Gdzie my jesteśmy i jak trafiliśmy na Starołękę?
Dobre pytanie! Czary-mary! Na końcu listopada pojawiły się wątpliwości co do dalszego losu "Dąbrówki", gdzie to tej pory była nasza stała scena, przez 14 lat. Moment pandemiczny stał się okazją, by poszukać nowej przestrzeni, spakować się i po prostu wynieść. Przed pandemią, gdy graliśmy spektakle, byłoby to fizycznie niemożliwe. Miasto zadeklarowało chęć pomocy, ale w zasobach ZKZL-u nie było tak dużej przestrzeni - przynajmniej 200 m kw. - żebyśmy mogli te nasze dekoracje przenieść. Udało się dzięki przyjacielskim kontaktom z liceum. Koleżanka powiedziała, że ma magazyn przy Starołęckiej 60A. Przyjechałyśmy tu z Barbarą Gazdecką - scenografką. Było pusto, biało, stały stare kanapy. A nas urzekły okna. Okazało się, że nigdzie nie znalazłyśmy lepszej przestrzeni.
I zabraliście się do pracy.
Nie mieliśmy funduszy, żeby zrobić wielki remont, bo teatr nie działał. Zresztą my jesteśmy teatrem nieprofesjonalnym, prywatnym, więc zakasaliśmy rękawy z częścią ekipy, kupiliśmy farby, pomalowaliśmy, połataliśmy dziury, doprowadziliśmy tę przestrzeń do tego, by można było tu coś przewozić... no i tak to się stało, że Starołęka.
Spore wyzwanie...
Miejsce jest wyzwaniem. Starołęka nie jest dzielnicą słynącą z działalności kulturalnej, ale stwierdziliśmy: "Co tam!". Okazało się, że część aktorów ma tu bliżej, część publiczności dojeżdżała z Rataj. Odzew był bardzo pozytywny. I tak się zaczęło. W lutym porządki, w marcu przeprowadzka. Dzięki wsparciu Miasta udało się zbudować antresolę na część dekoracji. Gdyby nie ona, tobyśmy się nie zmieścili. Sami zrobiliśmy tu małą scenę, na razie drewnianą, ale położymy wykładzinę, powstaną kulisy... powoli.
Czyli z magazynu zrobił się mikroteatr?
Tak, jak mówi nasz kolega teatralny, taki off-Broadway, bo wchodzi się do ceglanego budynku, magazynu, a tam scena. Spróbowaliśmy to tak urządzić, by był klimat małego teatru. Jest tu zbyt ładnie, by był to tylko magazyn i miejsce na próby.
A siedzimy wśród i na elementach scenografii?
Tak, to są scenografie do wszystkich naszych spektakli. A trochę się tego uzbierało przez 14 lat. Dzięki temu zrobiła się klimatyczna przestrzeń. To będzie nietypowy teatr, bo wydaje mi się, że poza piwnicą Teatru Polskiego, takiego teatru, gdzie jest stolik i kanapa na widowni, nie ma. Nie zakładamy jakiejś wielkiej liczby widzów - do 30-40 osób. Mamy jednak większą wolność. W "Dąbrówce" byliśmy ograniczeni czasowo, wynajmowaliśmy salę na piątek. Tutaj możemy grać dwa spektakle z rzędu i przez cały weekend, a nawet cały tydzień. Większe spektakle natomiast będziemy wystawiać w innych miejscach. Teraz realizujemy roczny projekt Teatr w drodze dofinansowany przez Wydział Kultury. Co do samej Starołęki, zostaliśmy bardzo serdecznie przyjęci przez Radę Osiedla i przez społeczność lokalną. Działa tu też Koło Gospodyń Miejskich, Stowarzyszenie dla Twierdzy Poznań, Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Mamy nadzieję na owocną współpracę. Możliwe, że będziemy mieć w pobliżu większą scenę. Przystanek przed pętlą Starołęka, przy ulicy Bystrej, jest Centrum Pozarządowych Stowarzyszeń Sportowych. Dzięki wsparciu Rady Osiedla mamy nadzieję, że uda nam się z niej korzystać w miarę regularnie. Dlatego postaramy się ożywiać Starołękę tu małymi spektaklami, tam większymi i podróżować po Poznaniu, czyli naprawdę stajemy się "teatrem w drodze".
A co się będzie działo tutaj w najbliższym czasie?
Zaczynamy 5 sierpnia trzydniowymi warsztatami międzypokoleniowymi, zakończonymi spektaklem. Planujemy stworzenie starołęckiej legendy. Trzeba ją wymyślić. Jest tu dużo ciekawych miejsc historycznych, głównie przemysłowych, mamy więc wiele pomysłów. Na warsztaty zgłaszają się całe rodziny - babcie, rodzice z dziećmi. Będzie ciekawie i zabawnie Nasz budynek ma 100 lat. Gdy wybudowała go rodzina państwa Kempfów, kwitło tu życie nad Wartą, były ogródki, restauracja. Później - tragiczna historia - działało Disco Planet. Były strzelaniny, przyjeżdżały gangi, więc żeby mieszkańcom Starołęki nie kojarzyło się to miejsce źle, chcemy je odczarować.
Ale jest to historia dosyć inspirująca, mimo wszystko...
Bardzo! Może powstanie kiedyś spektakl pt. Disco Planet lub Planeta... kto wie. Teraz myślimy już o spektaklach. Koniec sierpnia i wrzesień to już nasze działania teatralne. Chciałabym też prowadzić stałe warsztaty teatralne, jak na Piątkowie. Już w lutym zgłaszali się rodzice z dziećmi. Zakładamy, że kiedy ten spektakl powarsztatowy powstanie, pokażemy go i u nas, i w Forcie Ia. Sam udział w warsztatach jest bezpłatny, a projekt jest dofinansowany przez Miasto Poznań w ramach projektu CIL Regrantingowe.
A czy zespół będzie rozbudowywany? Co przyciąga ludzi do asz.teatru?
Casting nigdy nie ogranicza nas miejscowo. Są w teatrze ludzie, którzy mieszkają poza Poznaniem. Jeśli na casting przejdzie ktoś ze Starołęki i się zakwalifikuje, to dlaczego nie? Ten teatr żyje. Niektórzy są od 14 lat, inni przychodzą na chwilę. Ludzie go potrzebują na pewnym etapie życia, chcą zmiany, nowej pasji i trafiają do nas. Społeczność jest tu chętna, więc nie wiadomo, jak to się potoczy. Mamy w zespole lekarzy, prawników, kadrowe, księgowe, emerytowanych śpiewaków operowych, hydraulików, krawcowe. Wszyscy są na scenie i tak będzie. Ludzie po przesłuchaniu przychodzą i są natychmiast wciągani w realizację konkretnego spektaklu. To, że już od razu coś tworzą, ich przyciąga. Grają w różnorodnych spektaklach - od bajek po przedstawienia dla dorosłych. Po czasie sami wiedzą, w czym są mocni, w czym mniej. Budują poczucie własnej wartości, bo w sztuce trzeba się przełamywać, mierzyć ze swoimi słabościami i z oczekiwaniami innych. Tworzy się rodzinna społeczność. Czas pandemii pokazał, że mogę na nich polegać. Sami z siebie nagrywali w domu filmy i tak powstał cykl asz.bohaterów, zrobiliśmy koncert, czytaliśmy bajki. Gdy przyszedł czas przeprowadzki, nie było momentu, bym zwątpiła i zastanawiała się, jak ja to wszystko przywiozę. Jest atmosfera wzajemnej odpowiedzialności.
Jakie jest największe wyzwanie, które czeka teatr?
To miejsce wymaga jeszcze nakładów finansowych, remontów, ogrzewania, dobudowania sceny. Stresów repertuarowych nie mam, bo spektakli mamy sporo. Chciałabym, żeby ludzie tu przychodzili, by odkryli to miejsce, by tu było pełno co tydzień. To jest największe wyzwanie, bo można sobie próbować, siedzieć i gadać, ale nie po to się tworzy. Teatr daje się ludziom, by mogli się pośmiać, popłakać, powzruszać, i my chcemy właśnie to dawać.
To jeszcze od strony technicznej: jak tu dotrzeć?
Oczywiście można dojechać samochodem, jest miejsce przed samym teatrem, ale polecamy tramwaj lub w wakacje, ze względu na remont, tramwaj i autobus. Jest jeszcze jedna superdroga - pociągiem. Z dworca głównego podróż zajmuje około 6 minut. Mam nadzieję, że ludzie wypracują sobie jakieś trasy. Gdy zaczynaliśmy na Piątkowie, też nam się wydawało, że nikt nie dotrze na te osiedla, a się udało.
Rozmawiała Agnieszka Nawrocka
*Anna Szymczak - studiowała filologię polską ze specjalizacją teatrologiczną na UAM w Poznaniu, ukończyła scenopisarstwo w Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie. Jest współzałożycielką Studia Teatru Castingowego mplusm, które przekształciła w asz.teatr, gdzie reżyseruje.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021