Patrzę na scenę, na której dominują pasy białego materiału - są zawieszone pionowo, a ich końce gładko ułożono na posadzce Sali Wielkiej, niczym w trakcie jakiejś absurdalnej uroczystości goszczącej VIP-ów. Choć zawsze lubię gapić się na sufity, to te zamkowe nigdy mnie nie pociągały - może z wyjątkiem ponazistowskich świetlików. Ale już się zaczyna, dym sceniczny unosi się w powietrzu, aktorzy wyłaniają się zza "kotar" - i odkrywam, że wisząca część scenografii służy też do projekcji wideo w formie obrazu pokawałkowanego rytmami pasm materiału. Gdy po krótkiej pieśni wszyscy zasiadają przy wspólnym stole, myślę sobie: "no tak, teraz się zacznie przynudzanie".
Co prawda rok temu byłem na "Fioletowej krowie" - wspaniałym i bardzo poruszającym poprzednim przedstawieniu Teatru pod Fontanną - ale słysząc o projekcie "Grimm" byłem trochę sceptyczny. Gdy spotkałem reżysera Janusza Stolarskiego, to ten też liczył się z tym, że różnie może wypaść realizacja pomysłu o wieczornej nasiadówie, w trakcie której aktorzy opowiadają publiczności baśnie zebrane przez braci Grimm. Mogło być miejscami nudno, a widzowie tracić uwagę. A jednak - przedstawienie "Grimm" zapewne niektórzy malkontenci skrytykują, lecz czy będą w stanie zarzucić mu nudę?
Stolarski zaplanował spektakl tak, jakby czytał wiele o nudzie i chciał uczynić wszystko, by jej przeciwdziałać. Wybrał mało znane teksty Grimmów, przez co przedstawienie raz po raz nas zaskakuje - a gdy jedną z baśni wieńczy okrutna puenta, to wręcz liczymy na więcej okropieństw. Reżyser skonstruował te opowieści na wiele przedziwnych sposobów: aktorzy snują je solowo i na głosy, wzajemnie je sobie opowiadając, wchodząc drugim w słowo, czy grają w nich różne role i głosy, w jednym przypadku nawet śpiewając. Poza tym choreografia tych wypowiedzi również jest niejednorodna: aktorzy siedzą, stają przed mikrofonem, chodzą, leżą na podłodze z nogami w powietrzu, wspinają się po stole. Stosunek do "wystawienia" wersji Grimmów również stale się zmienia: mamy zarówno do czynienia z dość oczywistymi opowiedzeniami, jak i dekonstrukcjami historii. Wszystko to Stolarski umieścił w ekscentrycznym rytmie spektaklu, w którym bardzo krótkie baśnie sąsiadują z niezmiernie długimi.
Jednak największą siłą "Grimm" jest to, że mamy do czynienia z absolutnym rozbiciem, zmiażdżeniem polskiego przekładu baśni autorstwa Rozalii Skiby, na gruzach którego rodzi się coś nowego. Stolarski zdecydował, że jego bohaterowie nie będą się uczyć na pamięć tekstów, by je recytować, lecz postarają się zapamiętać treść, by opowiedzieć ją własnymi słowami. Tym samym na scenie, przed widzami, rodzą się nowe, autorskie interpretacje, wypowiedziane językiem codziennym. Wszelkie potknięcia, niespójności, przejęzyczenia są tu cenne i pociągające, bo odświeżające na tle nietrafionego, acz nadużywanej współcześnie formuły tzw. czytań performatywnych. Jakże daleki jest "Grimm" od tych prostackich i szkolnych rozwiązań! I jak piękny w swej surowości i szorstkości! Aktorzy Teatru pod Fontanną wypowiadają te baśnie trochę tak, jakbyśmy my to mogli zrobić, o ile znaleźlibyśmy się w podobnej sytuacji. Typowo teatralna bariera między aktorami a publicznością zostaje w ten sposób przekroczona - i na skrzydłach "Grimm" faktycznie można powrócić w myślach do dzieciństwa, gdy byliśmy słuchaczami takich opowiastek.
Ascetyczna dekoracja Tomasza Ryszczyńskiego pełni w "Grimm" funkcje dość użytkowe, a zarazem staje się nośnikiem symbolicznym. Wspólny stół okazuje się pojemną metaforą spotkania z drugim człowiekiem, przekazywania wiedzy i opowieści ustnej. Wiszące pasma materiału, poza podkładem do projekcji i bazą dla wielobarwnego oświetlenia scenicznego, równie dobrze reprezentować też mogą specyficzną dla historii oralnej wariantywność nitek baśni. Rozsupłuje się je z pasma czasów minionych, pracując nad rekonstrukcją i dekonstrukcją już spisanych tekstów, aby w kolejnej odsłonie ożywić je po raz kolejny i podać współczesnemu widzowi w sposób, który jest nieprzewidywalny, a więc fascynujący.
Na tle nonkonformistycznej i odważnej idei Stolarskiego chyba tylko materiały wideo Tomasza Jarosza są w "Grimm" elementem idącym posłusznie z duchem czasu, bo podążają karnie za dominującą i nadużywaną modą na poetykę retro, ze swoją "glitchowością" i aluzjami do estetyki obrazów VHS niskiej jakości.
Marek S. Bochniarz
- "Grimm" Teatru pod Fontanną
- reż. Janusz Stolarski
- Sala Wielka CK Zamek
- premiera: 9.10
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019