Teatryle to rodzinne przedsięwzięcie. Kto za nim stoi - domyśli się każdy, z racji części nazwiska w nazwie. Pod Skokiem na księżyc podpisanych jest aż trzech Ryli-Krystianowskich - Mariola i Marcin (małżeństwo aktorów, wyreżyserowali wspomniany spektakl, ale też sami w nim zagrali, to propozycja małoobsadowa), oraz Ola - ich córka, która przygotowała scenografię i lalki. Elementy dekoracji - i tak też jest tym razem - są "łatwopakowalne", kompaktowe. Na oko zmieszczą się w samochodzie osobowym. Bo idea jest taka, by spektakle Teatru Teatryle móc pokazać niemalże wszędzie i w każdych okolicznościach. To teatr "niewielki" albo "przenośny". Teatr małej formy, ale ważnych spraw! Taki, który zachwyca wielością możliwości artystycznego wyrazu i ciekawych form komunikacji z widzem.
Scenografka zmieściła wszystko w zamkniętej konstrukcji przypominającej stragan z korbką, której użycie wprawiało w ruch maszynę, zmieniając jednocześnie miejsce akcji. Kilka ruchów pozwoliło płynnie zamienić łąkę w staw. A zaledwie jeden wystarczył, by podwieszone na szczycie konstrukcji fale zakołysały się jak wahadło Newtona. Pracy niewiele, a efekt... uspokajający. W przeciwieństwie do muzyki (jej autorem jest Jakub Woźniak), która nie tylko była pomocna w ożywianiu form, ale też przedszkolaków (i wcale nie mam na myśli tego, że byli znudzeni), którzy bez namawiania podrygiwali do dźwięków proponowanego instrumentarium. A lalki? Proste, kolorowe, z daleka jak pluszaki, różnej wielkości. Znak charakterystyczny - wielkie oczy.
Skok na księżyc to też swoisty teatr w teatrze. W tym przypadku chwyt polegał na wprowadzeniu na scenę elementu innego programu - Z kamerą wśród płazów, który zaowocował podwojeniem rzeczywistości teatralnej, odwzorowaniem relacji scena - widownia. Pan TV opowiedział zgromadzonym przed odbiornikami telewizyjnymi widzom o... Żabie. Choć może właściwie opowiedział sam o sobie? Ten Żaba - bo to Felicjan, choć woli, by nazywano go Żabiks - najpierw był oczywiście niewielką kijanką. Z czasem wyrosła mu pierwsza, potem druga noga - wydawał przy tym świetny odgłos, lecz nie do końca wiedział, co z nimi zrobić. Chciał je nawet skonsumować... Bo pływać przecież potrafił również bez nich! Był szybszy niż ślimak (ten w spektaklu zamiast muszli dźwiga dom na kółkach), ale niestety wolniejszy od ryby, którą na dodatek można złowić i zjeść z frytkami...
Mali widzowie nie zawiedli i jednogłośnie podpowiedzieli, że Felicjan na swoich nogach może przecież skakać! A Żabiks pomyślał, że być może w tym właśnie będzie najlepszy. Bo w starciu z morskim falami wypadł znacznie lepiej niż szczur lądowy - ten z kolei zawsze marzył o tym, żeby zostać wilkiem morskim, ale bardzo, ale to bardzo bał się samotności. W szranki stanął też z krecikiem na księżycu... ale zobaczcie sami, jak daleko zaprowadziła go ambicja i czy w końcu znalazł to, na czym mu zależało.
Zielony bohater chciał coś osiągnąć, dokonać czegoś spektakularnego. Ścigał się na łące, w stawie, pływał w morzu, nawet wskoczył na księżyc, gdzie swoje brzuszki opalały żaby z całego świata. Ciągle jednak coś było nie tak, chciał więcej i więcej. A przecież każdy z nas jest inny, a jednocześnie równie dobry! Najważniejsze, by próbować być najlepszą wersją siebie - bez porównań i zbędnych pytań. Z dbałością o samoocenę, która ma wpływa na skuteczność naszych działań. Żeby zaakceptować siebie już na samym początku poszukiwań odpowiedzi na pytanie o to, kim i jaki jestem. Najlepiej mając zaledwie kilka lat, jak większość widzów Skoku na księżyc.
Monika Nawrocka-Leśnik
- Skok na księżyc Teatru Teatryle
- tekst: Kuba Kapral
- reż. Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy
- Teatr Animacji, Scena Witraż - gościnnie
- wiek: 3+
- 3.11
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022