Architektura nie na medal

Zanim Poznań stał się ośrodkiem know-how, chciał się wyróżnić "stawianiem na sport". Stawiał więc też sportowe budynki - im jednak większe, tym gorsze. Do rozgrywanych na nich zawodów dołączył kolejny - estetyczny. Z jednym, wybitnym wyjątkiem: lata 90. zaczęły się bowiem od wybuchu udanej supernowej. Później nastąpiła implozja.

. - grafika artykułu
fot. P. Skórnicki

Sportowa supernowa zrodziła się, o dziwo, w ciemnej i biednej mgławicy lat 80. Z wyszarpywanych cudem, sposobem lub pod­stępem materiałów udało się architektowi Kle­mensowi Mikule oraz sztabowi podległych mu ludzi stworzyć na nowo Jezioro Maltańskie - dzieło spójne i przemyślane. W 1990 roku, po dekadzie prac, Poznań odzyskał wykopany tuż po wojnie sztuczny akwen i wzbogacił się o uni­katowy w światowej skali tor regatowy z zabu­dową będącą dziś intrygującym świadectwem swoich czasów.

Zabawy formą

Malta to dziecko udanie zastosowanego postmo­dernizmu, którego polskie początki przypadły na ostatnie lata PRL-u. Gdzie indziej nurtowi temu zdarzało się łamać modernistyczną sztampę i surowość z karykaturalnymi efektami. Tu obyło się bez nich, choć w oczy rzucają się twory czysto ilustracyjne, jak choćby masywne betonowe wio­sła z cyframi na starcie regatowego toru. W sporcie i rekreacji tego rodzaju zabawy formą są jednak na miejscu, podobnie jak ekspresyjna, rzeźbiarska wieża sędziowska z trybunami utrzymanymi w tej samej, ożywczej biało-żółtej kolorystyce.

Nieco gorzej czas obszedł się z obiektami admi­nistracyjnymi i hangarami, gdzie rażą dziś nieco glorietty na masywnych kolumnach czy pastiszowe nawiązanie do dawnej architektury w postaci trójkątnych zwieńczeń lub masywnych dachów. Te szczegóły nie przeszkadzają jed­nak w bardzo pozytywnym odbiorze założenia, które - dzięki stylistycznej konsekwencji - czyta się jako sensowną całość. Pagórkowate założenie krajobrazowe współgra z architekturą i żal tylko, że nie udało się do dziś zrealizować marzenia Mikuły: nadania Malcie bardziej zielonego, parkowego charakteru. Jeziora trzeba też bro­nić przed próbami obudowania go sztampową mieszkaniówką, biurami i bogoojczyźnianym pomnikiem Wdzięczności.

Wzorowane na lunaparku

Powiodła się za to, niestety, materializacja innego poznańskiego marzenia: Term Maltańskich, które stanęły po północnej stronie jeziora. Niestety, bo długo wyczekiwana wodna atrakcja objawiła się w roku 2011 jako pozbawiony inżynieryj­nej i architektonicznej finezji zespół hangarów z aquaparkiem, saunami i basenem olimpijskim, do którego wiodą masywne schody rodem z zig­guratu (proj. ATJ Architekci). Banalną całość okraszają barwne rury zjeżdżalni, a basenów na świeżym powietrzu strzeże prostacki płot z drutu gacony czasem reklamą. Zamiast zespolić się z maltańskim krajobrazem, Termy odcinają się od niego ziemnym wałem, ignorując unikatowy kontekst, w którym przyszło im stanąć.

Nie lepsze są wnętrza, gdzie kłuje w oczy toporna stalowa konstrukcja dachu i masywna wieża do skoków o formie bliższej bunkrowi niż zwiewnej trampolinie. Smutnego dzieła dopełnia lunapar­kowy wystrój części rekreacyjnej i saun tchnący jako żywo fikuśnymi latami 90. Wcale nie dlatego, że od tamtych właśnie czasów poznaniacy czekali na miejskie termy. Archaiczny projekt powstał znacznie później, w fatalnym dla architektury oszczędnościowym trybie Zaprojektuj i Zbuduj, poprzedzony zresztą ciekawszymi, choć niezre­alizowanymi koncepcjami. Poznańskiej inwesty­cji daleko więc do np. wyjątkowo udanego basenu  olimpijskiego w Szczecinie o lekkiej konstrukcji i dobrze opracowanym detalu.

Historia pancernika

Kopciuszkiem wśród nowych polskich stadionów jest także nasz Stadion Miejski przechrzczony na Inea Stadion. Choć służyć miał organizowaniu wielu imprez sportowych i artystycznych, jest przede wszystkim miejscem rozgrywek meczów poznańskiego Lecha. To najwcześniej otwarta polska arena na mistrzostwa Euro 2012. I to jedyne "naj", które powiedzieć można o tej wyjąt­kowo topornej, niespójnej i dość przypadkowej konstrukcji (proj. Modern Construction Sys­tems, Wojciech Ryżyński, 2003-2012). Przypad­kowej, bo to, co powstało, jest efektem zmien­nej historii "pieczarki" czy "pancernika", jak przezywają poznaniacy wartą niemal 800 mln złotych budowlę. Pierwotnie miała wyglądać inaczej, czego śladem jest forma czwartej, niż­szej (a pierwszej oddanej do użytku) trybuny o odsłoniętej betonowej konstrukcji i żaglopo­dobnym dachu. Gdy Poznań został gospodarzem Euro, stadion przeprojektowano: kolejne trybuny powiększono i osłonięto białą membraną roz­piętą na masywnych kratownicach przytłacza­jących wnętrze. Dominująca wśród okolicznej jednorodzinnej zabudowy arena wydaje się więc sklecona z nieprzystających do siebie części.

Dwie flagowe sportowe inwestycje miejskie są więc dziełem przypadku i zaniechania. Trudno zrozumieć, dlaczego miasto nie rozpisało archi­tektonicznych konkursów na projekty tak zna­czących i dużych budowli. A skoro o wielkości już mowa, warto wspomnieć o krytykach sportowej gigantomanii. Podkreślają, że nie trzeba mega­ton betonu, by ożywić i ozdrowić mieszkańców. Wystarczy zbudować pływalnie i hale mniejsze, za to liczne i rozsiane po całym mieście. Poznań wciąż jednak odczuwa ich niedosyt, a wyjątkiem potwierdzającym tę smutną regułę jest skromna i architektonicznie nijaka pływalnia Atlantis na os. Batorego (proj. Panta Rhei, 2006). Innym dzielnicom nie trafił się nawet taki kąsek.

Na Wildzie ulokowało się z kolei pierwsze stałe kryte lodowisko o nazwie Chwiałka. I choć mowy nie ma nawet o architekturze w przypadku tej prostej, magazynowej z ducha hali, to i tak lepsze to niż zdewastowane i zapomniane obiekty Bog­danki u stóp Wzgórza św. Wojciecha.

W skali mikro

O architekturze nie ma mowy w przypadku innych, mikroskopijnych - w porównaniu ze stadionem - inwestycji. To rosnące od kilku lat w wielu dzielnicach plenerowe siłownie: zestaw prostych urządzeń, które cieszą się wielką popu­larnością zarówno wśród młodych, jak i senio­rów. Zdrowiu mieszkańców i miejskim finansom służą one z pewnością bardziej niż kosztowny i nieudany stadion. A skoro tak, to czas pójść za ciosem: tworzyć obiekty małe i praktyczne - siłownie, bieżnie i trasy rowerowe. Idealnym na nie miejscem mogą być m.in. zapomniane tereny rekreacyjne Golęcina, Rusałki i Strzeszynka. Czekają tylko na drugiego Mikułę, który i w ich przypadku spisze się na medal.

Jakub Głaz