Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Nieznośny pasożyt

Komiks, komiksem, film o Obcych przybyłych na Ziemię filmem o Obcych, ale czemu od razu serwować dojrzałemu widzowi bajeczkę dla dzieci z gadającym potworem i dylematem moralnym na poziomie przedszkola? W dodatku pod pozorem kinowego hitu z uniwersum Marvela. Na to pytanie powinien osobiście odpowiadać Ruben Fleischer, twórca "Venoma", który w piątek wszedł na ekrany polskich kin.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Fabułę tego filmu można streścić następująco: szalony naukowiec Carlton Drake (Riz Ahmed) sprowadza na Ziemię obcą formę życia i eksperymentuje na ludziach licząc na symbiozę pomiędzy człowiekiem a Obcym, która pozwoli homo sapiens przetrwać na innej planecie, kiedy ten swoją własną doprowadzi już do całkowitego unicestwienia (a więc niebawem). Jak łatwo się domyślić, nie wszystko w tej operacji idzie zgodnie z planem - dwóch (dwoje?) obcych wymyka się spod kontroli, samopas przemieszczając się z jednego żywiciela na drugiego, w dodatku jedna z członkiń zespołu badawczego potajemnie wynosi na zewnątrz informacje o nieetycznych sposobach pracy doktora Drake'a. Kiedy redakcja dziennikarza śledczego Eddiego Brocka (Tom Hardy) wysyła go na wywiad do prowadzonej przez niego Fundacji Życia, zajmującej się eksploracją kosmosu, nikt już chyba nie ma wątpliwości, że nie będzie to "grzeczna" rozmowa. Sam Brock nie domyśla się jednak, jak bardzo przyjdzie mu zgłębić badany przez siebie temat, kiedy to właśnie jego Venom wybierze sobie na "środek transportu".

Pierwsza połowa filmu zmierza właśnie do tego momentu, momentami przyprawiając widza o znużenie i irytację. W końcu ileż można kreślić fabularne tło najważniejszych wydarzeń tego obrazu - klasycznej walki dobra ze złem pod postacią dwóch rywalizujących Obcych: Venoma i Riota? Problem w tym, że kiedy już dochodzi do ich konfrontacji, wcale nie robi się o wiele ciekawiej. Co gorsza ani Venom nie jest przekonujący w przypisanej sobie roli, przemawiając do swojego nosiciela komicznie niskim głosem i co jakiś czas żartując z jego lęku wysokości czy utraconej dziewczyny Anne (Michelle Williams), ani Riot nie dorasta do roli prawdziwie czarnego charakteru, który wzbudzałby w nas choćby odrobinę grozy. W efekcie oglądamy iście komiksowy pojedynek, adresowany jednak w moim odczuciu do kilkuletnich chłopców niż dorosłego odbiorcy. A chyba nie o to twórcom tego filmu chodziło...

Jakby tego było mało, reżyser i scenarzyści co rusz serwują nam dialogowy fast food, pod postacią  pseudo moralizatorskiej przemowy Drake'a na temat tego, jakim to pasożytem człowiek sam stał się dla swojej planety albo (mój ulubiony fragment!) monologu jaki ten opętany utopijną wizją naukowiec przedstawia jednemu ze swoich "ochotników", porównując jego poświęcenie do biblijnej opowieści o Abrahamie i Izaaku. Można tu wychwycić i inne językowe smaczki, jak zawód "mikrobiologa astralnego" czy złotą sentencję, jakoby "życie było cierpieniem", ale szukanie owych perełek pozostawiam już każdemu z osobna.

Aż szkoda, że tak niekwestionowane talenty aktorskie jak Tom Hardy (znakomity choćby w napisanym przez siebie i świetnie zagranym serialu "Tabu") i Michelle Williams (cudowna rola dramatyczna w "Manchester by the Sea" i równie godna uwagi komediowa w "Jestem taka piękna!", by wymienić tylko jedne z najnowszych produkcji) zostały umieszczone w tym kinie akcji niskich lotów, którego nie ratują już ani spektakularne sceny walki ani efekty specjalne w formacie 3D, będące dla współczesnych fanów Marvela "oczywistą oczywistością". Wspomniani fani mogą mieć jeszcze jeden powód do żalu - w trakcie blisko dwugodzinnego seansu ani razu nie następuje odniesienie do "Spider-Mana", w którym Venom miał w końcu swój początek. Ale może to i lepiej, przynajmniej dla Człowieka-Pająka.

Anna Solak

  • "Venom"
  • reż. Ruben Fleischer

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018