Mieliście kiedyś tak, że śniło Wam się coś niesamowitego, ale tuż po przebudzeniu wszystko znikało jak poranna mgła? Albo tak, że mogliście sterować własnym snem, nadając mu wybrany kierunek i kształt? Lub inaczej - że śniło Wam się kilka fabuł naraz, z których każda stanowiła odrębną opowieść? Sny to wciąż nie do końca zbadana i wyjaśniona dziedzina naszego życia. Pochylali się nad nimi już starożytni mędrcy, później astrologowie, a jeszcze później psychologowie i psychoanalitycy różnych epok, z Freudem na czele, a jednak wciąż wiemy o ich naturze bardzo niewiele.
Co takiego może się nam przyśnić w nocy? I co śni się Lechowi Raczakowi? Deszcz padający w pokoju, który sprawia, że materac dryfuje, a potem nagle się rozpuszcza, sen sugerujący szczęśliwe numery totolotka, w którym jedną z nagród jest dom na samym końcu... przyśnionej wsi, piłkarskie rozgrywki więźniów z zasiekami, drutem kolczastym i fosą wokół stadionu albo zmarły ojciec, Klemens Raczak, z którym wspólnie płaczą.
I, najzabawniejszy chyba, sen o jego własnym pogrzebie na Junikowie (mimo że, jak twierdzi, wolałby spocząć na mniejszym, skromnym cmentarzu), który reżyser obserwuje z ukrycia. Na dodatek wyłącznie w towarzystwie kobiet o imieniu Ewa: Ewy Wycichowskiej, Ewy Wanat, Ewy Wójciak czy Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej. - Zabieram kwiaty. W końcu przynieśli je dla mnie, więc są moje - żartuje ze sceny Raczak.
Jego pomysł to w zasadzie nie klasyczny spektakl, a swoisty monodram czy też snuta niespiesznie gawęda. Dobrze, że reżyser zdecydował się na wprowadzenie muzyki do świata swoich marzeń sennych. Wprawdzie zaskakująco dobrze słucha się o snach cudzych, które z każdym nowym wątkiem potrafią z nagła zaskoczyć, nie byłoby jednak wystarczająco ciekawie, gdyby tej opowieści muzycznie nie towarzyszyło Trio Targanescu w składzie Arnold Dąbrowski, Katarzyna Klebba i Paweł Paluch. Jego momentami pełna werwy, żywiołowa i energiczna, innym razem nostalgiczna i rzewna "ilustracja" do narracji Raczaka to jedyny sposób na uczynienie z tego pomysłu interesującej całości.
Sny towarzyszyły ludziom od zawsze. Biblijnemu Jakubowi przyśniła się drabina łącząca niebo z ziemią, po której zstępowały anioły, po raz pierwszy w dziejach świata łącząc sacrum i profanum. Z kolei Józefowi z Nazaretu przyśnił się anioł, który kazał mu zabrać Marię i małego Jezusa i uciekać do Egiptu przed gniewem Heroda. Co by było, gdyby Józef nie posłuchał tej wizji? Czy historia ludzkości byłaby dzisiaj tą samą, którą znamy? Czy w ogóle bylibyśmy my? A może nasze miejsce zająłby ktoś inny? To pytania, które warto sobie zadawać niezależnie od tego, w co każdy z nas wierzy. Bo przecież niezależnie od tego, wszystkim nam czasem coś się śni.
Anna Solak
- Podróże przez sny. I powroty
- Orbis Tertius Lecha Raczaka
- 28.11
- kolejny spektakl: 16.12, g. 19 (Scena Robocza)