Klasycy na ulicy pod red. Joanny Ostrowskiej i Juliusza Tyszki ukazali się nakładem Wydawnictwa Kontekst. Profesorowie nie ukrywali, że w dokończeniu książki pomogła im pandemia. - Ta książka z wielu powodów jest niezwykłym wydawnictwem - zaznaczył na samym początku spotkania Paweł Szkotak z Teatru Biuro Podróży, gospodarz Festiwalu na Wolnym Powietrzu. Jego zdaniem teatr uliczny to ciekawe i ważne zjawisko, ale książek poświęconych tej tradycji jest wciąż bardzo mało. - Ta książka mówi o teatrze plenerowym w zupełnie inny sposób niż przywykliśmy go odbierać, czyli jako o czymś, co zostało stworzone, żeby bawić - dodał.
Tytuł liczy blisko 150 stron, składa się z dziewięciu rozdziałów. Jest pokłosiem międzynarodowej konferencji, która zorganizowana została kilka lat temu w Poznaniu przez Zakład Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM i Teatr Biuro Podróży. Elena Mazzoleni pisze w nim o wczesnych teatrach bulwarowych: parodii we francuskich sztukach od Ancien Régime'u do okresu restauracji, a Brigitte Prost o Molierze i przygodach teatru ludowego. Ponadto w spisie treści znalazły się także teksty: Stanisława Godlewskiego o Wesołych kumoszkach z Windsoru w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim; Lucie Kempf o szekspirowskim Śnie nocy letniej; Susan C. Haedicke o trzech adaptacjach Makbeta dla teatru ulicznego, oraz Alice Brazil-Burns, Emmy Jelly i Sophi Pardon o tworzeniu pakietu dramaturgicznego Opowieści zimowej Teatru Biuro Podroży.
Sama Ostrowska rozmawia natomiast z Pawłem Szkotakiem o tym czy na ulicy można rozprawiać o najważniejszych sprawach, oraz pisze o klasycznych tekstach w polskim teatrze ulicznym. Drugi z redaktorów opisuje w tytule uliczne adaptacje klasycznych dzieł i konwencji na festiwalach teatru ulicznego Polsce. - Wiele lat temu w ramach festiwalu Malta odbyła się dyskusja. Wśród panelistów byli sami panowie, nie było żadnej pani. Łukasz Drewniak, który ją prowadził, zapytał dlaczego w teatrze ulicznym jest tak mało kobiet? I któryś z panów stwierdził wtedy, że dzieje się tak, bo w teatrze ulicznym można się ubrudzić. Wszyscy panowie jak jeden mąż zarechotali wtedy radośnie. Pozwoliłam im na to, ale jak skończyli powiedziałam "ha, ha, ha" - wspominała Ostrowska. Przywołała tę anegdotę, bo jeśli nawet kilkanaście lat temu kobiet w teatrze ulicznym nie było za wiele, to w tej książce i w ogóle dziś wśród badaczy teatru ulicznego pojawiają się głównie one. - Nie założyliśmy, że na konferencji wypowiedzą się same panie, tak po prostu jest - podsumowała.
Czy teatr uliczny musi służyć zabawie? - Nasz początek to są protesty i marsze uliczne. I właśnie między tą rozrywką a teatrem ulicznym jako narzędziem protestu najczęściej rozciąga się cała refleksja na temat teatru ulicznego - wyjaśniała dalej Ostrowska. Dodała, że tą książką chcą pokazać jeszcze coś innego, czemu służyło przywołanie terminu "thèâtre populaire". - To jest to, co Zbigniew Raszewski bardzo ładnie nazwał "teatrem drugiego obiegu". To teatr, z którego z jednej strony korzystał teatr głównego nurtu. Jeżeli przypomnimy sobie Moliera, to jego teksty dramatyczne, to jest zapisane w formie tekstów stałych pewnych schematów dell'arte, a z drugiej strony - co pięknie pokazuje Brigitte Prost - jak ten Molier później w takiej przetworzonej formie wrócił na ulicę. Wrócił jako właśnie teatr popularny dla ludzi, którzy nie chodzą do teatrów - tłumaczyła. Tyszka kontynuując wątek opowiedział o polskiej tradycji teatru ulicznego, która przed II wojną światową miała charakter ludyczny. - Oczywiście należy tu uwzględnić wielkie podróże teatralne Reduty Osterwy i Limanowskiego, która to zjeździła ze świetnymi spektaklami plenerowymi kresy wschodnie i zachodnie. Tutaj w Poznaniu też grali - mówił. - W każdym razie ta przedwojenna tradycja została przerwana, po wojnie trudno było sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek wyszedł na ulicę z przesłaniem innym niż oficjalne. Zapoczątkowała działania scena studencka, czyli Akademia Ruchu - wyliczał dalej.
Potem pałeczkę przejął Teatr Ósmego Dnia, inscenizując zaraz pod odwołaniu stanu wojennego Raport z oblężonego miasta. - Oni specjalizowali się w graniu widowisk, gdzie za oficjalną fasadą był smród i ubóstwo. Tam dopiero ten spektakl wybrzmiewał - kontynuował.Ostrowska przy okazji zaznaczyła, że tradycja teatru ulicznego w Polsce to tradycja głównie teatru studenckiego. - Teatr studencki nie programowo, ale odrzucał teksty dramatyczne jako gotowe ramy przedstawień w imię mówienia swoim głosem - mówiła. - Widać, że trzeba poznać język teatru ulicznego, trochę w nim popracować, żeby się zmierzyć z materiałem dramaturgicznym, który jest w tych klasycznych tekstach. Przykładem jest chociażby Teatr Biuro Podróży - dodała.Dlaczego po Moliera i Szekspira tak chętnie sięgają teatry uliczne? - Bo dostarczają niezwykłych fabuł i wyrazistych bohaterów, takich losów ludzkich, które można przełożyć na równie wyraziste obrazy na ulicy. To zadanie i problem teatru ulicznego - mówił Tyszka, żartując, że cytuje cały czas Pawła Szkotaka, który opowiadał o tym we wspomnianej rozmowie z Ostrowską. - Dodałabym jedną rzecz - to są dramaty, w których akcja posuwa się do przodu przez zdarzenia, a nie słowa wypowiadane przez postaci. W obu przypadkach to są teksty, gdzie coś się dzieje - mówiła.
Monika Nawrocka-Leśnik
- Festiwal na Wolnym Powietrzu: spotkanie z okazji premiery książki Klasycy na ulicy pod red. Joanny Ostrowskiej i Juliusza Tyszki
- Stara Rzeźnia
- 9.08
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020