Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Teatr jest wolnością

- Szczerze mówiąc, sama mam parę pytań do widza. Coraz więcej osób zagląda na mój fanpage i domaga się dialogu. Zapytałabym, czy ludzie naprawdę nie potrzebują żywego teatru i czy rzeczywiście czują się tak dobrze bez tej widocznej, dofinansowanej kultury? Bo ja mam zupełnie inne dane - mówi Edyta Łukaszewska*, aktorka Teatru Nowego w Poznaniu.

. - grafika artykułu
Edyta Łukaszewska, fot. Karina Awarska-Matuszak

Pamięta pani swoją reakcję na pierwszy lockdown?

To był szok, chociaż wiedziałam, że jestem zabezpieczona finansowo na kolejny miesiąc. Miałam szczęście, bo właśnie wtedy dowiedziałam się, że będą pracować w radiu. Nikt wtedy nie przypuszczał jednak, że nie będziemy grali aż tak długo.

Czyli reakcja na drugie zamknięcie teatrów była gorsza?

Tak, choć niby był czas, żeby przyzwyczaić się do tej absurdalnej rzeczywistości. W galeriach handlowych szaleństwo. A my wróciliśmy do prób dopiero w czerwcu! Mieliśmy gotowy spektakl (Matka w reż. Radka Stępnia - przyp. red.), ale znów musieliśmy przenieść premierę. We wrześniu natomiast stopniowo zmniejszano liczbę miejsc na widowni.

Czy ta rzeczywistość może być dla aktora znośna? Jest w stanie ją taką uczynić? Czy to tylko narastająca frustracja?

Ja osobiście nie jestem typem frustrata. Nie mam też tendencji do paniki w momentach trudnych, a ten bez wątpienia taki jest. Na mnie działa to raczej mobilizująco. Staram się myśleć konstruktywnie, bo jeżeli to jest wirus, to jak każda inna choroba wymaga od nas higieny umysłu. Bez tego ani rusz. Daję sobie radę, nie rwę włosów z głowy, ale mam etat. Artyści, tzw. freelancerzy, którzy utrzymywali się z grania spektakli czy koncertów gościnnych, są w beznadziejnej sytuacji.

Teatr jest zamknięty, ale pani nie siedzi z założonymi rękami. Spotkałyśmy się na webinarium o tym, jak tworzyć kulturę w sieci pod koniec listopada. A pierwszy odcinek z cyklu Nieznana aktorka odpowiada pojawił się na pani profilu na FB już 1 grudnia. Do tej pory opowiedziała pani o dwóch spektaklach: Będzie Pani zadowolona... oraz Dom lalki. Co to za przedsięwzięcie?

Na ten pomysł wpadłam w zupełnie innym momencie. Przyszedł kryzys zawodowy, miałam czas, żeby przemyśleć swoje życie. I pomyślałam wtedy: Masz, dziewczyno, całkiem niezły warsztat. No bo jestem w końcu zawodową aktorką, wyreżyserowałam też spektakl - W promieniach. Zupełnie nieznane listy Marii Skłodowskiej-Curie na podstawie sztuki Artura Pałygi, który został zauważony. Ale dotarło do mnie także, że jestem nieznaną aktorką. Stąd też nazwa mojej ramówki/domówki.

Raczkuję w tej sferze, na razie zainwestowałam w lampę. Nie mam nawet kamery. Sama robię montaż, taki prościutki.

Raz pani pyta, raz jest pytana. Jaka będzie konwencja tego cyklu?

Konwencja się będzie zmieniała. Nie mam studia. To spontaniczne działania, bazować będę na naturalności i nie będę udawała, że to coś profesjonalnego.

Najpierw zadzwoniła do mnie z pytaniami o Kamyk (spektakl Będzie Pani zadowolona... - przyp. red.) Klara Kaszkowiak. Zgodziła się, żebym to nagrała, akurat byłam na wsi. Wtedy też stwierdziłam, że będę to ciągnąć. Że będę dalej pokazywać ten kicz i amatorstwo, ale za to szczere i spontaniczne. Ja sama takie rzeczy lubię i mam nadzieję, że znajdę fanów cyklu, dla których będzie to wartość. Nie chcę przy tym zanudzać - ponoć 9 minut i 36 sekund to maks, ile można wytrzymać, oglądając filmy w sieci. Ale jak w tak krótkim czasie powiedzieć o budowaniu spektaklu? Proste. Zrobić kilka odcinków na ten sam temat.

To, co zrobiłyście z Anią Mierzwą, było świetne. Tylko chwilami zastanawiałam się, ile w tym, co mówicie, jest prawdy, a ile kreacji.

Fakt, często mrugam do widza. Śmieję się tam w końcu sama z siebie. Jesteśmy tam z Anią autentyczne. Znamy się, pracowałyśmy razem, stąd ten luz i forma zabawy.

Z końcem pandemii zamknie pani ten "interes"?

Nie, postanowiłam, że będę to kontynuować. Chcę jednak zaskakiwać widzów. Bo co np. się stanie, kiedy zaproszę do rozmowy poważną, starszą osobę? Jak będzie to Misiu (Michał Grudziński, aktor Teatru Nowego - przyp. red.), to akurat będzie tak samo śmiesznie jak z Anią Mierzwą. On w tym basenie odnalazłby się na pewno. Ale wcale tak przecież być nie musi.

Jeśli nie byłaby pani aktorką, to co by Pani robiła? Często zadaje się to pytanie, jednak w innych okolicznościach brzmi... lepiej.

Poszukałabym swojej niszy kreatywnej. Teraz wszystko przenosi się do internetu. No, prawie wszystko, bo teatr żywy nie zaaklimatyzuje się tam w tej samej formie. Emocje, jakie przeżywamy na widowni czy na scenie, to coś zupełnie innego. W filmie gra się inaczej. Na scenie aktor niesie temat, historie, energię, zaczepia widza. W teatrze jako aktorzy mamy dużo możliwości. A w mediach jednak większą wagę przykłada się do tego, jak ktoś czy coś wygląda. To przesada, ta estetyka, często sztywne zasady. Mnie ciekawi naturalność, kicz, niedoskonałość, ale może dlatego, że sama nie jestem klasyczną pięknością? Dlatego lubię filmy takich reżyserów jak Mike Leigh i Michael Haneke. U nich piękno ma zgoła inną twarz.

O co nie zapytałam, a mogłabym?

Szczerze mówiąc, sama mam parę pytań do widza. Bo coraz więcej osób zagląda na mój fanpage i domaga się dialogu. Zapytałabym, czy ludzie naprawdę nie potrzebują żywego teatru i czy rzeczywiście czują się tak dobrze bez tej widocznej, dofinansowanej kultury? Bo ja mam zupełnie inne dane.

Teatr jest niesamowity, bo daje wolność. Teatr jest wolnością. Widz może oglądać to, co chce, zwracać uwagę na to, co jego samego porywa. Nikt go nie zmusza do oglądania np. butów aktora, nie musi śledzić zarejestrowanych przez kamerę, wybranych przez operatora, reżysera konkretnych szczegółów. Widz jest częścią kreacji, jest ważnym elementem w procesie twórczym. To przestrzeń, gdzie możemy, my artyści i widzowie, uczyć się sztuki żywego dialogu. Nie straćmy tej bezcennej przestrzeni.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

*Edyta Łukaszewska - absolwentka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Od 2002 r. aktorka Teatru Nowego w Poznaniu. W 2017 r. zdobyła nagrodę za najlepszą rolę kobiecą - Pani Jusi zwanej Ścierwą w spektaklu Będzie Pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk w reż. Agaty Dudy-Gracz na 10. Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Boska Komedia" w Krakowie.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021