Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie ma być nam miło

- W Mechanizmie są zdjęcia z wizyty Margaret Thatcher w roku 1988 w Warszawie. W Hali Mirowskiej kupowała pomidory, ogórki, jabłka. Ta scena wydawała mi się świetnym początkiem: czymś, co symbolicznie miało wpływ na wydarzenia, które później rozgrywały się w Polsce - mówi Mariusz Forecki* o swojej najnowszej książce fotograficznej Mechanizm. Polska 1988-2019.

. - grafika artykułu
fot. Mariusz Forecki

Pana książka Mechanizm jest delikatnie szorstka w dotyku.

Ta książka miała być też ciężka, duża, gruba. Już na początku otrzymujemy ostrzeżenie na obwolucie, żeby uważać. Gdy obejrzymy Mechanizm, to nie pozostawi nam dobrego samopoczucia, ani uczucia, że tak fajnie jest na świecie, a szczególnie, że przyjemnie jest w Polsce. Taki był mój cel - aby uzyskać efekt szorstkości i braku przyjemności w obcowaniu z tą publikacją.

Dlaczego zależało Panu na stworzeniu takiego efektu? Chciał Pan przeciwstawić się opowieści o Polsce jako wspaniałym kraju?

Nieładność i szorstkość pasują do tego, o czym opowiada moja książka i dobrze określają znajdującą się wewnątrz treść. Nie zależało mi na pokazywaniu czegokolwiek, co jest ładne i gładkie. Myślę, że takie podejście jest bardziej szczere.

"Ładność" w fotografii dokumentalnej często może zabić jej przekaz, bo podziwiamy wówczas piękno, kolory i kompozycję. Nie dostrzegamy strony, która jest rzadziej pokazywana i bywa niechętnie oglądana. Zależało mi więc na zachowaniu siermiężności i brudu. Ten brud jest jednak przyjazny, bo wielu ludzi bardzo te czasy lubiło, choć zarazem źle się w nich czuło.

Co chce Pan przez to powiedzieć?

Tamte czasy były w pewnym sensie przyjaźniejsze. Więcej było człowieka w człowieku, choć nasze możliwości były znacznie ograniczone. Nikt nie wiedział, jak ma wszystko działać. Poruszaliśmy się często po omacku, na zasadzie porozumienia z drugim człowiekiem.

Dziś jesteśmy już bardzo kontrolowani i oceniani. Pan ma teraz włączony telefon - można nas podsłuchiwać i ustalić, że pan tu jest i rozmawia ze mną. Ta kontrola jest przerażająca i trudno mi się z nią pogodzić.

Czy ludzie byli wówczas bardziej skłonni do wyrażenia zgody na to, aby zostać sfotografowani?

To zupełnie inna sprawa. Funkcjonujące dziś prawo sprawia, że jest mnóstwo ograniczeń, w zasadzie możemy fotografować i pokazywać bardzo niewiele, prawda? Oczywiście, niby "możemy" wszystko, ale tylko spróbujmy! W tamtych czasach wolności było mniej, ale fotografowie mieli jej znacznie więcej. Można było bez obawy o prawne konsekwencje robić wiele rzeczy. I dzięki temu, po latach możemy oglądać obrazy z obszarów, w których fotografowanie obecnie jest bardzo trudne, często niemożliwe.

Fotografowani przez Pana ludzie chyba nie byli świadomi, jak wypadną na zdjęciach. Dziś może ma się większą świadomość obrazu... i wiemy, na co możemy się zgodzić, a na co nie.

Nie o to chodzi. Ci ludzie często widzieli siebie na tych zdjęciach i je akceptowali. Jakbyśmy podchodzili do dokumentu na zasadzie tego, jak ktoś wypada na fotografiach, to stworzylibyśmy rzecz na wzór pism dla celebrytów o modzie, wyglądzie czy makijażu. A mi zależało na czymś czystym, bez pudru i uładzania. Ludzie pewne też nie bali się wtedy fotografowania, bo nie było hejtu, facebooka i globalnego zagrożenia, a obraz tak szybko się nie rozprzestrzeniał.

Czy poszukiwał Pan rzeczy brzydkich?

Ależ skąd! Zależało mi raczej na przekazaniu wrażeń i emocji, które czułem w tamtych czasach. Nie tylko takich, jak radość, ale też prostoty i zgrzebności, zauważalnej zwłaszcza w porównaniu z tym, co jest dziś dla nas dostępne. Chciałem oddać fantazję w rozkręcaniu własnych biznesów, codziennym funkcjonowaniu w świecie, w którym wiele rzeczy dopiero powstawało. Jeśli tworzymy coś nowego, to wymaga to również ulepszania i dopracowania. Chciałem zachować czas, w którym te procesy były dopiero w początkowej fazie.

Dlaczego teraz wydaje Pan tę książkę?

Mam wrażenie, że dopiero po tych wszystkich latach udało mi się zobaczyć cały ten mechanizm: to wszystko, co się zmieniło i przewartościowało w Polsce. Wcześniej te procesy były trudne do zauważenia i uchwycenia - minęło zbyt mało czasu i nie było odpowiedniego dystansu. Opowieść w Mechanizmie kończę na roku 2019, a ostatnie zdjęcie zrobiłem w czerwcu. Jest na nim człowiek z jednym wytatuowanym skrzydłem na plecach. Już mamy to skrzydło, ale nie wiadomo, czy uda nam się z jego pomocą polecieć.

Kiedy przyszła do Pana myśl, że tę opowieść o transformacji da się zbudować w formie książki fotograficznej?

Dawno. Wszystko, co fotografuję, jest w pewnym sensie do siebie podobne. Interesuję się mechanizmami inżynierii społecznej, kształtowaniem się człowieka i społeczności. Wydałem już dwie książki na ten temat: W pracy (2010) i Człowiek w ciemnych okularach (2016). Ta druga opowiadała o budowaniu jedności rosyjskiego społeczeństwa w nawiązaniu do historii.

Gdy sięgnąłem do swoich negatywów z lat 80. i 90. i zobaczyłem, jak te czasy wyglądały, to historia Mechanizmu ułożyła mi się bardzo klarowanie, wydała się wręcz łatwa do opowiedzenia.

Pewnie musiał Pan mieć zupełnie inne myśli, gdy wykonywał te zdjęcia wówczas i spoglądając na nie z dzisiejszej perspektywy.

Mam od dawna taki swój styl pracy: reaguję na impulsy, które są intelektualnie nieprzetrawione - emocje, czy coś, co nagle mnie poruszy. Tak fotografowałem od początku i nadal tak postępuję. I właśnie takie niezmienne podejście pozwala mi po latach na zbudowanie z wielu różnych zdjęć czegoś, co staje się całością.

Co wyniósł Pan ze studiów? Czy potwierdziły one Pana filozofię pracy?

Zacząłem studiować fotografię dopiero w roku 2005, gdy byłem tak naprawdę zaawansowanym twórcą. Znalazłem się wtedy w momencie, w którym brakowało mi czegoś, co pozwoliłoby na wyciąganie nowych wniosków, zrobienie kroku dalej.

Trafiłem wtedy na studentów z uniwersytetu w Opawie, którzy przyjechali do Poznania, aby zaprezentować wystawę swoich prac. Spotkałem się z Vladimírem Birgusem i Jindřichem Streitem. Pomyślałem sobie wówczas, mając ze czterdzieści lat na karku, że może wypadałoby jednak zacząć studiować? Dostałem się więc na licencjat, ukończyłem go, a potem poszedłem na magisterkę. Obecnie jestem doktorantem na tym uniwersytecie.

Czy studia coś zmieniły w Pana podejściu?

Dały spojrzenie na to, robiłem wcześniej z zupełnie innej perspektywy. Można to porównać z wejściem na szczyt góry. Rozglądamy się i zauważamy, że dookoła znajdują się miasta, które się ze sobą łączą. Czasami jednak przysłaniają je chmury. To spojrzenie pozwala wykrywać na przykład... mechanizmy.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Mariusz Forecki - fotograf dokumentalista, członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Autor wielu projektów rejestrujących zmiany zachodzące w Polsce po 1989 roku. Autor książek, zdobywca wielu nagród w konkursach fotografii prasowej.

  • książka fotograficzna Mariusza Foreckiego Mechanizm
  • projekt graficzny: Andrzej Dobosz
  • książka dostępna w galerii fotografii Pix.house

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020