Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Mam otwartą głowę

- Rysunek jest dziedziną bardzo szybką, opartą na impulsywności. Postrzegam go jako coś indywidualnego i wraz z poezją, jako ostatnią nadzieję na przekazywania odczuć osobistych - mówi Bohdan Cieślak. Wybitny scenograf zaprasza na swoją wystawę Kurtyna i dystopia do Teatru Ósmego Dnia. Wernisaż już 28 czerwca.

Kolorowy rysunek. Widownia. Na środku kurtyny wycięcie, gdzie znajduje się przestrzenna kostka z oczami. - grafika artykułu
Praca z cyklu "Kurtyna", Bohdan Cieślak

Wystawa Kurtyna i dystopia będzie złożona z dwóch osobnych cykli: Argoland I i Kurtyna, z których jeden został stworzony specjalnie na jej potrzeby.

Ten pierwszy został już częściowo pokazany. Inspiracją do jego powstania jest proza Janusza A. Zajdla, a konkretnie powieść Limes Inferior wydana w 1982 roku. Zainteresował mnie w niej wątek, w którym autor opisuje miasto funkcjonujące w przyszłości. To miasto jest dystopią, funkcjonuje w nim ciągła inwigilacja. I mam wrażenie, że ta wizja przerodziła się dzisiaj w rzeczywistość. Jako plastyk odczytuję powieść bardziej wrażeniowo, niż dosłownie. Argoland I nie jest zatem próbą zilustrowania prozy Zajdla, a raczej luźnym do niej nawiązaniem.

Ten cykl obejmuje dwie części. Pierwsza to prace bardziej miejskie, przestrzenne. Druga natomiast to seria portretów aktorskich. Wśród bohaterów są aktorzy z teatru w Legnicy, a także Janusz Chabior i Robert Więckiewicz.

Nie jest Pan kojarzony z portretami.

Mogę powiedzieć, anegdotycznie, że zarobkowo zdarzało mi się, na studiach, czy trochę po studiach, na promenadzie w Świnoujściu rysować portrety wczasowiczów. Ale wystawienniczo to faktycznie nowa sprawa. Tylko trzeba pamiętać, że ta moja działalność wystawiennicza jest króciutka, trwa tak na dobre od Narracji w Muzeum Narodowym w Poznaniu w 2019 roku. Całe życie przepracowałem na rzecz teatrów.

Ale tak, sam portret faktycznie, nie jest moim pierwszorzędnym wyzwaniem artystycznym. Dużo bardziej interesuję się przestrzenią, architekturą, odniesieniem skali człowieka do architektury.

Czyli dlatego te portrety są tak naprawdę wpisane w figury przestrzenne?

Starałem się, żeby ta przestrzeń przebijała z moich prac, moi bohaterowie są sportretowani w jej otoczeniu, w aurze.

Czy rozgranicza Pan w swojej praktyce artystycznej pracę "dla siebie", od tej "na zamówienie"? Tę pierwszą rozumiem jako działalność poza wizją niczym nieograniczoną, za to nad drugą wiszą przecież np. możliwości techniczne i budżet teatru.

Zawodowiec musi się pogodzić z tymi ograniczeniami. Staram się, w miarę możliwości, tej pracy nie rozgraniczać. Oczywiście, są jakieś napięcia, związane chociażby z... czasem, ale jak uda się nie myśleć o goniącym terminie, to zatapiam się w rysowaniu i zapominam o ograniczeniach. Dla mnie ważne jest, by w trakcie pracy twórczej nie myśleć nad efektem końcowym, a skupiać się na samym tym procesie. Na płynącej z tworzenia przyjemności.

Ale może jest też tak, że miałem po prostu szczęście do reżyserów. Taki na przykład Lech Raczak był bardzo otwarty na moje propozycje, a skądinąd wiem, że niektórzy reżyserzy potrafią być kapryśni i zmieniać to, co projektant narysował.

Jak wygląda Pana dzień pracy? Posłużę się przykładem ze świata literatury, bo np. taki Remigiusz Mróz codziennie na parę godzin zamyka się w gabinecie i pisze książki.

Bardzo podziwiam osoby, które posiadają taką samodyscyplinę. Poznański malarz, Jerzy Piotrowicz, pracował podobnie. Codziennie od rana malował, a potem spacerował po mieście i przyglądał się ludziom i przestrzeni. Niestety, ja taką regularnością nie mogę się pochwalić, jestem raczej jej antytezą.

Ale mam też wrażenie, że u mnie to działa tak, że coś się we mnie zbiera. Muszę trochę "pochodzić z tematem", mieć go z tyłu głowy. To może być związane tym, że jak pracowałem przy tematach scenograficznych, to też dostawałem czas, choćby na wnikliwe przeczytanie sztuki, zapoznanie się ze skryptem i dialogami. Na to, by pomysł we mnie dojrzał.

Czyli to nie jest kwestia natchnienia, weny, a raczej konceptu?

Dla mnie natchnienie jest niebezpiecznym pojęciem, bo jest wspaniałą wymówką, która odwraca uwagę od samej pracy, którą trzeba wreszcie wykonać. To dobre wytłumaczenie dla swojego nieróbstwa. Samo natchnienie to terminologia poetycka. Zresztą, ja poezję bardzo cenię, uważam ją za jedyny sposób, by uciec od sztucznej inteligencji. Podobno AI kompletnie sobie nie radzi z poezją. I tak samo jest z malarstwem i rysunkiem, sztuczna inteligencja potrafi tworzyć w zapożyczonym stylu.

To są imitacje.

Nic prawdziwie twórczego. Rysunek postrzegam jako coś indywidualnego i wraz ze wspomnianą poezją, jako ostatnią nadzieję na to, by móc coś osobistego przekazać. Stąd jestem daleki od fascynacji technologicznych. Zresztą, jak oglądam wielkie produkcje filmowe, jak chociażby te Ridleya Scotta, to i tak mam z tyłu głowy, że na samym początku zawsze jest storyboardzista. Rysownik.

I tutaj mogę wrócić do mojego cyklu Argoland I, bo chciałem, żeby miał właśnie taką podskórną nutę filmowej narracji, był na wzór storyboardów. Powieść Zajdla to materiał na dobry scenariusz.

Rozumiem, że Bohdan Cieślak nie tworzy za pomocą komputera?

Rysunek jest dziedziną bardzo szybką, opartą na impulsywności. I ja nie umiem tego oddać za pomocą technologii. Prace stworzone za pomocą komputerów mają w sobie taki rys doskonałości, skończoności. Natomiast rysunek odręczny, który mnie interesuje, ma w sobie bezpośredniość, szybkość i spontaniczność

I wracając jeszcze na chwilę do poezji: przeczytałem kiedyś takie piękne zdanie: "Poezja nie służy do rozwiązywania problemów, ale ich mnożenia".

Za to Pana rysunki zdają się te problemy rozwiązywać. Widać w nich przestrzeń, odniesienia matematyczne i geometryczne. A te nauki to ten świat opisują, a nie spiętrzają problemy.

Wywodzę się z architektury i wnętrzarstwa, do teraz na UAP jestem umocowany na wydziale scenografii i architektury wnętrz. A sam kontekst przestrzenny spodobał mi się już w trakcie studiów.

A w okresie licealnym już takich ciągot Pan nie miał?

Jeszcze wcześniej, ale to pewnie jak wszystkich młodych ludzi, wciągnął mnie surrealizm. Tylko jak wiadomo w surrealizmie takie postaci jak Max Ernst czy René Magritte również poruszały zagadnienia przestrzenne. A potem doszedł teatr, który potrafi uchronić przed brakiem pomysłów plastycznych. Dostajemy tekst i musimy go przetłumaczyć na przestrzeń. Robi się notatki, szkice. I to doświadczenie tego tłumaczenia jest czymś, co stymuluje.

Reżyser teatralny Robert Wilson mówił, że scenografia rządzi się tymi samymi prawami co architektura. Jedyna istotna różnica jest taka, że akcja - na scenie - jest już z góry zaplanowana. Umiejętności wyniesione z działań architektonicznych niejednokrotnie mi zresztą pomagały już potem przy pracy na scenie podczas rozmów z ekipami technicznymi.

W końcu nie wystarczy mieć wizję, ale trzeba ją przełożyć na świat realny, sceniczny.

Każda wizja musi być zbudowana. No i ta techniczna strona - rzutowanie, przekroje, detale, czy nawet makietowanie - nie była dla mnie żadnym problemem.

Kurtyna i dystopia to nie tylko rysunki, ale również znakomita animacja.

Za muzykę odpowiedzialny jest Robert Łuczak, a za sam obraz Zbigniew Twardowski. Spotkałem się z nimi już przy okazji prac nad wspomnianą wystawą w Muzeum Narodowym. Twardowski wyczuł w tych moich rysunkach pewien potencjał filmowy. A sam efekt końcowy, te delikatne ruchy, mi się podobają.

Dlaczego Kurtyna i dystopia będzie pokazywana właśnie w Ósemkach?

Pokazuję portrety aktorskie, pokazuję quasi scenograficzne klimaty, dlatego pomyślałem o przestrzeni teatralnej. Sama propozycja wypłynęła ode mnie i dyrektorka Teatru Ósmego Dnia Renata Stolarska chętnie się na to zgodziła. Bo z samymi aktorami  Ósemek nigdy nie pracowałem, miałem tylko okazję tworzyć z Lechem Raczakiem, ale gdy już reżyserował samodzielnie. Zresztą, ja będą miał w tym roku 30 lat pracy na rzecz teatru. Moje pierwsze realizacje powstawały na potrzeby Malty w 1994 roku...

To spytam przewrotnie - nie męczy już Pana ten teatr?

Ostatnie projekty dla teatrów przygotowywałem w 2017 roku...

Mam na myśli Pana rysunki, które wywodzą się z teatru. Czy nie kusi Pana odcięcie się od tego? Odpłynięcie w kompletnie inne rejony?

Niewykluczone. Już teraz, tworząc Argoland I powstawały pierwsze szkice, które wylądowały, póki co, na dnie szuflady. Abstrakcyjne, bez odniesienia do sylwetki ludzkiej. Te wszystkie lata pracy teatralnej sprawiły, że mam otwarty umysł i dużo łatwiej jest mi przelewać wizje z głowy na papier.

rozmawiał Adam Jastrzębowski

  • Kurtyna i dystopia - wystawa rysunków Bohdana Cieślaka
  • wernisaż: 28.06, g. 19
  • Teatr Ósmego Dnia
  • bilety: 10 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024