Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Deaf not stupid

Sztuka, która przemawia i otwiera. Sztuka, która współodczuwa, nadaje nowe znaczenia i zmienia perspektywę. "Louder Is Not Always Clearer" w reżyserii Garetha Clarka, wykonaniu Jonny'ego Cotsena i w ich wspólnej koncepcji idealnie wpisuje się w ten sposób myślenia o sztuce. Nie chodzi w niej o efektowność, o oszałamiające rozwiązania techniczne czy podanie tekstu. Chodzi w niej o to, co w nas porusza - a porusza wiele.

. - grafika artykułu
fot. archiwum artysty

Na scenie stolik z laptopem, za nim - dwójka tłumaczy, po lewej - tablica z dużą, czystą kartką, jeszcze dalej - stolik realizatora dźwięku. Na środku mikrofon, do którego kilkukrotnie - z determinacją, ale i niepewnością, z odwagą, ale i wyraźnym wewnętrznym rozdarciem - podchodzi Jonny, aktor, główna i jedyna postać spektaklu. Chce coś powiedzieć. Chce... i nie może.

Spektakl - oszczędny w środkach wyrazu, niemal ascetyczny, ale w tym samym czasie - bardzo wymowny. Jonny, niesłyszący dorosły wychowany przez słyszących rodziców, komunikował się z publicznością na kilka sposobów - od zapisywania swoich wypowiedzi w wyświetlającym się na ekranie pliku tekstowym, przez język migowy (zrozumiały tylko dla części - co nadawało tym działaniom dodatkowego znaczenia) do gry opartej na powtarzalnych gestach i mowie. Przedstawia nam historię swojego życia, bardzo osobistą, intymną, niełatwą. Wyznaje rzeczy, z którymi trudno zmierzyć się w pojedynkę, a co dopiero - w ramach odważnego statementu wypowiadanego twarzą w twarz ze zgromadzoną na spektaklu publicznością. "Przez wiele lat bałem się seksu w ciemności, bo bez światła nie mogę czytać z ruchu warg" - mówi. "Nigdy nie śpiewałem nikomu sto lat, bo mówiono mi, że głusi mają okropny głos i nie powinni tego robić". "Ludzie myślą, że głuchy oznacza głupiego" ("Deaf not stupid" to napis, który w połowie spektaklu został namalowany przez artystę na umieszczonym na drugim planie płótnie. Mocna linia, czerwona farba, wyraźny przekaz). Jak radzić sobie w świecie, do którego dostęp jest tak mocno ograniczony? Jak odnaleźć w nim siebie, innych, jak doświadczać, nie zrażając się niepowodzeniami? Historia Jonny'ego to pasmo wyzwań, ale i inspirujący dowód na to, że kropla drąży skałę.

Ważną częścią spektaklu było nagranie audio z wypowiedzią matki artysty, która dzieliła się swoim spojrzeniem na niepełnosprawność syna i jego początkowym wyparciem; nie mówili o nim "głuchy", nie planowali wysłania go do szkoły integracyjnej, nie uczyli się języka migowego. Wszystko to pojawiło się z czasem i wynikało z determinacji Jonny'ego, dla którego stało się to również problemem tożsamościowym: był głuchy, ale potrafił komunikować się werbalnie; mówił, ale jego rozumienie odpowiedzi w większości przypadków i tak opierało się na odczytywaniu ruchu warg. Był pomiędzy społecznością głuchych a słyszących, latami poszukiwał swojego miejsca.

Wspólne odśpiewanio-zamiganie "urodzinowej" piosenki na koniec spektaklu było w podobnym stopniu poruszające, co pouczające. Nie chcę wypowiadać się w imieniu n a s, ale mi - Marcie Szostak, która językiem migowym nie operuje, i której bardzo trudno było za nim nadążyć - dało to więcej do myślenia, niż mogłam się spodziewać.

Z jednej strony - ogromny podziw. Dla determinacji, dla wytrwałości, dla bycia nieustraszonym w znoszeniu coraz to kolejnych barier, w burzeniu ścian, w mozolnym wyznaczaniu nowych ścieżek w myśleniu o otwieraniu świata słyszących na świat głuchych, czy wręcz - o łączeniu tych światów w jeden.

Z drugiej jednak - jeszcze większa niezgoda, złość, poczucie niesprawiedliwości (które - zdaję sobie sprawę - odczuwane z mojej uprzywilejowanej pozycji może wydawać się trochę nie na miejscu) wobec tak a nie inaczej skonstruowanej rzeczywistości, która zamiast opierać się na tym, co zaciera granice między ludźmi o różnych zasobach, narzędziach, kształtach, ciałach, możliwościach, stoi na tym, co je stawia. Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało - mając pełen dostęp do wszystkich zmysłów rzadko zdajemy sobie sprawę, jak cenny jest to zasób i jak bardzo umożliwia nam (nie)zwyczajne przeżywanie życia.

Dodaną wartością była pospektaklowa dyskusja z twórcami i realizatorami. Nie tylko jej treść była interesująca, ale także i "forma" - cudzysłów zamierzony, bo jej celem nie było nadanie rozmowie sztucznych ram, a zwyczajne umożliwienie jej wszystkim zaangażowanym stronom: pytania zadawane po polsku były jednocześnie tłumaczone na polski język migowy (dla osób zgromadzonych na widowni) oraz na język angielski (dla twórców i tłumacza migowego angielskiego); angielski z kolei był przekładany przez drugą tłumaczkę na angielski język migowy. Backstage produkcji spektaklu i jego recepcja, historia poznania i współpracy Garretha i Jonny'ego pozwoliło nam pełniej doświadczyć "Louder (...)", ale i też głębiej zajrzeć w świat osób niesłyszących.

Cieszę się bardzo z tego spotkania i otworzenia oczu (i uszu) na świat, którego wszyscy jesteśmy - a przynajmniej powinniśmy być - równie ważną częścią. Czy tak będzie? To zależy od nas, naszych codziennych wyborów i decyzji, a przede wszystkim - świadomości, że przy tym stole powinni móc usiąść wszyscy.

Marta Szostak

  • "Louder is not always clearer"
  • CK Zamek
  • 20.03

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025