Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

KINO DOMOWE. Podwodna pułapka

Jeśli planujesz zacząć przygodę z nurkowaniem, to po obejrzeniu tego filmu prawdopodobnie postanowisz poszukać sobie innego hobby. Pod powierzchnią to thriller rozgrywający się w głębinach wody, który chwyta za gardło i trzyma dopóty, dopóki nie zabraknie ci powietrza.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Pierwsza scena precyzyjnie ustanawia zręby historii. Oto dwie dziewczynki nurkują w jeziorze - nagle jedna się wynurza, a druga pozostaje pod wodą. Ich matce ledwo udaje się młodszą, Tuvę, uratować, ale wciąż niepewna sytuacji, palec oskarżycielski kieruje w stronę Idy. Wytworzone w ten sposób poczucie winy w połączeniu z poczuciem bezradności będzie unosić się, niczym fatum, nad życiem starszej z sióstr. Wiele lat później bowiem jej małżeństwo się rozpada, a ona nie ma nad tym żadnej kontroli. W ramach odskoczni od problemów wybiera się więc z Tuvą - ryzykantką i lekkoduchem - nad norweski fiord, by wspólnie spędzić czas na nurkowaniu. Losowe zdarzenie sprawia, że koszmar z dzieciństwa powraca. Przerażona Ida szybko zdaje sobie sprawę, że tym razem pomoc z zewnątrz nie nadejdzie, a ona musi zrobić wszystko, by uratować życie uwięzionej pod wodą siostry.

Skandynawowie nieraz udowadniali, że są mistrzami nie tylko kryminałów, ale i thrillerów - potrafią nakręcić nawet niezwykle emocjonującą historię o facecie siedzącym w dyspozytorni i rozmawiającym przez telefon (Winni, 2018). Pod powierzchnią to pod względem intensywności akcji ta sama liga, podobnie też reżyser nie bawi się w przydługie wstępy - kilka krótkich i przemyślanych scen początkowych pozwala nam wystarczająco poznać bohaterki opowieści, reszta to już czysty survival wysokich lotów. To drugi biegun kina kontemplacyjnego - nie ma tu czasu na namysł, refleksję, analizę, a przetrwać (zarówno pod wodą, jak i w trakcie seansu) pozwalają tylko dwie rzeczy: głęboki wdech i adrenalina.

Oczywiście tematycznie najbliżej filmowi Hedéna do zeszłorocznej, niezbyt udanej Głębi strachu z Kristen Stewart czy 183 metrów strachu z 2017 roku. Oba wymienione tytuły wskazują kluczowe elementy, na których zasadza się akcja - głębia i strach. Jeśli chodzi o tę pierwszą, reżyser nie ubarwia przesadnie podwodnego świata. Raczej dominuje tu surowość formy ukazującej żywioł - owszem, pod wodą potrafi być pięknie, ale w żadnym momencie nie można zapominać, że kilka metrów dalej (albo głębiej) może czaić się groza. Tę ostatnią podkreślają nie tylko znakomite zdjęcia, ale i doskonale dopasowana do napiętej sytuacji muzyka.

Drugi wspomniany element, czyli strach, to emocja, która wypełniała życie Idy po brzegi. Z uwagi na to, że jej siostra jest uwięziona, to ona staje się główną bohaterką opowieści, to jej działania i decyzje będą miały wpływ na to, co się wydarzy w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut. Nie brakuje więc chwil paniki, przerażenia, woli poddania się losowi. Zostało to wplecione w historię na tyle umiejętnie, że koniec końców jest to film nie tylko o przetrwaniu, ale także o próbie odzyskania sprawczości, kontroli nad własnym życiem. Pod powierzchnią świetnie sprawdza się na obu tych płaszczyznach, a po seansie trudno uwierzyć, że minęło zaledwie 75 minut - tyle bowiem bez napisów końcowych trwa ta emocjonalna jazda bez trzymanki.

Adam Horowski

  • Pod powierzchnią
  • reż. Joachim Hedén

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021