Mogłoby się zdawać, że Zakaz zwałki to kolejna z powieści niestrudzonego Pilota. Szata graficzna okładki, właściwa dla serii prozatorskiej wydawnictwa, umiejscawia ją gdzieś między nowościami Marcina Czuba i Mateusza Górniaka. A jednak okazuje się, i to nie tak od razu, że to książka starsza od obu autorów, wydana po raz pierwszy w roku 1974! Do tego powieść eksperymentalna, dość enigmatyczna, skryta w cieniu późniejszych dokonań pisarza. A skoro już o eksperymentach mowa, zapytałem Chat GPT, co wie o Zakazie zwałki Mariana Pilota. Odpowiedział, że to kryminał Marka Krajewskiego. Jak widać, nawet wczesna proza Pilota przerasta możliwości sztucznej inteligencji w zakresie kompresji danych.
I trudno się temu dziwić. Zakaz zwałki to bowiem powieść-moloch (mimo przeciętnej objętości), książka-ekstaza, meandrujący wokół wieży Babel strumień świadomości. Akcja jest pozorna, niepotrzebna, niejasna. Treść książki przeplatają drobiazgowe, rozciągnięte do granic opisy "tu i teraz" oraz monologi postaci wyłaniających się ze świadomości narratora. Znakiem czasu i ówczesnych tendencji literackich jest obecność reprezentantów szeroko pojętego marginesu społecznego, ze swoimi socjolektami czy gwarami. A także tropy outsiderskie i egzystencjalne, tak silne choćby u tworzącego w tym samym czasie Stachury.
Narrator Pilota wyraża poczucie braku przynależności, zagubienia wśród fenomenów świata buzujących ze szczególną intensywnością nad kartką papieru. A także dojmujące poczucie dezintegracji - zarówno światopoglądowej, jak czysto fizycznej. Opowieść to próba zrozumienia swojego istnienia poprzez wyjście poza doświadczenie indywidualne, wyjście poza wieś ku miastu i poza miasto ku wsi. A wszystko to podobnie, choć nieco inaczej, niż u Heideggera, bo nie w obliczu strachu spowodowanego byciem-ku-śmierci, lecz raczej byciem-ku-zwałce. Zakaz zwałki, czego świadomy jest narrator, to martwy przepis, bo prawom ludzkim nie podlega fizyka. Entropia musi rosnąć.
(Nie)nowość Pilota jest pozycją dla czytelników wymagających - zwłaszcza od siebie samych. To modernistyczny hardkor, nie tak znowu odległy od Joyce'a, a do tego w ludowym anturażu. Niebotyczne (Pilot napisał też przecież Niebotyki), wielokrotnie złożone konstrukcje zdaniowe pną się bez opamiętania, w końcu zapadają pod własnym ciężarem. Pozostaje zwałka. Lektura to strzały dopaminowe i bolesne zejścia. Zwały.
Wiele dekad po swojej właściwej premierze Zakaz zwałki nadal robi wrażenie od strony warsztatowej. Zdaje się jednak, że momentami wymaga więcej cierpliwości, niż jest jej w stanie zaoferować czytelnik współczesny. Chociaż, trzeba zaznaczyć, krytyk Wojciech Ligęza już w recenzji w "Życiu Literackim" z 1975 roku pisał o nużących schematach. No cóż - poznawanie dobrej literatury obfituje w relacje love-hate.
Ale w pakiecie Pilotowym mamy też Dzikie mieso (z "e" zamiast "ę"), dzieło młodsze o prawie 50 (!) lat. I pomyśleć, że w momencie publikacji Zakazu zwałki Pilot był już twórcą ukształtowanym! To poniekąd wyimki z twórczości pisarza, dziwny twór z pogranicza poezji i prozy. Intertekstualna podróż autora w głąb własnej twórczości, która przybiera formę polifonicznej gawędy. Na pozór to zamach na polszczyznę literacką. A w rzeczywistości właśnie polszczyzna literacka w pełnej krasie, we wszystkich mutacjach, także tych najbardziej złośliwych, wyrwana z oków gramatyki czy ortografii. Pilot oddaje głos "podmiotom ludowym", dysponariuszom gwar i swoich własnych polszczyzn. Wywołani do tablicy zwracają się do nas kodami, które wcale nie muszą, a może nawet nie powinny, być złamane. To kody zrozumiałe dla mówiącego, dla odbiorcy - często jedynie możliwe do powtórzenia, a może i wzbogacenia o kolejne zniekształcenia. Dzikie mieso to owoc kilkudziesięciu lat nasłuchiwania peryferii i uniwersalnych opowieści o przemijaniu, wpisanych w mityczny cykl życia oraz burzliwe przemiany XX wieku.
Choć to niekiedy mordęga, a w parze z ekscytacją człapie frustracja, warto czytać Pilota. Jeśli nie dla eksperymentów językowych i wiary autora w możliwości słowa (pisanego i mówionego), to dla Pilota awangardowej ludowości. Nawet jeśli niekiedy nasuwa się niechciane określenie - "skansen". Warto czytać też dlatego, że deprecjonowana przez stulecia rola chłopa w kulturze i życiu politycznym okazał się niezwykle nośnym temat w literaturze ostatnich lat. Wystarczy przypomnieć o publikacjach takich jak Chamstwo Pobłockiego, Pańszczyzna Janickiego czy Ludowa historia Polski Leszczyńskiego. Tak Zakaz zwałki, jak i Dzikie mieso okazują się oryginalnymi głosami w tej dyskusji. Dzieła sztuki nie zawsze przecież są zrozumiałe. A jednak cieszą.
Jacek Adamiec
- Marian Pilot, Zakaz zwałki i Dzikie mieso
- wyd. Ha!art
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023