Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Wystarczy ruszyć w drogę

- To nie o to chodzi, że po przygodę trzeba jechać od razu na koniec świata, rowerem do Afryki, czy kajakiem przez Atlantyk. Kocham małe podróże, wycieczki, wiem, że wspaniałe rzeczy mogą na nas czekać za rogiem, w najbliższej okolicy. Trzeba jedynie wstać z fotela i ruszyć przed siebie - mówi Łukasz Wierzbicki*, autor m.in. Afryki Kazika. Niebawem ukaże się jego kolejna książka - Wokół świata na wariata.

. - grafika artykułu
fot. Łukasz Wierzbicki

Panie Łukaszu czy rzeczywiście ten, kto podróżuje, żyje dwa razy?

Wierzę w moc podróży, jako sposobu na przeżycie czegoś ciekawego, nauczenie się czegoś o wspaniałym świecie, który nas otacza, ale też i o sobie samym. Nie przypadkiem to właśnie podróże stanowią główny temat moich książek. Świat, przyroda, ludzie, to wszystko fascynowało mnie od dziecka. Zaczytywałem się książkami przygodowymi, a potem sam ruszyłem w świat. Kazik, bohater mojej książki powiada "zawsze gdy ruszysz przed siebie, spotka cię coś ciekawego". To znaczy, że nie trzeba udawać się na koniec świata po "coś ciekawego", a wystarczy ruszyć w drogę. To znaczy, że gdy będziemy siedzieć i czekać, aż "coś ciekawego" samo do nas przyjdzie, to może nic się nie wydarzyć. Tego nauczyłem się podczas własnych wypraw i tę myśl staram się przekazać dzieciakom na spotkaniach.

A czym się różni turysta od podróżnika? Bo ja wciąż mam problem np. z robieniem sobie zdjęć z osobami ciemnoskórymi i wrzucaniem ich po wakacjach na profile społecznościowe. A to naprawdę wciąż się dzieje. Pytam o tę granicę, kiedy ciekawość sprawia, że traktujemy innych przedmiotowo.

To bardzo trudny temat. Kiedyś, dwadzieścia lat temu, gdy zaczynałem poznawać Afrykę i Azję, różnica wydawała się prosta. Ten z walizką i przewodnikiem był turystą, ten z plecakiem, w zdartych butach - podróżnikiem. Dziś świadome i mądre podróżowanie wymaga od nas nieustannej refleksji, nieważne, czy mamy walizkę, czy plecak. Musimy być czujni, musimy myśleć o tym, czy nasza obecność nie zakłóca czyjegoś spokoju, nie ingeruje w świat przyrody, nie wyrządza jakiejś szkody. To też zmienia się z biegiem czasu i nie ma uniwersalnych wzorców. Kilka lat temu nie zastanawiano się na przykład nad tym, ile dwutlenku węgla emitują silniki samolotów, które wożą nas na wakacje. Stosunek do miejscowych to bardzo delikatna sprawa. Ja również stawiam się zawsze na miejscu gospodarzy i zastanawiam się, jak sam czułbym się w podobnej sytuacji. Z drugiej strony mamy popularne programy telewizyjne, w których nikt nie ma podobnych obiekcji, a ich bohaterowie prześcigają się w przedmiotowym traktowaniu świata i ludzi, których napotykają na trasie tego swoistego wyścigu. W ostatnich tygodniach dyskutowano w Polsce wiele o użyciu słowa "Murzyn". Ja sam dwanaście lat temu w Afryce Kazika umieściłem rozdział o "Murzynku Remo". Określenie wydawało mi się neutralne, a nawet niosło pewien ładunek sympatii. Kilka lat temu otrzymałem uprzejme, acz pełne troski zapytania od rodziców ciemnoskórych dzieci uczących się w polskich szkołach - dlaczego sprawiam przykrość ich dzieciom i używam w książce obraźliwego określenia. Szanując ich uczucia, w kolejnym wydaniu książki zmieniłem to słowo. Remo jest po prostu chłopcem. I tak jest dobrze.

Pandemia i związana z nią izolacja muszą być koszmarem dla podróżnika. Jak Pan sobie radzi?

Po pierwsze czasem dobrze jest spędzić jakiś czas w domu. Starałem się wykorzystać czas kwarantanny jak najlepiej. Po drugie, nie o to wcale chodzi, że po przygodę trzeba jechać od razu na koniec świata, rowerem do Afryki, czy kajakiem przez Atlantyk. Kocham małe podróże, wycieczki, wiem, że wspaniałe rzeczy mogą na nas czekać za rogiem, w najbliższej okolicy. Trzeba jedynie wstać z fotela i ruszyć przed siebie. Bardzo lubię podróżować z rodziną po Polsce. W każdym zakątku naszego kraju zawsze znajdujemy coś niezwykłego.

Coraz bardziej doceniamy mikroturystykę i to bez wątpienia plus pandemii, podobnie jak to, że w tym czasie wielu z nas ma więcej czasu na lekturę, a pisarze na pisanie... Pan, w połowie marca, żeby umilić ten czas czytelnikom, udostępnił kilka rozdziałów swojej nowej książki - Wokół świata na wariata.

Tak, wreszcie znalazłem czas, by dokończyć pracę nad tą książką. Teraz wszystko w rękach i pędzlach Kasi Bajerowicz, ilustratorki. Mam wielką nadzieję, że powieść ukaże się jesienią tego roku.

Czy pracę nad książką poprzedza podróż w miejsce, w które wcześniej udały się postaci z Pana opowieści? Bo przecież Leon Mroczkiewicz i Tadeusz Perkitny - bohaterowie Wokół świata na wariata, objechali cały świat!

Z tym jest różnie. Pierwsza i najważniejsza część mojej pracy to wyszukanie i poznanie wszystkich informacji na dany temat. Gdy przygotowywałem się do pisania Dziadka i niedźwiadka, książki o misiu Wojtku, przeczytałem ponad pięćdziesiąt książek o Armii Andersa. By dowiedzieć się jak najwięcej. By nic nie przegapić, niczego nie uronić. A bywa i tak, że opisuję przygodę i nagle odzywają się własne wspomnienia. Wplatam je wtedy w opowieść. To, mam nadzieję, przydaje narracji autentyzmu. Halinka, bohaterka książki Machiną przez Chiny, usiadła pewnego razu na skraju dżungli i spoglądając na świat powiedziała, że "choć przeczytała wiele książek podróżniczych, żadna nie przygotowała jej do tej wyprawy i samemu trzeba ruszyć w świat, by przekonać się, jak jest cudowny i wspaniały". To słowa, które zapisałem wiele lat wcześniej, nim pisałem tę książkę, w moim pamiętniku, podczas wędrówki przez góry Chimanimani w Zimbabwe. Poczułem wtedy właśnie to, że nic nie zastąpi osobistego doświadczenia, że lektura książek nie zastąpi nam tej przestrzeni przed oczyma, tych zapachów, dźwięków i uśmiechów, które nas w pewnych sytuacjach otaczają. Tak, czasem wkładam w usta moich bohaterów własne słowa.

Czyli ile w tym, co Pan pisze, jest prawdy?

Piszę książki dla dzieci. Choć są zazwyczaj osnute na prawdziwych wydarzeniach, nie są to książki historyczne, dlatego mogę sobie pozwolić na ubarwienie akcji żartem, wymyśloną przygodą, by było zabawniej albo ciekawiej, albo straszniej. Akurat w przypadku najnowszej książki miałem inny problem. Leon Mroczkiewicz i Tadeusz Perkitny mieli tyle niewiarygodnych przygód, że miałem dużą zagwozdkę, które z nich wybrać i opisać. Finalnie książka będzie dwa razy grubsza, niż na początku zakładałem.

Okrążmy świat jeszcze raz Perkitnego ma jakieś tysiąc stron, także doskonale to rozumiem. Co Pan wybrał?

Przyznaję, łatwo nie było, bo mamy tu ogromną różnorodność miejsc, środków transportu, stref klimatycznych, rodzajów pracy, jaką wykonują nasi bohaterowie. Przede wszystkim jednak nie chciałem przepisywać książki Perkitnego, dlatego oddałem głos drugiemu z bohaterów. To Leon Mroczkiewicz jest narratorem. Oczywiście obaj podróżnicy są równoprawnymi bohaterami książki. Bo to opowieść o potężnej przyjaźni dwóch postrzeleńców, jakiej chyba każdy z nas mógłby im pozazdrościć. Wokół świata na wariata to także opowieść o lekcji, jaką jest cała ta podróż. Lekcji o świecie. Krajobrazy zmieniają się, wokół nas rozhukane morze, dżungla, oblodzone skały... a my, czy to na pokładzie statku w otoczeniu norweskich marynarzy, czy przy ognisku na argentyńskiej pampie czujemy się... jak w domu. Bardzo zależało mi też, by oddać autentyczne cechy charakterologiczne Leona i Tadeusza. Obaj byli obdarzeni ogromnym poczuciem humoru i wielkim dystansem do samych siebie.

Jestem po lekturze tych kilku rozdziałów i zapewniam, że się udało.

Bo się zaprzyjaźniliśmy. Nigdy ich nie spotkałem, ale czytając ich relacje, poczułem do obu ogromną sympatię. Czasem Tadeusz był większym "wariatem", znalazłem w archiwach jego szkice, projekty dziwacznych maszyn, scenariusze sztuk teatralnych... wprost kipiał pomysłami. Leon bywał rozsądniejszy, w większą trzeźwością oceniał sytuację, ale nie zawsze. Bywało, że to on inspirował szalone pomysły. Dla przełamania akcji dodałem odrobinę dramatyzmu i zmyśliłem jedną sytuację. W mojej książce bohaterowie na jakiś czas się rozdzielają. Dlaczego i jak się to kończy, nie zdradzę.

Znalazł Pan w archiwum Mroczkiewiczów albo Bibliotece Raczyńskich jakieś szokujące materiały? Może panowie podróżnicy rozbiegają się we wspomnieniach? Czy z racji tego, że zmienił Pan narratora opowieści, możemy powiedzieć, że chociaż w jakimś stopniu Wokół świata na wariata jest uzupełnieniem Okrążmy świat jeszcze raz?

Przede wszystkim to zupełnie inny rodzaj opowieści, bo skierowany do młodego Czytelnika. Wierzę, że moja książka będzie jednym z przyczynków do lepszego spopularyzowania podróży Mroczkiewicza i Perkitnego. Marcin Mroczkiewicz, wnuk Leona, zgodził się napisać wspomnienie o swoim dziadku. Bardzo chciałbym zamieścić je w książce. Chciałbym też uzupełnić mój tekst fotografiami, które po tak wielu latach, dzięki uprzejmości rodziny Mroczkiewiczów ujrzałyby w ten sposób światło dzienne.

Dotarł Pan do jakichś dodatkowych informacji o ich podróży po Afryce? Bo podobno jakiś rozdział nie wszedł do książki Perkitnego, bo stwierdził, że za wiele się wtedy nie wydarzyło.

Znalazłem artykuł w "Przekroju" z listopada 1979 roku. Tadeusz Perkitny opisuje w nim mrożące krew w żyłach spotkanie z wielgachnym truchłem krokodyla. Umieściłem tę przygodę w książce. W archiwach znalazłem też malowniczy opis procesji bożonarodzeniowej w Dakarze. Były bębny, tańce, niesione ulicami miasta rzeźbione w drewnie figury nagich postaci. Nie przypominało to nijak szopki bożonarodzeniowej, jaką znamy z własnego podwórka. W książce Okrążmy świat raz jeszcze tych opisów nie znajdziemy.

A w Pana książce dla dzieci się to znajdzie?

Przez chwilę rozważałem, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. W Dakarze zdarzy się za to coś zupełnie innego, co, mam nadzieję, mile zaskoczy Czytelników.

Istniał jakiś klucz doboru wydarzeń albo miejsc, o których Pan napisał?

Kierowałem się mocą przygody, jej niezwykłością. Czasem jedno zdanie inspirowało mnie do napisania całego rozdziału. Tak było z muchą, która utknęła w słomce. Starałem się też wybrać te przygody bohaterów, które bawią. Chwilami jest to rubaszne poczucie humoru, czasem na granicy dobrego smaku. Wystarczy chyba, gdy powiem, że książka zaczyna się od zdania "Małpa zafajdała mi koszulę". A potem jest tylko gorzej. Ogólnie rzecz biorąc bohaterom nic nigdy się nie udaje..., ale ostatecznie odnoszą sukces.

A Pana synowie są już po lekturze Wokół świata na wariata?

Tak, przeczytaliśmy, niektóre rozdziały po kilka razy. Gdy wszyscy trzej popłakaliśmy się ze śmiechu przy czytaniu rozdziału o Bobasiątkach, uznałem, że jest dobrze.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

*Łukasz Wierzbicki - autor książek dla dzieci i młodzieży, redaktor, podróżnik. W 2000 roku zebrał i opracował reportaże Kazimierza Nowaka z jego podróży po Afryce w tomie Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936. W Afryce Kazika przedstawił je z kolei w formie opowiadań dla dzieci. Ponadto napisał również takie książki jak m.in. Dziadek i niedźwiadek. Historia prawdziwa, Machiną przez Chiny oraz Drzewo. Mity słowiańskie i inne opowieści. Na jesień zaplanowana jest premiera jego najnowszej książki - Wokół świata na wariata.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020