Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Oswoić się z tym, że tworzymy

- Slam jest dla każdego, choć brzmi to jak slogan reklamowy. Ostatnio inspirują mnie komentarze pod filmikami z YouTubie, które zbieram i wykorzystuję jako temat do pisania. W języku sztucznie przetłumaczonym jest dużo ciekawych potknięć, które naprowadzają mnie na nowe koncepty utworów - mówi Wojciech Kobus*, aktualny mistrz Polski w slamie poetyckim.

. - grafika artykułu
Wojciech Kobus, fot. Krzysztof Paw

Od wielu lat zajmujesz się slamem poetyckim. To zainteresowanie przysporzyło Ci kilku nagród, w tym zwycięstwo podczas zeszłorocznych mistrzostw Polski. Jak to się wszystko zaczęło?

Z początku pisałem do szuflady, ale przełom wydarzył się, kiedy w 2010 roku znalazłem w sieci płytę pt. Dzieła zabrane autorstwa Wojtka "Kidda" Cichonia, rapera, który w pewnym momencie zajął się spoken wordem i slamem. Jego tekstów nie da się jednoznacznie sklasyfikować ani do hip-hopu, ani do klasycznej poezji. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i stało się inspiracją do dalszego tworzenia. Dopiero w 2016 roku w Poznaniu udało mi się pierwszy raz uczestniczyć w turnieju slamerskim. Mój pierwszy występ został spontanicznie sprowokowany przez znajomych. Nie posiadałem wtedy przy sobie żadnych tekstów, więc musiałem improwizować. Udało mi się przejść tylko przez pierwszy etap, ale emocje, które wtedy odczułem, były warte poświęcenia. Po tym doświadczeniu zacząłem traktować występy poważniej - pisać teksty pod slamy i poszukiwać swojej formy ekspresji.

Jak kształtował się Twój styl?

Mój styl mocno ewoluował. Z początku czytałem na slamach swoje poetyckie próby. Po jakimś czasie doszła do tego improwizacja, włączanie publiki w występ i wykorzystywanie jak największej liczby wyrazów dźwiękonaśladowczych. Od jakiegoś czasu mam przed slamem przygotowany zestaw utworów, który ewentualnie zmieniam w trakcie turnieju w zależności od nastroju. W pewnym momencie zacząłem robić w tekstach miejsca na przypadkowość, np. krzyk, szept, śpiew, więc formalnie bardziej przypominały scenariusze niż utwory literackie. Te pauzy wynikają z mojego zainteresowania muzyką. Próbuję grać na instrumentach i być na bieżąco z tym, co dzieje się w muzycznym świecie. Momentem przełomowym było dla mnie poznanie zespołu Księżyc oraz twórczości kompozytorki Meredith Monk. Zauważyłem, że ich utwory często bazują na repetycji. Odkryłem w tym zabiegu ciekawą, medytacyjną funkcję, którą czasem stosuję na scenie. Postanowiłem też opanowywać swoje teksty pamięciowo, żeby nie zajmować rąk kartkami i mieć większą swobodę gestykulacji. To spowodowało, że mój kontakt z publiką stał się bardziej precyzyjny.

Twój sceniczny przydomek - Smutny Tuńczyk jest zagadkowy. Zdradzisz, skąd pomysł na niego?

Pseudonim powstał przez przejęzyczenie, które zdarzyło mi się kilka lat temu podczas oglądania meczu piłki nożnej Polski z Danią. W pierwszej połowie Dania przegrywała 3:0. W trakcie meczu kamerzysta zrobił zbliżenie na dojmująco przejmującą twarz trenera przegranej drużyny. Zamierzałem skomentować jego wygląd słowami "smutny Duńczyk", ale wyszło mi "smutny tuńczyk". Wybrałem dla siebie ten pseudonim, bo błędy językowe od zawsze były dla mnie interesujące w kontekście pisania tekstów. Wyszukuję sytuacje, kiedy ktoś czegoś nie zrozumiał albo przeinaczył. Ostatnio inspirują mnie komentarze pod filmikami z YouTubie, które zbieram i wykorzystuję jako temat do pisania. W języku sztucznie przetłumaczonym jest dużo ciekawych potknięć, innych tuńczyków-Duńczyków, które naprowadzają mnie na nowe koncepty utworów.

Rozumiem, że potknięcia językowe inspirują Cię do poszukiwań formalnych. A może są czymś więcej, np. tematem, który lubisz poruszać, zastanawiając się nad treścią swoich utworów?

Kiedy piszę, zwykle poruszam tematy dotyczące jakiejś sytuacji granicznej - momentu, w którym dokonujemy jakiegoś przewartościowania. Interesuje mnie też poszukiwanie tożsamości, bo odnoszę wrażenie, że w obecnych czasach jest trudna do zweryfikowania. Zajmuję się kwestiami wymagającymi przepracowania, np. dopasowania do jakiegoś środowiska, narodowości itp. Pisanie tekstów przeznaczonych do czytania jest inne niż slamerskich, bo waga słowa mierzona jest inaczej. Na slamie warstwa narracyjna jest bogatsza, a to także wpływa na dobór tematu. Można pozwolić sobie na opowiadanie, a pisząc teksty poetyckie, autorzy są często bardziej oszczędni w słowach.

Z pewnością występowanie z poezją wzbogaca jej wydźwięk. Wydaje mi się, że wiersze do czytania dają autorowi ten komfort, że może schować się za tekstem, jeśli nie interesuje go nadmierna ekspozycja. Byłeś w takiej sytuacji?

Slam jest dla każdego, choć brzmi to jak slogan reklamowy. Pomaga oswoić się z tym, że tworzymy. Ja sam jestem osobą, która przejmuje się kontaktami międzyludzkimi, i mam wrażenie, że slam pomógł mi się trochę otworzyć. Zazwyczaj slamerzy skupiają się na naturalności, ale kiedy zaczynałem, tworzyłem sceniczne kreacje, które pomagały mi zmierzyć się z nieśmiałością. Uważam, że jeśli nie jesteśmy nastawieni na sukces w turnieju, to warto zmierzyć się z tym doświadczeniem.

Jakie są różnice i podobieństwa w slamach poetyckich, organizowanych w różnych miejscach Polski?

Polska scena slamowa jest różnorodna. Warszawa prezentuje rozrywkowy wymiar slamu. Teksty, które zwykle zdobywają tam punkty, mocno bazują na humorze, a same pokazy wiele biorą z formy stand-upu. Poznańską scenę zrównałbym z bydgoską, bo tu bardziej liczy się wymiar językowy niż performerski. Zauważyłem, że we Wrocławiu i Poznaniu pojawia się więcej tekstów zaangażowanych społecznie. Różnice często wynikają też z publiki, jaką przyciągają slamy w poszczególnych miejscach.

Poszerzmy wątek o kontekst międzynarodowy. W maju odbyła się 15. edycja Grand Poetry Slam, w ramach którego odbywają się mistrzostwa Francji i mistrzostwa świata. Brałeś udział w tym wydarzeniu jako reprezentant Polski.

W tym roku w mistrzostwach wzięło udział dziewiętnaście osób z dziewiętnastu krajów. Każdy musiał przygotować sześć utworów, które były prezentowane w ojczystych językach. Podczas transmisji wyświetlane były tłumaczenia na język angielski i francuski. O wynikach starć decydowało jury, składające się z losowo dobranych osób, co jest charakterystyczne dla turniejów slamerskich. Uczestnictwo w Grand Poetry Slam to jedno z największych wyróżnień, jakie może spotkać slamera. Dwa lata temu miałem przyjemność być obserwatorem na mistrzostwach w Paryżu. Pomimo pandemii wiele ważnych części tego festiwalu udało się przenieść do sieci. Choć nie uzyskałem pożądanego wyniku, dostałem dużo pozytywnych komentarzy od finalistów i organizatorów, którzy poprosili mnie, abym wystąpił na otwarciu krajowych mistrzostw Francji. To było coś.

Kiedy będzie można zobaczyć Twój występ na żywo?

W tym roku ograniczam występy slamerskie na rzecz innych projektów. Obecnie skupiam się na przygotowaniu albumu z pogranicza poezji mówionej. Przygotowuję również z młodzieżą licealną performans, który będzie można zobaczyć w sierpniu w Poznaniu na tegorocznych mistrzostwach Polski w slamie. Cieszę się, że mam możliwość przełożenia tego, czego nauczyłem się na slamach, na metodę dydaktyczną. Uważam, że wystarczy dać uczniom przestrzeń do działania i ośmielić ich. Chciałbym, żeby poczuli, że ich głos jest ważny.

Rozmawiała Julia Niedziejko

*Wojciech Kobus (Smutny Tuńczyk) - performer, slamer, muzyk. Mistrz Polski 2020 w slamie poetyckim. Zdobywca 8. miejsca na World PoeTwitch Slam. Reprezentant Polski w ramach Grand Poetry Slam 2021. Nauczyciel języka polskiego w 38. Dwujęzycznym Liceum Ogólnokształcącym w Poznaniu.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021