Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Na granicy światów

- Teraz jesteśmy już na etapie tworzenia nowego języka, nowych rytuałów. Takie działania artystyczne, jak nasze Echa trąb, są próbą powołania dyskursu na ten temat - mówi Jacek Hałas* z duetu muzycznego Black Noise.

. - grafika artykułu
fot. Jan Bilert

Wasza twórczość kojarzy mi się z dwoma książkami: Prawiekiem i innymi czasami Olgi Tokarczuk i Oberkami do końca świata Wita Szostaka. Słowiański cykl życia, zależność od cyklu przyrody, kosmogonii. Czy uważacie, że Wasza muzyka wpisuje się w ramy realizmu magicznego?

Jacek Hałas: Zdecydowanie tak.

Dlaczego tak?

J.H.: Jestem sprawcą tego konceptu i to ja zaprosiłem Jakuba do współpracy. Tropię obrzeża kultury tradycyjnej, które wychodzą gdzieś poza tradycyjny przekaz.

Ważny dla Waszej twórczości wydaje się obrzęd przejścia. Czy stanowi dla Was sposób symbolicznej komunikacji przez muzykę? Jak opowiadacie o śmierci?

Jakub Szwarc**: Myślę, że śmierć jest absolutnie naturalną częścią życia, o czym wszyscy powinni pamiętać. Często żyjemy w taki sposób, jakby jej nie było. Nie wiemy dokąd zmierzamy i nie zastanawiamy się nad tym. Nie wiem, jaka była na to Twoja koncepcja, Jacku, ale ja chciałbym, żeby ludzie wzruszeni naszą muzyką, na chwilę się zatrzymali i pomyśleli nad tym tematem.

J.H.: Śmierć została z przekazu mainstreamowego wyrugowana, ponieważ nie mieści się w konwencji współczesnego szczęścia: bycia bogatym i pięknym. Przez to, jako społeczność, zgubiliśmy obrzędowość i rytuał. Rytuał stanowił narzędzie, które oswajało ze śmiercią. Z drugiej strony rytuał dotykał sytuacji granicznych, przejścia. To zależy od tego, w co się wierzy i jak się wierzy, ale pomagał duszy, czy tej niematerialnej części z nas, która prawdopodobnie gdzieś przechodzi lub zostaje. Jednak teraz cała ta struktura zniknęła i nie mamy już takich rytuałów. Wydaje mi się, że obszar sztuki jest przestrzenią, gdzie możemy tworzyć je na nowo, bo każdy czas tworzy swoje rytuały. Nie jesteśmy już społecznością tradycyjną, dlatego ten stary język związany jest z zupełnie innym kontekstem i formą życia. Teraz jesteśmy już na etapie tworzenia nowego języka. Takie działania artystyczne, jak nasze Echa trąb, są próbą powołania dyskursu na ten temat.

Ważny w Waszej muzycznej narracji jest także czas. Poruszacie się pomiędzy przeszłością a współczesnością. I to patrząc zarówno przez pryzmat literacki, jak i muzyczny. Jak odnajdujecie się pomiędzy linearnością a cyklicznością?

J.H.: Nasza twórczość to coś pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością, ku przyszłości. To jest taki "apokaliptyczny" program, który ma poruszyć i zwrócić uwagę na różne aspekty życia, które na co dzień są pomijane - śmierć, cykle czy zagrożenie.

Perkusja nie jest typowo ludowym instrumentem, a na dodatek nie jest instrumentem typowo melodyjnym.

J.S.: Nie uważam, że perkusja musi być instrumentem stricte rytmicznym, odpowiedzialnym tylko za warstwę rytmiczną w naszym przedstawieniu. Staram się podchodzić do tego instrumentu melodycznie, czy brzmieniowo. Tworzę ciekawe barwy i wykorzystuję preparację instrumentów perkusyjnych, używając różnych technik, np. grając smyczkiem po blachach perkusyjnych i uzyskując tym samym wysoki, interesujący dźwięk. Używam też nietypowych dla całego zestawu perkusyjnego instrumentów, niekoniecznie trzymając określone tempo, czy schemat rytmiczny.

J.H.: Program nie jest zamknięty. Jednak wydaje mi się, że udało stworzyć się całość, z której każdy element ma znaczenie. Poza tym filozoficznym backgroundem, ważna jest muzyczność. Dlatego do tego projektu zaprosiłem Kubę, ponieważ cenię go jako muzyka, który swoim graniem buduje opowieści. A ważne jest to, co budujemy w warstwie dźwięku, wibracji - całej konstrukcji emocjonalnej wyrażonej dźwiękiem.

W ten mój cały "intelektualizm", Kuba wniósł przede wszystkim świeżość człowieka, który podąża za muzycznością, a niekoniecznie za narracją i opowieściami, które ja snuję.  "Wycina" w tej gęstej narracji przerwy i pozwala nam skupić się na graniu. Wtedy możemy - opierając się oczywiście na filozoficzno-artystycznym backgroundzie - po prostu zacząć grać. Ponieważ ja jestem muzycznym samoukiem, muszę go często gonić. On ma metronom w sercu. Dla mnie to jest bardzo twórcze, żeby ten pozorny chaos zebrać w formę muzyczną, która będzie atrakcyjna w sensie bogactwa środków i jednocześnie będzie precyzyjna - docierając zarówno do serca, jak i do ucha.

Teraz Kuba gra na semantronie. To nawiązanie do tradycji ortodoksyjnego kościoła prawosławnego. Mnisi wykonują na nich naprawdę szalone działania rytmiczne. Takie granie perkusyjne jest bardziej praktyką duchową i pewnego rodzaju sygnałem, który jest na granicy światów.

Jednak Black Noise to nie tylko duet muzyczny, lecz także wizualizacje.

J.H.: Wizualizacje robi Julia Hałas. To moja córka i wiele razem podróżowaliśmy, graliśmy i tworzyliśmy. Z drugiej strony to następne pokolenie, więc ona inaczej widzi świat i inaczej się w nim porusza. I przekłada opowieści na język obrazu inaczej, niż ja bym to zrobił. Wydaje mi się, że to jest bardzo ciekawe, bo to nie jest ilustracją, tylko kolejnym poziomem opowieści. Korzysta też z analogowych narzędzi, improwizuje podczas koncertu tworząc kolejny "splot warkocza".

Kuba, jak odnalazłeś się w tej przestrzeni dźwięków, którą zaproponował Ci Jacek?

J.S.: Od momentu kiedy zaczęliśmy grać razem z Jackiem, coś się zmieniło w moim graniu. Odkrywam zupełnie nowe przestrzenie muzyczne, co bardzo mnie rozwija. Nie bez znaczenia są też wyzwania, które rzuca mi Jacek. Przed ostatnim koncertem, na próbę, Jacek przyniósł semantron. Przyznam szczerze, że wtedy nigdy nie słyszałem nawet o istnieniu takiego instrumentu. Były to trzy deski, o dosyć wąskim spectrum brzmieniowym. Jacek poprosił mnie, abym na koniec koncertu zagrał wielkie solo! To było dla mnie bardzo duże wyzwanie, którego się podjąłem i muszę przyznać że wyszło naprawdę dobrze.

J.H.: Bardzo dobrze!

J.S.: Nawet jedna osoba powiedziała mi, że to był najfajniejszy moment koncertu.

J.H.: Mamy wspólnie dobre "flow". To jest na tyle otwarty muzycznie projekt, że dla mnie to nasze spotkanie z Kubą, jest też bardzo inspirujące. Inaczej gra się z tradycyjnym ludowym bębnem, a zupełnie inaczej gra się z całym zestawem perkusyjnym i z artystą, który potrafi wydobyć z tego mnóstwo różnych brzmień. Więc ja też czuję się zobligowany o tego, aby swoją wyobraźnię poszerzać i wychodzić poza to, co sobie mogę wyobrazić!

Skąd wziął się pomysł na nazwę Waszego przedstawienia?

J.H.: Trafiłem kiedyś na poemat barokowego poety Klemensa Bolesławiusza Przeraźliwe echo trąby ostatecznej (wydany w 1670 w Poznaniu), zawierający opis życia po śmierci. Poemat ten był inspiracją dla wielu pieśni, które znalazły się w repertuarze Dziadów, potem zaś trafiły do repertuaru śpiewaków pogrzebowych. Pomyślałem sobie, że to jest znakomity ukłon w stronę tego barokowego poety, którego teksty już anonimowo, ale wciąż funkcjonują w jakiś sposób w kulturze.

Wasz koncert składa się z siedmiu części tzw. "ech". Z pewnością ta siódemka ma jakąś swoją symbolikę.

J.H.: Tak, cyfra siedem to liczba uważana za mistyczną, wyróżniającą się bogatą symboliką. W wielu mitologiach i religiach świata jest symbolem całości, dopełnienia, symbolizuje związek czasu i przestrzeni - siedem dni tygodnia, siedem dźwięków gamy etc. Według jednej z moich ulubionych ludowych legend ciało człowieka stworzone zostało z 7 części (Ciało - Ziemia , Kości  - Kamień, Krew - Morze, Oczy - Słońce, Myśli - Obłoki, Oddech - Wiatr, Ciepłota - Ogień). Ale to przede wszystkim odwołanie do siedmiu ważniejszych obrzędów przejścia, które w kulturze tradycyjnej miały związek z kalendarzem solarnym i rodzinnym - przesilenia słoneczne, narodziny, wesele, pogrzeb, obrzędy wiosenne i jesienne.

Czyli wracamy do cykliczności, o której wspominaliśmy już w naszej rozmowie.

J.H.: Tak, jesteśmy uwikłani w cykliczność.

Wasza narracja muzyczna to siedem części: od proroctwa, przez stworzenie, źródło, rzekę, siostry, śmierć i zegar. Dlaczego nazywają się właśnie w ten sposób?

J.H.: Grecy pisali w swoich księgach o wyspie Atlantyda. Jednak pojawia się też wątek drugiej wyspy - Hiperborei. Ta leżała na północy i to z niej według Greków wywodzą się wszystkie ludy północy, w tym poniekąd Słowianie. Zachowały się wyobrażone mapy Hiperborei - wyspy podzielonej dwoma rzekami, które przecinały się na środku. Pewien graficzny obraz tych kolejnych "ech" to jest trochę mapa Hiperborei - jesteśmy oczywiście cały czas w przestrzeni wyobrażonej, która stała się dla mnie punktem wyjścia do opowieści jak tworzył się ten praląd. Wyspa, pierwsze źródło, potem rzeka. A gdy pojawia się rzeka, to kraina zostaje podzielona na dwie strony, krainy - życia i śmierci. I dwie siostry, które tymi krainami zawiadują (Marzanna i Dziewanna, Balladyna i Alina?).  Jednocześnie rzeka oddziela w "starosłowiańskich" opowieściach krainę życia od krainy śmierci. Ten obraz zaś pojawił się w prawdziwym śnie, który miałem w młodości. Trochę to "postmodernistyczne", ale chodzi mi o "poetykę" tej opowieści. Żeby zbudować świat, do którego zapraszamy, wciągamy publiczność na wielu poziomach: intelektualnym , emocjonalnym, wizualnym.

Rozmawiała Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz

*Jacek Hałas - absolwent Akademii Sztuk Pięknych, muzykant, śpiewak, tancerz, kompozytor, współtwórca wielu formacji muzycznych i projektów artystycznych, badacz kultury tradycyjnej.

**Jakub Szwarc - perkusista, kompozytor, pedagog, student studiów magisterskich w Instytucie Jazzu i Muzyki estradowej w poznańskiej AM.

  • koncert Black Noise - Przeraźliwe echo trąby ostatecznej abo siedem obrazów spomiędzy światów
  • 4.12, g. 20
  • Dom Tramwajarza
  • bilety: 20-30 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021