Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Jutro się zabiję

Tak sobie w kosmosie pływam Doroty Abbe to jeden z tych spektakli, po których najodpowiedniejsze - zamiast głośnych owacji - wydaje się być stojące nieklaskanie. Nie z braku uznania. Tylko dlatego, że tam naprawdę się coś wydarzyło.

. - grafika artykułu
fot. Janusz Gliszczyński

Scenariusz to kompilacja kilku tekstów: głośnego reportażu Miłość w czasach zarazy Janusza Schwertnera, który stał się inspiracją do napisania książki Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci, sztuk BlackPink i K jak K Marcina Teodorczyka, oraz Pieśni topielców Kuby Kaprala. Scaliły je z kolei wyniki mikrobadań, jakie przeprowadzili twórcy. Ankietowani - młodzież oraz młodzi dorośli, odpowiedzieli na pytania: co lubią, czego nie lubią, co ich wkurza, czego się boją. Zapytano ich również o ich płeć i myśli samobójcze. Strach przed samotnością, szkołą czy lalkami, albo gniew z powodu wpływu kościoła na państwo, konfliktów i nieporozumień, mnie nie zdziwił. Ale zgody na myśli (i próby) samobójcze już tak. Tym bardziej - w takiej skali.

Mniej lub bardziej prawdziwymi bohaterami Tak sobie w kosmosie pływam są: Janek - chodzi do gimnazjum i słucha k-popu, po odejściu agresywnego ojca mieszka tylko z mamą; Kacper i Wiktor (wcześniej Wiktoria), poznali się na "Żwirkach" - to szpital dziecięcy przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie; oraz nastoletnia K., która nie kontroluje emocji i jest chorobliwie zaborcza wobec swojego chłopaka.

Historia Janka (świetny w tej roli Dariusz Pieróg) - inspirowana tragedią czternastoletniego Dominika z Bieżuni, oraz innych dzieci, które padły ofiarą cyberprzestępstw - zostaje przedstawiona w formie listu pożegnalnego do matki (gra ją Małgorzata Łodej-Stachowiak). Janek popełnił samobójstwo - powiesił się na sznurowadłach. Nie mógł znieść fali nienawiści, jaka zalewała go codziennie zarówno w szkole, jak i w sieci. W liście domaga się sprawiedliwości. Wylicza winnych, wskazuje też tych, którzy byli dla niego oparciem. To jeden z bardziej poruszających w spektaklu momentów, kiedy mama - pokornie cierpiąca i kompletnie bezsilna, rozmawia z duchem Janka i opowiada mu, co słychać u jego kolegów, że nikt - choć ona się starała, nie zostaje pociągnięty do odpowiedzialności za jego śmierć.

Śledztwo umorzone zostaje także w sprawie samobójstwa Wiktora (w tej roli Dawid Ptak). Nastolatek - miesiąc przed swoimi piętnastymi urodzinami rzuca się pod pociąg warszawskiego metra. Rok przed tragedią Wiktor (wtedy jeszcze Wiktoria) powiedział mamie o tym, że myśli o zmianie płci, poprosił o nową garderobę. Mama, Justyna, próbowała mu pomóc, ale ojciec - odszedł od rodziny chwilę po narodzinach dziecka - stwierdził, że "chyba ją popierdoliło". W szkole również niewiele się zmieniło, Wiktor dalej skazany był na ostracyzm. Jego prośby o to, by zwracać się do niego nowym imieniem, zostają zignorowane, również przez nauczycieli. Zawodzą lekarze - zdaniem jednego z nich powodem jego kryzysu jest wprowadzona do szkół "ideologia gender". Terapie i leki nie pomagają. W końcu w tej historii pojawia się krew.

Wiktor lubił mangę, był za delikatny i wrażliwy jak na te czasy, podobnie jak Kacper, nazywany przez kolegów: "pedałem", "mózgozjebem", "mangociotą" i "japońskim gejem". Obydwaj po wyjściu ze szpitala, byli nierozłączni. Kacper nie pojawił się na jego pogrzebie, rok po śmierci Wiktora nie odwiedził jeszcze jego grobu. To dla niego za wiele. Wciąż cierpi.

K. również wychowuje się bez ojca, wiemy, że odszedł, ostatni raz widziała go, kiedy miała 12 lat. Zarówno w domu, jak i w szkole nie czuła się dobrze. Miała zmienne nastroje, czuła i słyszała więcej niż inni. Dopiero na terapii zrozumiała, dlaczego chłopak zostawił ją przed maturą. Zaburzenia dziewczyny - wielokrotnie była hospitalizowana, długo nikt nie mógł/nie chciał zdiagnozować u niej osobowości borderline - wymagały długiego i wielokierunkowego leczenia. Ale w końcu udało się i K. chce dalej żyć.

Scenografia przedstawionych w Tak sobie w kosmosie pływam historii jest kompletnie różna od tej, w jakiej przyszło żyć jej prawdziwym bohaterom. Brak dosłowności pomógł unieść ich ciężar, choć widz dobrze wiedział, że szpitalne ściany, które podsłuchiwały Wiktora pomazane były podobnie jak pościel krwią, że widniały na nich napisy "fuck life" czy "jutro się zabiję". Słyszał też o pielęgniarkach, które nie reagują na to, co się dzieje w szpitalnej świetlicy, bo "no nie upilnuje ich pani, tacy to są gówniarze"; o biegającym po korytarzu w miękkim kasku i kaftanie małym pacjencie, który piszczał jak kot; o głowie nastolatka w szkolnej ubikacji albo ściągniętych spodniach przy innych dzieciach.

W zasadzie obyło się bez rekwizytów, czasem tylko aktorzy zmienili kostium, ubrali perukę. Niepotrzebne elementy zawieszali na sznurze do prania, w końcu nieszczęśliwe matki, którymi wciąż targa poczucie winy, ale też bezradności, muszą zająć czymś ręce. Bohaterowie natomiast lawirowali ze swoją opowieścią na dwóch poziomach, od parteru po balkon/pomost - cały spektakl czekałam aż ktoś się z niego rzuci. Do ciemnej wody albo skoczy z wieżowca. Wyobrażenie to potęgował wyświetlany w tle film. Obraz tysiąca ton wody nad naszymi głowami, drugiego tyle pod naszymi stopami. Zrujnowanego miasta, a może bardziej człowieka, który rozpadł się na milion małych kawałków? Ważną rolę w spektaklu - jak też w życiu bohaterów, oraz innych nastolatków, pełniła muzyka. W Tak sobie w kosmosie pływam nie mogło zabraknąć - ku pamięci Janka - koreańskiej piosenki, ale było też dużo bardziej poetycko. Brawa dla Małgorzaty Walendy.

To, co zobaczyłam w sobotę na Scenie Nowej jest teatralną refleksją nad współczesnymi samotnymi, nad młodymi dorosłymi w kryzysie, którzy wołają o pomoc. A przecież nie są sami. Wielu czuje się podobnie źle. Nasza w tym rola - nie dorosłych, nie niedorosłych, lecz ludzi, żeby nie odwracać się do nich plecami, by reagować, by wyrazić zgodę na odmienność, a niezgodę na próby jakiejkolwiek przemocy. Abbe - bardzo dobrze znana poznaniakom ze swojej aktywności z Grupą Teatralną Wikingowie, po raz kolejny podejmuje nienachalnie bardzo ważny społeczny temat. Doroto, nie przestawaj! Bo dzięki Tobie na pewno nie jeden młodszy i nie jeden starszy widz zastanowi się nad relacjami, jakie buduje z innymi. Nad tym, czy ktoś go czasem nie potrzebuje. Nadstawi ucha, wytęży wzrok...

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Tak sobie w kosmosie pływam
  • reżyseria i dramaturgia: Dorota Abbe
  • wiek: 16+
  • Teatr Nowy, Scena Nowa
  • premiera: 18.09
  • spektakl współprodukowany przez Teatr Nowy oraz Fundację Na Marginesie

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021