dramatu wydaje się w zeszytowym, niedrogim wydaniu wkrótce po jego wystawieniu. Po lekturze zacząłem szukać materiałów związanych z autorką, a także czymś, co można określić zauważalną falą brytyjskiej dramaturgii końca lat 90.
Myślę o tym tekście również bardzo osobiście - nie tylko z powodu tego, co w nim wyczytuję. Oczywiście nigdy nie jest tak, że jest tylko jeden bodziec, a 4.48 Psychosis na pewno było jednym z tych impulsów, które dały mi odwagę do pisania dla teatru i sprowokowały do zastanowienia się na temat samego siebie w kontekście zawodu, który obecnie uprawiam.
Na czym polega Pana osobisty odbiór sztuki Sarah Kane?
Trudno o tym mówić, bo to rzeczy związane z ludzką wrażliwością. Pewien rodzaj obrazowania tematu, odwagi w mówieniu o swoich bardzo nagich emocjach, kwestia języka i rytmu - wszystkie te elementy złożyły się na to, że ten tekst chodzi za mną.
Każdy z nas ma dzieła sztuki, które kocha, bo jest w stanie sam się w nich odnaleźć - własną emocjonalność, czy również, jak ja w tym wypadku, depresyjność i lękowość. To trochę podobne do sytuacji, gdy jest się nastolatkiem i słucha muzyki, odnajdując w niej swoje emocje, dzięki czemu nie czujemy się sami. A tekst 4.48 Psychosis spowodował, że nie czułem się sam w myśleniu o sobie nie tylko jako człowieku, ale i potencjalnym autorze.
Jak chce Pan zaadaptować 4.48 Psychosis?
Kiedy podjęliśmy z dyrekcją teatru decyzję, że zrobię ten spektakl, to pierwszy telefon wykonałem do Jakuba Lecha, realizatora świateł i twórcy wideo w tym przedstawieniu - artysty, któremu bardzo ufam. Bardzo chciałem postawić na pewien rodzaj wizualności. Z dużą uwagą przeczytałem sztukę, czytaliśmy ją też na próbach... Istotne było dla mnie, aby pominąć konteksty, które wokół 4.48 Psychosis narosły - że to bardzo mroczny tekst o depresji, list pożegnalny Sarah Kane. Była to przecież jej ostatnia sztuka napisana przed samobójstwem, którego też zresztą dotyczy treść.
Chciałem iść literackim tropem. Z drugiej strony chciałem zachować równowagę między moim wczytaniem się w tekst a stroną wizualną, która w tym przedstawieniu będzie bardzo bogata. Dlatego zaprosiłem do współpracy scenografkę Annę Haudek. Istotne było dla mnie, aby skupić się na poprowadzeniu tematu przez aktora, jego ciało i sztukę aktorską, i otoczyć to kontekstem wizualnym, który podpiera tematy bądź znajduje się do nich w kontrze.
Młoda, kontrowersyjna artystka pisze tekst sztuki, w którym podejmuje temat samobójstwa - po czym je popełnia. To brzmi jak sprawdzona mikstura na dzieło kultowe.
To tzw. ostrze obosieczne. Z jednej strony kontekst ostatniego tekstu i samobójstwa zwraca reflektor uwagi publicznej na ten tekst, więc był on dzięki temu czytany i oglądany. Ale to również obosieczne, bo będzie on interpretowany wyłącznie przez pryzmat "ostatniego tekstu". W Polsce odbiór Sarah Kane i jej dramaturgii był ograniczony tylko do tego jednego kontekstu. Pojawiły się głosy, że to zapiski wrażliwej, histerycznej nastolatki, czy stwierdzenia "jeśli ktoś ma depresję to nie znaczy, że jest dramatopisarką"...
Pytanie jest też takie - co to znaczy w tym przypadku "kultowe"? W Polsce ten tekst w instytucjonalnym teatrze został wystawiony raz. Z drugiej strony, kiedy rozmawia się ze studentami aktorstwa, aktorami, osobami zainteresowanymi teatrem, jego komentatorami - to każdy ma jakiś obraz tej sztuki.
I jaki to tekst?
Nie chcę mówić, że tylko ja rozumiem ten dramat. Dla mnie istotna była lektura tekstu związana z moim warsztatem dramatopisarskim. Czytając go, zadawałem sobie pytania o to, dlaczego dana scena następuje po poprzedniej oraz czemu tak uporządkowane są wersy - i rozłożyłem ten tekst na części pierwsze.
Z tej lektury wyszło mi, że został on napisany przy pomocy stanu depresyjnego, który był permanentnym stanem autorki. Ale jest to sztuka o czymś więcej i jest zbyt silna i ciekawa, żeby zamknąć ją w klatce opowieści "depresyjna autorka napisała list pożegnalny".
Kwietniowa premiera 4.48 Psychosis została niedawno zapowiedziana przez Teatr Polski. Jak się pracuje nad spektaklem w takiej sytuacji - czy czuje Pan presję czasu, aby teraz wystawić przedstawienie i skorzystać z okazji - o ile teatry zostaną znów otwarte?
Temat pracy w czasie pandemii w takich instytucjach jak teatry to opowieść na dobrą tragikomedię. To przedstawienie nie było może zapowiadane, ale myślę nad nim już od roku. Pierwszy termin premiery był wyznaczony jeszcze na czerwiec 2020 roku. Próby jednak nie ruszyły wtedy z wiadomych racji covidowych. Projekt scenografii powstał dokładnie na dwa dni przed pierwszym lockdownem. Potem mieliśmy mieć premierę w październiku - przyjechałem wtedy na trzy tygodnie prób we wrześniu, ale potem je zawiesiłem. Teraz wróciliśmy do nich na przełomie lutego i marca. W międzyczasie byłem w kontakcie ze scenografką, kompozytorką Małgorzatą Tekiel, kostiumografem... Moim zdaniem, czasu w teatrze przed premierą nigdy nie jest dużo, więc goni nas pewien rodzaj nerwowości, gdy znajdujemy się już krótko przed premierą. Jeżeli chodzi o wizualność i różne techniki teatralne, będzie to też skomplikowane przedstawienie.
Nie będę jednak opowiadał o tym, że musimy nosić maski, odkażać ręce, bo to wszyscy muszą robić. Co innego jest jednak ciekawe. W pandemii zrobiłem do tej pory dwie premiery - jedną w Teatrze Starym w Krakowie, a drugą w Teatrze Polskim w Warszawie. Zwłaszcza w Starym, tuż po długim, pierwszym lockdownie - zauważyłem, że obecnie trochę inaczej pracuje się już z aktorami. Mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy nieco bardziej uśpieni, musimy bardziej zwracać uwagę na wyzwolenie energii. Dosyć ciekawe pytania dotyczyły tego, jak dziś opowiadać pewne rzeczy, jakiej ekspresji używać. Covidowa sytuacja wpłynęła też na strukturę moich tekstów. Pisząc do Krakowa sztukę na zamówienie, do której próby zaczęliśmy w czerwcu, a miała premierę w grudniu, zacząłem pisać sceny wyłącznie dwu- albo trzyosobowe, żebyśmy nie mieli, w kontekście bezpieczeństwa, dużego tłumu aktorów na scenie. Generalnie - jest trochę inaczej, ale jeszcze za wcześnie i zbyt głęboko się w tym stanie rzeczy znajdujemy, żeby móc go opisać i zrozumieć jaki ma i jaki będzie miał wpływ.
Rozmawiał Marek S. Bochniarz
*Paweł Demirski - ur. 1979 w Gdańsku, polski dziennikarz i dramaturg. Studiował architekturę na Politechnice Gdańskiej oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Wrocławskim. W 2002 roku zadebiutował w teatrze jako dramaturg. W latach 2003-2006 był kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże, w którym zainicjował projekt Szybki Teatr Miejski. Wspólnie z reżyserką Moniką Strzępką tworzy jeden z najbardziej znanych duetów w polskim teatrze.
- premiera 4.48 Psychosis
- 3.06, g. 19
- Teatr Polski
- bilety: 45 i 70 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021