Szkocka szkoła przetrwania

Nazareth - kwintesencja szkockiego hard rocka - przyjeżdża do Poznania w ramach trasy pod znaczącym tytułem "Bending The Rules Tour - Celebrating 50 Years of "Love Hurts". Warto podkreślić, że jako zespół, który od ponad pół wieku nie przestaje grać, wciąż nie przestaje istnieć powód, dla którego w 1968 roku czterech facetów z Dunfermline postanowiło zaryzykować wszystko. Dziś są jednym z tych żywych ogniw epoki, którą uważa się za dawno domkniętą. I mają do zaoferowania coś więcej niż tylko przypomnienie swojego ponadczasowego przeboju.

Rockowy zespół na scenie. - grafika artykułu
Nazareth, fot. John Formosa

W wielu opowieściach o Nazareth pada to samo zdanie: "rewolucję zaczęli przypadkiem". Ale to półprawda. Dan McCafferty i Pete Agnew grali razem, jeszcze zanim wymyślili nazwę zespołu. Dorastali w tej samej rzeczywistości: szkockiej, robotniczej, w której bardziej naturalne wydawało się pójście do pracy niż próba zbudowania kariery w muzyce. Ich przyjaźń - wieloletnia, trwała, choć niepozbawiona sporów - była nie tylko fundamentem Nazareth, ale sposobem na przetrwanie wszystkiego, co przyniosą kolejne dekady: konfliktów, prób, zmian składu, śmierci przyjaciół i triumfów, których nikt się naprawdę nie spodziewał.

Kiedy w 1970 roku przenieśli się do Londynu, nikt nie traktował ich jak przyszłych autorów klasyków. Byli zespołem, który trzeba było najpierw sprawdzić na scenie. Deep Purple - a właściwie Roger Glover - zrobili to pierwsi. Efekt? Produkcja trzech kolejnych albumów i początek drogi, z której Nazareth nie zeszli do dziś. Błyskawicznie znaleźli własny język muzyczny: surowy, chropowaty, bez zbędnej ornamentyki, a jednocześnie na tyle elastyczny, by pomieścić rockową agresję, bluesową narrację i progresywne ambicje. Tak powstały albumy "Razamanaz" i "Loud 'n' Proud", oba wydane w 1973 roku, które w brytyjskich archiwach stoją dziś obok wczesnego Budgie czy Thin Lizzy.

Ale prawdziwy przełom miał dopiero nadejść. Była nim płyta "Hair of the Dog" (1975) - punkt szczytowy w historii zespołu i album, dzięki któremu Nazareth stali się nie do pomylenia z kimkolwiek innym. Surowość. Ironia. Niepokój. Rozpoznawalny od pierwszej sekundy wokal McCafferty'ego, którym można było ciąć powietrze. "Hair of the Dog" było też czymś, na co wiele klasycznych rockowych zespołów nigdy się nie zdobyło: ryzykiem formalnym. Hard rock i blues - z całą swoją gęstością - ale obok tego ballada, która rzekomo nie miała prawa stać się globalnym fenomenem.

"Love Hurts" nie był nawet utworem Nazareth - to cover Everly Brothers. Ale kiedy Dan McCafferty zaśpiewał pierwsze wersy, nie było już odwrotu. Z pozoru nieskomplikowana piosenka brzmiała w jego wykonaniu zbyt doniośle, a słowa o stracie, dorastaniu i miłości, która zawsze zostawia ślad, zabrzmiały może jeszcze bardziej sugestywnie niż w oryginale. Paradoksalnie jeden z najmniej reprezentatywnych dla grupy utworów stał się najbardziej rozpoznawalnym fragmentem jej historii.

A przecież historia Szkotów to opowieść o tak wielu zmianach - nie tylko stylistycznych. Dziś jawi się jako zespół, który stracił jednego z najbardziej charakterystycznych wokalistów w dziejach rocka, ale wciąż nie zamierza się poddać. McCafferty po ciężkiej chorobie w 2013 roku musiał zejść ze sceny. Zmarł dziewięć lat później. Podobnie jak perkusista Darrell Sweet. Jego miejsce zajął Lee Agnew - syn Pete'a, basisty zespołu. Lee dorastał w świecie Nazareth. Znał rytm zespołu, zanim został jego częścią. Tymczasem gitarzysta Jimmy Murrison, grający z kapelą od 1994 roku, jest dziś najdłużej działającym gitarzystą w historii grupy. Do tego dochodzi Carl Sentance - wokalista, który nie próbuje być Danem, bo - jak sam podkreślał - jego zadaniem jest podtrzymać płomień, a nie imitować jego źródło. A ten wciąż nie gaśnie.

Dziś album "Hair of the Dog" można analizować na kilka sposobów - jako szczyt hardrockowej energii lat siedemdziesiątych, jako szkołę riffu, jako podręcznik pracy z przestrzenią w aranżacji. Ale najciekawsze jest coś innego: to płyta, która ciągle brzmi prawdziwie. I dosadnie. Po 50 latach od jej wydania zespół, którego dyskografia obejmuje kilkadziesiąt albumów, nie działa w trybie sentymentalnym. Nie jeździ z orkiestrą, nie aranżuje swojej historii na nostalgiczne symfonie. Wychodzi na scenę i gra utwory, które nigdy nie były planem na wieczność. Ale ta wieczność im się przytrafiła.

Sebastian Gabryel

  • Nazareth
  • 16.11, g. 20
  • 2progi
  • bilety: 164 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025

Powiązane wydarzenia

Na grafice plakat wydarzenia.
Na grafice plakat wydarzenia.

Nazareth: Bending The Rules Tour 2025 - koncert

2Progi, Al. Niepodległości 36