30 lat pracy zawodowej - jaki jest przepis na tak udaną karierę artystyczną?
Potrzebna jest bezkompromisowość w wyborze partii wokalnej - trzeba znać swój głos i możliwości. Kiedy zaczynałam karierę w 1987 roku, miałam czas, by dorosnąć do niektórych partii. Wówczas zespół solistów był dość duży. Dyrektor Mieczysław Dondajewski pozwolił mi ćwiczyć i dojrzewać we własnym tempie, chociaż uważam, że i tak dość wcześnie zaczęłam śpiewać duże i trudne partie. Dzisiaj młodym śpiewakom jest dużo trudniej. Rzadko kiedy dostają etaty w teatrach, przez co często za wcześnie podejmują się niektórych partii.
Od czego zaczęła Pani swoją karierę?
Debiutowałam w Teatrze Wielkim w roli Pierwszej Damy w Czarodziejskim Flecie Mozarta. Muzyka tego kompozytora jest lekarstwem i zdrowiem dla głosu. Wbrew pozorom nie była to mała rola, a dodatkowo stanowiła wyzwanie aktorskie.
Nigdy nie zwątpiła Pani, że kariera śpiewaczki operowej jest Pani przeznaczona?
Nigdy. Naprawdę nigdy. Jedyne wątpliwości pojawiły się już dużo później, ale dotyczyły jedynie tego, czy podołam jednej z ról. Chodziło o Normę Belliniego. Mieczysław Nowakowski, ówczesny kierownik muzyczny, uwierzył we mnie i przekonał do tej partii, chociaż była naprawdę wymagająca. Śpiewałam już wówczas duże role, ale nie wymagały takich umiejętności technicznych. To był punkt zwrotny w mojej karierze, bo dzięki temu, że z sukcesem zaśpiewałam w Normie, stałam się odważniejsza. Wykonywałam role, o których wcześniej nawet nie marzyłam.
Jacy artyści inspirowali Panią przez te lata?
Zawsze próbowałam słuchać takich śpiewaczek, których typ głosu był podobny do mojego. Jako rozpoczynająca śpiewaczka miałam to szczęście, że mogłam obserwować i słuchać Krystyny Kujawińskiej, która była wówczas u szczytu swojej kariery. Później objęłam wiele partii po tej artystce. Razem śpiewałyśmy Aidę, Nabucco czy Halkę. Uczyłam się więc od artystów, którzy pracowali ze mną. Dziś młodzi śpiewacy mają prawie nieograniczony dostęp do nagrań, mogą wyjeżdżać za granicę do najlepszych teatrów. To na pewno ułatwia naukę.
Nawiązując do wyjazdów - z których miejsc ma Pani najpiękniejsze wspomnienia?
Bardzo dobrze wspominam premierę Trubadura Verdiego na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. To był rok 1994 - pierwszy raz brałam udział w takiej superprodukcji. Później wiele takich superprodukcji realizowałam we współpracy z Operą Wrocławską, chociażby wykonanie Aidy w Hali Stulecia (daw. Hala Ludowa - przyp. red.), Nabucco czy Trubadura. Dużo pięknych wspomnień mam także z wyjazdów na Beijing Music Festival w Pekinie oraz Afrodite Opera Festival w Pafos na Cyprze z Operą Narodową. Szczególnie pięknie było na Cyprze. Amfiteatr, dookoła morze, a my śpiewamy Nabucco...
A czy któraś z ról odmieniła Panią jako artystkę?
Jedną z takich ról była na pewno Norma. W pewnym momencie zorientowałam się, że jeżeli nie wypełnię tej roli swoimi emocjami, to będę śpiewała o niczym. A emocji w Normie, wbrew pozorom, jest mnóstwo. To rola, która jest wyzwaniem nie tylko dla głosu, ona szarpie nerwy. I drugą taką postacią operową, która mnie emocjonalnie dużo kosztowała, była Madame Butterfly. Historia tej kobiety dotyka naprawdę głęboko, szczególnie gdy samemu jest się matką.
Musi się pani identyfikować z rolą?
Publiczności nie da się oszukać. Ona nigdy nie kupi byle jakich emocji, szczególnie tych całkowicie udawanych. Oczywiście, że trzeba je przefiltrować przez mądrość i wrażliwość muzyczną, ale głos powinien zawsze wyrażać emocje. Śpiewak musi wiedzieć, o czym śpiewa i jakie uczucia powinny mu towarzyszyć w danym momencie.
Czy mimo tylu wielkich ról, ma Pani jeszcze taką, którą chciałaby zaśpiewać?
Ja w swoim dorobku mam najpiękniejsze partie, jakie zostały napisane dla mojego typu głosu. Jeszcze parę lat temu marzyłam o tym, by zaśpiewać główną partię w Turandot Pucciniego. Kiedyś wraz ze wspomnianą Krystyną Kujawińską śpiewałam w tej operze, ale w roli Liu. Jestem jednak zdania, że trzeba zejść ze sceny w pełni chwały, w pełni głosu. Mam tyle pięknych wspomnień, tyle pięknych partii za sobą, że nie muszę już zabiegać o role. Już nie.
Co usłyszymy podczas Pani jubileuszowego koncertu?
Na koncercie usłyszymy utwory, które bardzo lubię śpiewać. Będą więc fragmenty Halki, a także Aidy, m.in. aria Ritorna Vincitor oraz duet z Jerzym Mechlińskim. Następnie wykonam arię z przedstawienia La forza del destino Verdiego, które miało dla mnie bardzo duże znaczenie. Na końcu usłyszymy jedną z moich koronnych ról, czyli Toscę.
O czym Pani teraz marzy?
Nie mam już marzeń związanych z moją karierą artystyczną. Kilka lat temu zaczęłam uczyć w Akademii Muzycznej i daje mi to bardzo dużo satysfakcji. Marzę o tym, aby młodzi adepci, kiedy ukończą studia, mogli śpiewać i spełniali swoje marzenia. Żeby było im choć trochę łatwiej. Bo łatwo w tym zawodzie niestety nie jest.
Rozmawiała Aleksandra Bliźniuk
Barbara Kubiak - od 1987 roku jest na stałe związana z Teatrem Wielkim w Poznaniu. W swoim repertuarze ma najpiękniejsze partie z oper Verdiego (Nabucco, Aida, La forza del destino, Il Trovatore, Don Carlos, Otello, Macbeth, Ernani, Un Ballo In Maschera), Pucciniego (Madame Butterfly, Tosca, La Boheme, Turandot, Suor Angelica), Mozarta (Czarodziejski Flet, Wesele Figara), Belliniego (Norma), Beethovena (Fidelio). Od kilku lat pracuje w poznańskiej Akademii Muzycznej, prowadząc zajęcia w Zakładzie Muzyki Operowej.
- Koncert inaugurujący sezon 2017/2018
- Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki
- 17.09, g. 18
- bilety 33, 40, 55 i 75 zł