Czas wyjść poza szlak

- Moją małą misją jest walka z podejściem biznesowym do przynależności klubowej. Bo ludzie pytają zazwyczaj, jakie będą mieli zniżki, ile odzyskają ze składki rocznej, czy to im się opłaci. Ale nie o to chodzi. Ja zapisałam się do klubu, bo potrzebuję ludzi. Od dziecka fascynują mnie góry - mówi Natalia Kita, prezeska Klubu Wysokogórskiego w Poznaniu, który ma już 75 lat.

Grupa ludzi zimą stoi przed drewnianą, górską chatą. - grafika artykułu
Chatka na Włosienicy sezon 89-90, fot. materiały KW Poznań

75 lat to szmat czasu. Nie opowiemy wszystkiego, więc skupmy się na najważniejszych datach i nazwiskach.

Klub działa od 1950 roku, ja sama się urodziłam w 1989. W samym Klubie jestem od niespełna jedenastu, a od drugiej połowy maja jestem jego prezeską. Przyznaję, że nie obkułam się jeszcze z tych wszystkich faktów ważnych dla klubu, ale wiem, że inicjatorem i pomysłodawcą założenia KW Poznań, wtedy oddziału poznańsko-pomorskiego centralnego Klubu Wysokogórskiego był Ryszard Wiktor Schramm. Z ważnych nie tylko dla Poznania, ale też świata nazwisk, trzeba wspomnieć o Stanisławie Zierhofferze [przyp. red. organizator i uczestnik wypraw w Karakorum i Hindukusz], a potem jego synu Marku, Tomaszu Schrammie [przyp. red. syn wspomnianego taternika i polarnika Ryszarda Wiktora Schramma, uczestnik wyprawy na Spitsbergen w 1973 roku i w Hindukusz , gdzie zdobył 15 szczytów], Tadeuszu Karolczaku [przyp. red. z Wojciechem Wróżem zdobyli nową drogą Yalung Kang, jeden ze szczytów Kanczendzongi - było to najlepsze wejście na świecie w 1984 roku], Mariuszu Sprutta [przyp. red. staje na wierzchołku Annapurny w 1992 roku, a cztery lata później zdobywa Gasherbrum II], Wojciechu Wróżu [przyp. red. uczestnik pierwszej narodowej wyprawy na K2 w 1976 roku] czy Jarosławie Żurawskim [przyp. red. uczestnik pierwszego polskiego wejścia na Pik Pobiedy w 1992 roku i uczestnik zimowej narodowej wyprawy na Nanga Parbat]. Nie da się wymienić wszystkich, faktem jest natomiast, że z dekady na dekadę działalność ściśle wysokogórska stopniowo malała. Jedną z przyczyn są na pewno obecne braki kadrowe jeśli chodzi o klubowych instruktorów taternictwa.

Ile osób w tej chwili liczycie? Kto się może do zapisać do Klubu i dlaczego właściwie warto to zrobić?

Obecnie to jakieś 250 osób.

To efekt tego, że w Poznaniu ścianki wspinaczkowe wyrastają jak grzyby po deszczu i prawie każdy, oczywiście żartuje, się wspina? Dostępność jest fajna, ale z drugiej strony wspinanie (skałkowe, ale też wysokogórskie) stało się przez to mniej "ekskluzywne".

Pewnie tak właśnie jest. Ale swego czasu klub liczył nawet ponad 300 członków! Ale wtedy rzeczywiście tylko w nim się działo, organizowano wyjazdy w skałki, Tatry, Alpy i dalej, nie było alternatywy. Paradoksalnie przed 1989 rokiem klubowi było łatwiej. W latach 70. zaczęła się złota era polskiego himalaizmu i trwała do lat 80. Dopiero później pojawiło się bardziej sportowe, treningowe podejście do wspinania. Największe nazwiska, ludzie, którzy zdobywali największe góry, w większości nie trenowali w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. O takim Kukuczce [przyp. red. Jerzy, jako drugi człowiek na Ziemi zdobył Koronę Himalajów i Karakorum] mówi się, że zajadał się golonką i roladami śląskimi. Na wyprawach piło się wódkę, a jak się skończyła, to czasem i spirytus medyczny. Dziś nie nazwalibyśmy ich "sportowcami", choć z pewnością byli zdobywcami i wizjonerami.

Przed 1989 roku Klub był miejscem, gdzie można się było zrzeszyć, przestrzenią dla tych, którzy chcieli zrobić ze swoim życiem coś więcej. To było jedyne miejsce, gdzie można było spotkać innych wspinaczy. Nie było ścianek, mediów społecznościowych. To była też instytucja, która pomagała zbierać środki na wyjazdy, a potem je organizować. Kluby wtedy miały np. wyłączność na bardzo dobrze opłacane prace wysokościowe. I najważniejsze chyba - gdyby nie przynależność do klubu, można było zapomnieć o paszporcie.

Po 1989 roku klub stracił wszystkie te atuty. I w tej chwili trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego warto należeć do klubu. Moją małą misją jest walka z podejściem biznesowym do przynależności klubowej. Bo ludzie pytają zazwyczaj, jakie będą mieli zniżki, ile odzyskają ze składki rocznej, czy to im się opłaci? Ale nie o to chodzi. Ja zapisałam się do Klubu, bo potrzebuję ludzi. Od dziecka fascynują mnie góry. Kiedy przeszłam całą drogę turystki kwalifikowanej i przestało mi to wystarczać, stwierdziłam, że czas wyjść poza szlak, a więc nauczyć się wspinać... Gdzie? Moja pierwsza myśl - Klub Wysokogórski. Tylko ja wiedziałam, że kluby istnieją, bo przeczytałam niezliczoną ilość książek i wysłuchałam wielu prelekcji o himalaizmie.

Moją misją jest więc również to, żebyśmy byli w Poznaniu jako KW bardziej rozpoznawalni. Może obchodami naszego jubileuszu coś zdziałamy? Za nami sierpniowy koncert i wrześniowa akcja zdobywania Korony Gór Poznania, do której zaprosiliśmy wszystkich poznaniaków.

A co przed nami?

To trzy spotkania z cyklu Otwartych Spotkań Okołogórskich w Domu Tramwajarza.  Podzieliliśmy historię klubu mniej więcej na trzy ćwiartki. Marek Zierhoffer opowie nam o czasach najdawniejszych i najpoważniejszych klubowych wyprawach. W drugiej odsłonie usłyszymy o czasach już nieco innych, kiedy naprawdę ważne zaczęło być dla wspinaczy podejście treningowe, kiedy Klub razem ze wspinaniem jako sportem oraz Polską przeżywał transformacją. Prelegentem będzie Władysław Polcyn, który był jednym z najaktywniejszych wspinaczy, kiedy można było się jeszcze wspinać na Cytadeli. A można tam było zrobić naprawdę ciekawe, trudne linie.

Słucha się trochę o tym jak o walce pozytywistów z romantykami...

Coś w tym jest, faktycznie. I do dzisiaj to pobrzmiewa w środowisku wspinaczkowym. Jest jakiś, dla mnie dziwny, konflikt między starszymi, którzy zdobywali góry w stylu oblężniczym, bez tlenu, znikali z domów rodzinnych na długie miesiące, i tymi młodszymi, co wyrywają z napiętych grafików każdy wolny weekend, muszą jak najwięcej wspinania zmieścić w jak najkrótszym czasie, łykają żel energetyczny i idą dalej, a do tego pomaga im jeszcze coraz nowocześniejszy sprzęt. Mówię to oczywiście nieco ironicznie, cytując co łagodniejsze teksty każdej ze stron. Uważam, że trzeba mieć otwartą głowę i zrozumienie dla zmiany, która jest przecież jedynym stałym elementem naszego życia, i tyczy się to także wspinania oraz klubów wysokogórskich. Sama jestem przykładem tej zmiany, mogłabym mieć syndrom oszustki, przeciętna wspinaczka skałkowa bez ambicji taternickich na stanowisku prezeski KW? Ale nie mam, bo po pierwsze siedzę w tym środowisku od lat, po drugie mam kilka zdolności organizacyjnych i międzyludzkich, a po trzecie i najważniejsze... tylko mnie się chciało!

Wracając do spotkań - o czasach najnowszych, po 1995 roku, opowie wieloletnie prezeska klubu Jagoda Adamczyk i jej mąż Andrzej Janka. Opowieść skończy się jednak mniej więcej na 2000 roku, bo potem - nie ukrywajmy - niewiele dopisaliśmy do historii jako klub... Jagoda z Andrzejem opowiedzą o tym jak klub zarządzał jednym z nieistniejących już taborów tatrzańskich, Rąbaniskami, oraz Chatką Wielkanocną u podstawy Śnieżnych Kotłów.

To wszystko będą niesamowite smaczki doprawione soczystymi anegdotami i mam nadzieję, że zainteresują głównie naszych młodszych stażem członków, i pomogą w odpowiedzi na pytanie, dlaczego warto w klubie działać oraz do nas dołączać.

W listopadzie, na klubowych kanałach na Spotify'u i YouTube'ie, będzie można posłuchać czterech podcastów o ewolucji wspinania jako sportu przez pryzmat poznańskich doświadczeń. Rozmowy poprowadzi nasz instruktor, zawodowy trener wspinania Szymon Jeżak, syn Włodzimierza, jednego z naszych byłych prezesów. Wśród gości będą wspomniani już Marek Zierhoffer i Władek Polcyn, a także Tomasz Schramm, syn założyciela klubu, oraz Wojtek "Wojti" Kaczmarek, wiodący poznański routesetter [przyp. red. osoba, która układa drogi na sztucznej ścianie wspinaczkowej].

Jednym z punktów programu jest też zwiedzanie Cytadeli jako byłego rejonu wspinaczkowego.

Mieszkamy w Wielkopolsce, gdzie jest płasko. Do najbliższych skałek mamy trzy godziny jazdy, w Tatry jedziemy cały dzień. Wspinanie na sztucznej ścianie nie jest tym samym, co w skale. Wspinanie na bunkrach jest już temu nieco bliższe, dlatego poznańskie fortyfikacje od dekad były przez lokalnych wspinaczy wykorzystywane. Festung Posen to unikalny w skali nie tylko kraju, ale i Europy rejon wspinaczkowy. Na Cytadeli wspinać od dawna się nie wolno, ale w ciąż jest to dozwolone na Forcie V i na Golęcinie, choć nieco w szarej strefie. Jesteśmy właśnie w trakcie umownego regulowania sytuacji z Miastem i Stowarzyszeniem Fort V, przy wsparciu i pomocy Fundacji Nasze Skały. Rozumiem wartość historyczną fortów, ale jednocześnie uważam, że nasza bytność tam nie szkodzi bardziej niż bytność miłośników fortyfikacji. Lepiej niech ten teren żyje, niż zarasta. Może tam stworzymy rodzinny park rekreacyjny (przy Lechickiej są też trasy do downhillu!) ze strefą wspinaczkową? Mamy w Poznaniu bardzo dużo bunkrów, które możemy zwiedzać, więc to nie byłaby strata dla poznańskich fortyfikacji.

Spacer po Cytadeli poprowadzi Władek Polcyn. W czasie wieczoru wieńczącego obchody jubileuszu, pokażemy też alpinistyczne artefakty, np. z plecaka wspinacza z lat 70. Ta okazja będzie tylko dla Klubowiczów, ale z bierzemy eksponaty, przygotujemy niezbędne opisy i miejmy nadzieję, że w przyszłości wyjdziemy z wystawą na miasto.

Powiedz mi w końcu, co trzeba zrobić, żeby wstąpić do klubu, żeby móc było brać udział we wszystkich organizowanych przez Was wydarzeniach, w tym również w wyjazdach.

Na tę chwilę nie ma wymogów formalnych. Wchodzisz na stronę, wypełniasz deklarację, uzupełniasz listę swoich przejść. Ale to nie musi Mont Blanc czy zachodnia ściana Kościelca. Wystarczy, że chodzisz po górach jako turysta czy turystka. W tej chwili raczej nie odrzucamy żadnych kandydatur. Zależy nam na efekcie skali, żeby jak najwięcej osób się zaangażowało w działanie klubu, również organizatorsko.

Jakie macie jako KW Poznań najbliższe plany?

W przyszłym roku chcemy uruchomić, a właściwie wznowić klubowy kurs wspinaczkowy, żeby oferować coś innego niż szkoły komercyjne, żeby było porządnie, po poznańsku! Chcemy szkolić dobrze, niekoniecznie szybko. Nie da się po czterech dniach kursu wypuścić wspinacza z krwi i kości. Właściwy kurs skałkowy będzie poprzedzało szkolenie praktyczne na ściance oraz część wykładowa, teoretyczna, poświęcona m.in. pierwszej pomocy, pakowaniu plecak, historii wspinaczki i klubu, ochronie przyrody, etyce wspinania - rejony wspinaczkowe są coraz bardziej zatłoczone i trzeba zadbać również o te aspekty edukacji. Wierzę, że nasi kursanci będą nieśli kaganek oświaty dalej. Instruktorów wspinaczki skałkowej w klubie mam, ale potrzebuję więcej wykładowców. Na razie mam chętnego lekarza i fizjoterapeutę, ale to nie zamyka tematu.

Cały czas mówimy o skałkach, a co z wyprawami wysokogórskimi?

W ciągu ostatnich dziesięciu lat może były ze dwie wyprawy w rejon gór najwyższych. Ale w tej chwili celem nie jest już dojście jak najwyżej, na siedem czy osiem tysięcy. Dziś zależny nam na wyznaczaniu nowych, trudnych dróg, poprawianiu stylu przejścia albo szukaniu dziewiczych szczytów. Tylko tak można się teraz zapisać w historii.

Co do wyjazdów, kolega z klubu i zarządu - Wojtek Mazik, który związany także z KW Kraków, chce zorganizować wyprawę obu klubów do Kirgistanu. Ale na razie nie chcę mówić o tym więcej.

Już niedługo zaczniemy wspierać naszych klubowiczów jeszcze bardziej w zakresie treningu pod wspinanie górskie zimowe. Otworzymy drytoolownię [przyp. red. miejsce do ćwiczenia technik wspinaczki zimowej], będziemy organizować regularne szkolenia lawinowe, z zimowego biwakowania... Wiemy z niedawno przeprowadzonej ankiety, że ponad sześćdziesiąt procent  aktywnych klubowiczów chce się wspinać w górach, z czego większość także zimowo, chcemy więc odpowiedzieć na te potrzeby. Tutaj wymiana doświadczeń, jak i znalezienie odpowiednich partnerów, jest wartością nie do przecenienia.

Niedawno nawiązałam też znajomość z łódzkim klubem, który podobnie jak my nie do końca chyba wie, dokąd zmierza, podejrzewam, że kilka innych klubów też boryka się ze wizją na kolejne lata. Może połączymy siły?

Czyli kluby ze sobą nie rywalizują?

Nie rywalizują, tylko współpracują. Jak podczas wspinania, zarówno kiedy się wchodzi na dwumetrowe kamienie, jak i zdobywa góry najwyższe.

Czego Wam życzyć?

Jasnej odpowiedzi, po co jest dziś klub. Chciałabym znaleźć w niedalekiej przyszłości moment, żeby posadzić obok siebie osoby z różnych pokoleń, które były i są zaangażowane w istnienie klubu, zorganizować debatę. Chciałabym, żeby przedstawiciele każdego pokolenia mogli się podzielić refleksją na temat naszego funkcjonowania, zresztą sama chcę być jej uczestniczką.

Nasza nazwa , Klub Wysokogórski, onieśmiela. Uważam, choć pewnie wielu łojantów [przyp. red. wspinaczy] ze starszyzny się ze mną nie zgodzi, że jest to obecnie nazwa bardziej historyczna, wynikająca z szacunku do tradycji. W naszym statucie widnieje zapis o promocji sportów górskich, do których zalicza się także narciarstwo, kolarstwo i bieganie, nie tylko wspinaczka. Ta nazwa już nie jest w stu procentach adekwatna do całego spektrum naszej działalności, ani do czasów. Oczywiście nie zamierzamy jej zmieniać, bo to kawał pięknej historii, która po prostu jest żywa i ewoluuje. Ale wychodząc z nią na miasto musimy głośno krzyczeć, że nie chcemy każdego wysyłać w Himalaje i że jeśli ktoś chce, może się z nami wspinać tylko po omszałych kamykach w Kotlinie Kłodzkiej. Ważne, że z osobami dzielącymi tę samą pasję, z poszanowaniem dla natury oraz wszystkich rejonów wspinaczkowych, na każdej wysokości nad poziomem morza.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

  • Otwarte spotkanie okołogórskie z okazji 75-lecia KWP "Między pychą a psychą, czyli o współczynniku korby do torby w epoce transformacji systemowej"
  • 15.10, g. 19
  • Pan Gar (Dom Tramwajarza)
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025