Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

FRAZY. Bal na końcu świata?

Czy jednym z głównych wydarzeń na festiwalu słowa w piosence może być spektakl baletowy, nawet jeśli jest to, powiedzmy, balet alternatywny? Może - zwłaszcza gdy stoi za nim siła muzycznego i tekstowego przekazu zespołu Variété.

. - grafika artykułu
fot. T. Proć/ze zbiorów Biblioteki Raczyńskich

Swój wielki dzień miała w poniedziałek na festiwalu Frazy muzyka rockowa. W Teatrze Muzycznym usłyszeliśmy i obejrzeliśmy "Bal, czyli wieczór zapoznawczy" - fascynujący koncert / spektakl z graną na żywo muzyką zespołu Variété i udziałem zawodowych oraz niezawodowych tancerzy. Był to spektakl taneczny, w reżyserii Jacka Gębury, który miał premierę wiosną ubiegłego roku podczas 36. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w tamtejszym teatrze muzycznym Capitol.

Dansing, balet

W przedsięwzięciu tym, obok muzyków, udział wzięli zawodowi tancerze - pod kierownictwem samego reżysera, który wystąpił w jednej z głównych ról, a także kilkunastu poznańskich seniorów, którzy przez kilka dni pod okiem Gębury przygotowywali się do udziału w spektaklu. I oto ujrzeliśmy tytułowy wieczorek zapoznawczy, odbywający się, jak chcą twórcy, w górskim kurorcie. Jego uczestnicy - grono przypadkowych i obcych sobie ludzi - oswajają nieśmiałość, obcość (są flirty i alkohole). Czasami leniwie snują się oni, kołysząc - solo lub w parach, czasami  dynamicznie tańczą do znerwicowanej, w swej istocie mało tanecznej muzyki, z melodeklamującym wokalistą na tle zespołu grającego nieproste melodie. I w tym klimacie echo dawnego dansingu splata się i miesza z porywającymi pokazami baletu współczesnego. Nad tańczącymi panuje zaś (do czasu) energiczny wodzirej, wszystkiemu z boku się przygląda, a może całość kontroluje, wszędobylski kelner.

Bal

Variété to zespół szczególny. Chociaż bowiem funkcjonuje na muzycznej scenie od ponad trzech dekad, nigdy nie popadł (tak, to chyba dobre słowo) w tanią popularność, ani właściwie w żadną większą popularność. Albo patrząc z drugiej strony: zawsze potrafił dystansować się od mód, nurtów, środowisk. Zawsze ważniejszy był dla niego artystyczny przekaz niż popkulturalne błyskotki i ułuda medialnej sławy. 

Lider zespołu, wokalista, autor tekstów Grzegorz Kaźmierczak wybrał do tego przedstawienia głównie nowsze piosenki, z trzech płyt wydanych w ostatnich jedenastu latach. Warte to podkreślenia, bo przecież równie wiele pasjonującego materiału znaleźlibyśmy na wcześniejszych krążkach.

Jakiż to jednak mógł być bal? Z tym zespołem, z tą muzyką? Niekonwencjonalny.

Nieufni jak...

Na niewątpliwy artystyczny sukces tego niezwykłego spektaklu składa się ulotne, jedyne w swoim rodzaju "współbrzmienie" przejmującej choreografii, zjawiskowej, motorycznej, transowej muzyki i znakomitych tekstów Grzegorza Kaźmierczaka. Jeśli ktoś miał wątpliwości, że znaleźliśmy się na wieczorze będącym swego rodzaju kwintesencją idei festiwalu hołubiącego istotę i znaczenie słowa w piosence, to chyba tylko dlatego, że, ze względów akustycznych czy nagłośnieniowych, teksty Kaźmierczaka nie były wystarczająco wyraziście słyszalne. Kto je znał skądinąd, wiedział, że mamy do czynienia ze zjawiskiem szczególnym, odrębnym. Mówi się bowiem o niektórych twórcach jako o "poetach rocka" mając jakby świadomość, że ta średnio udana zbitka słów zawiera w sobie jakieś zmiękczenie - poeta rocka, czyli ktoś mniej znaczący niż poeta bez dodatkowych określeń. Twórczość Kaźmierczaka takich uzasadnień nie potrzebuje, jest to bowiem oryginalny, osobny, własny głos poetycki.

Wystarczy go posłuchać, gdy śpiewa "Chcę wsunąć twarz / w trawę miast / i paś się / paść". Albo gdy kokieteryjnie czy wyzywająco przekonuje w piosence "Kim", śpiewając: "nie ma ze mnie dziś pożytku / umiem tylko śpiewać / a moje piosenki / nie służą nikomu / i niczemu". I nagle okazuje się, że to nie kokieteria, lecz w obsesyjnie spolityzowanym świecie wyznanie outsidera, samotnika, zdystansowanego wobec służebnej roli twórcy.

A nad całością krąży, niczym memento, wyśpiewane w nieprzypadkowym momencie - na samym początku spektaklu, kiedy jeszcze dominował gwar, kiedy publiczność wchodząca na salę chyba nie zauważała grającego już na scenie zespołu - wyznanie, definicja z piosenki "Astry". Kaźmierczak śpiewa w niej: " Spotykamy się / nieufni jak zwierzęta / gwiezdnej drogi // Po tych wszystkich wojnach / i po kłamstwach po nich / hodowanych jak astry na działkach / na przedmieściach miast". Tak, bo to o nas wszystkich jest to granie i śpiewanie, "o nas" jest to tańczenie.

Objawienia

Najpierw może o graniu. Variété pojawiło się na rockowej scenie w połowie lat osiemdziesiątych jako jedno z objawień młodej sceny i zostało przypisane do popularnego wówczas (choć niekoniecznie w mediach) nurtu tzw. zimnej fali. Później twórczość grupy przechodziła wiele przeobrażeń. Zyskiwała na współpracy z muzykami improwizującymi (i to tak wybitnymi jak Mikołaj Trzaska czy Andrzej Przybielski), zbroiła się w mocniejszą rockową motorykę, transowość, sięgała do języka współczesnej elektroniki, choć ostatecznie ufa jednak przede wszystkim swoistej naturalności gitarowego brzmienia. Czasami bywa depresyjna i klaustrofobiczna, czasami refleksyjna i ledwie raz po raz korzystająca z dobrodziejstwa prawdziwie mocnego rockowego, energetycznego wybrzmienia. Grupa nagrywała i wydawała stosunkowo rzadko (na dyskografię składa się ledwie siedem płyt z premierowym materiałem), ale też zawsze były to rzeczy ważne. O najwyższej jakości propozycji grupy przekonuje również ów taneczny spektakl.

Gwizdek

Cóż by to miał być za bal, na którym ktoś miałby chcieć do tej muzyki zatańczyć? Bynajmniej, nie celebrycki i nie medialny, co nie znaczy, że ta muzyka nie potrafi unieść, ponieść. A że będzie to lekko depresyjny bal, trochę mechaniczny, czasami pod dyktando osobnika dyktującego tempo albo regulującego taneczną aktywność gwizdkiem - widocznie takie mamy czasy. To bowiem spektakl z jednej strony o tej jednej - lekko zwichrowanej, czyli prawdopodobnie nadzwyczajnie normalnej zabawie tanecznej, z popisami wybitnych indywidualistów i chęcią dorównania im przez tłum, ze sterowanymi owacjami "och" i "brawo", rozlegającymi się wśród tancerzy na znak prowadzącego zabawę. A potem o zmęczeniu czy ogłuchnięciu tancerzy, o utracie autorytetu (i jego atrybutu - gwizdka) przez prowadzącego i narodzeniu się nowego lidera, który nowym tonem dmie w ów gwizdek. A więc, przy okazji, zgrabna i nienachalna metafora (jak kto chce) życia publicznego, społecznego, politycznego, ludzi "nieufnych jak zwierzęta / gwiezdnej drogi". Dodajmy: wspaniale odtańczona zarówno przez profesjonalistów, jak i przez świetnych w swoich rolach "naturszczyków".

A Variété w tle sceny, na podwyższeniu, w przewrotnym błysku cekinów i brokatów było niczym narrator (albo antyczny chór), zwiastujący następujące po sobie zdarzenia, a w końcu i koniec balu. Na pozór grając zwykły koncert, wzbogacony o elementy choreograficzne. Tak naprawdę jednak współtworząc przejmujący i zachwycający spektakl.

Tomasz Janas

  • Festiwal słowa w piosence "Frazy": "Bal, czyli wieczór zapoznawczy, gra zespół Variété"
  • reż. Jacek Gębura
  • Teatr Muzyczny
  • 7.11