Litanie ostrobramskie powstawały między rokiem 1843 a 1855. Moniuszko mieszkał wówczas w Wilnie, w którym osiadł po studiach. Tam wziął ślub i pracował jako organista w kościele Św. Jana. Miał też ambicje wzbogacenia i ożywienia życia muzycznego miasta. Stąd organizowane przez niego wykonania własnych oper i operetek, w tym prawykonanie pierwszej wersji Halki. Zaangażowanie kompozytora musiało się mierzyć z niełatwymi warunkami, które skutecznie ograniczały jego możliwości. O działającej w Wilnie amatorskiej orkiestrze pisał w mocnych słowach (ale i z niemałą dozą humoru) do Józefa Sikorskiego, redaktora naczelnego warszawskiego pisma Ruch Muzyczny:
"Fagotu ani zapachu, oboi jeden, a drugi (secundo) klarnet tak sfałszowany, że wolałbym raczej, ażeby wcale nie egzystował. Waltornie arcysłabe, trąby jeszcze słabsze, za to puzan grzmi za wszystkich. Kotły są doskonałe, ale kotlisty nie mamy. Kwartet więcej jak mierny. [...] Po tych objaśnieniach zapytasz, jakim sposobem odbywam moje koncerta? Otóż naprzód: piszę wyłącznie na naszą orkiestrę - znając onej niebezpieczeństwa, żegluję ostróżnie i jakoś mi się udaje. - Wnóśże z tych pętów [popr. z pędów] o moim geniuszu!" (z Listów zebranych Stanisława Moniuszki)
Ważnym elementem życia Wilna był kult maryjny, skoncentrowany wokół obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej. Wiązały się z nim liczne święta i uroczystości na czele z ośmiodniowymi Dniami Opieki. Liturgia wymaga oprawy muzycznej, a ta w Ostrej Bramie była przez niektórych uznawana za niedostatecznie jakościową. Sugestie napisania adekwatnej muzyki do śpiewanych przed cudownym obrazem litanii skłoniły Moniuszkę do skomponowania, w kilkuletnich odstępach, czterech opracowań na głosy solowe, chór i orkiestrę. Tekst każdej z Litanii jest identyczny - to XVI-wieczna litania loretańska, składająca się z Kyrie elejson, maryjnych suplikacji i Agnus Dei. Przy kilkukrotnym opracowaniu tego samego materiału wpaść można w pułapkę powtarzalności, ale trzeba przyznać, że Moniuszko dość skutecznie tej pułapki uniknął. Litanie ostrobramskie nie są ani najwybitniejszymi utworami kompozytora, ani muzyką o aspiracjach dramaturgicznych lub wysoce artystycznych. To muzyka użytkowa na wileńskie uroczystości religijne, napisana nieskomplikowanie i bez większych trudności technicznych dla muzyków-amatorów, wywodząca się z żarliwej wiary i kultu Matki Boskiej. To, co stanowi o wartości Litanii ostrobramskich to ich szczerość i prostota, które przywołują ludową religijność i atmosferę nabożeństwa.
Żeby tę atmosferę i walor Litanii ostrobramskich przywołać, należy odpowiednio je przygotować i wykonać. I tutaj wykonanie Teatru Wielkiego staje się dyskusyjne. Dyrygent Marco Guidarini poprowadził Litanie z dramatycznym zacięciem, próbując nadać im iście operowy charakter. W Litaniach otrzymaliśmy szeroki zakres dynamiki, zmiany agogiczne (przyśpieszanie i zwalnianie tempa), wyraziste kulminacje, mocne, soczyste brzmienie chóru i orkiestry. Guidarini próbował budować dramaturgię tam, gdzie jej... nie ma. Litanie to muzyka użytkowa o ludowo religijnym charakterze, która nie ma wysokich aspiracji artystycznych (które muzyka religijna może mieć i sięga wtedy po bardziej wyrafinowane techniki kompozytorskie), ani dramaturgicznych (jakie ma na niwie muzyki sakralnej np. Requiem Verdiego). Przyłożenie do nich środków wykonawczych, które nie przywołują wspomnianej religijnej aury i dążą do ich nadmiernego "uartystycznienia" powodują, że Litanie są nadmiernie patetyczne i nużą. Wybroniło się z tych opałów jedynie kilka miejsc, które w II i III Litanii, które wyróżniają się na tle reszty rytmiczną lub dramatyczną różnorodnością.
Paradoksalnie poprawne środki interpretacji, właściwe dla wykonań operowych, okazały się nieadekwatne dla prezentowanego utworu, przez co ten stracił swój największy walor. Bynajmniej nie znaczy to, że było to jakościowo złe wykonanie ze strony artystów. Chór brzmiał mięsiście i bogato, orkiestra Teatru nie straciła pazura i walorów brzmieniowych zarówno tutti, jak i w partiach solowych. Z solistów wieczoru najlepiej zaprezentowali się Magdalena Nowacka i Piotr Friebe, poprawnie Damian Konieczek, niestety Magdalena Wilczyńska-Goś miała problem z nośnością głosu i była ledwo słyszalna. Mimo drobnych potknięć, o które mogłoby mieć pretensje czepialskie ucho, zespoły Teatru trzeba ocenić na plus. To, co nie zadziałało w Litaniach, dobrze wróży przed czerwcowym Simonem Boccanegrą, koncertową prezentacją opery Giuseppe Verdiego.
Operowość interpretacji Litanii nie okazała się jedynym narracyjnym problemem wieczoru. Teatr Wielki zaprogramował koncert w intrygujący i na pierwszy rzut oka ryzykowny sposób: Litanie Moniuszki przeplótł 3 krótkimi utworami Witolda Lutosławskiego: fragmentem Małej Suity, Interludium i Lacrimosą. Zamysł ten okazał się bardzo udany: rzeszowski folklor z Małej Suity współgrał z ludowością Litanii, tajemnicze, niedookreślone Interludium rezonowało z mistycznością uroczystości religijnych, a emocjonalnie nasycona Lacrimosa z zarzuconego projektu requiem stała się najbardziej wyrazistym elementem koncertu (brawa dla Magdaleny Nowackiej, która pozwoliła sobie tutaj na więcej dramatyzmu i emocji - świetna interpretacja!). Niestety na przeszkodzie temu zamysłowi stanęła... przerwa, którą zaplanowano po II Litanii. Rozbiła ona rysujący się plan dramaturgiczny wieczoru, a przy niewiele ponad godzinie muzycznego materiału można było z przerwy zrezygnować na rzecz spójnego i nieprzerwanego przeżycia koncertu.
Mam po koncercie Teatru Wielkiego mieszane uczucia. Cieszę się, że nie mamy w Poznaniu takich problemów, jakie z muzykami miał w Wilnie Moniuszko. Z drugiej strony realizacja Litanii była daleka od satysfakcji. Mimo wszystko, lepiej mieć jednak ten drugi kłopot. Dobry zespół może dać satysfakcjonujące wykonanie w innym repertuarze, a Moniuszko wyjścia nie miał i mimo 12 lat odstępu między I i IV Litanią na niewiele więcej mógł sobie pozwolić.
Paweł Binek
- Litanie ostrobramskie - S. Moniuszko / Interludium, Mała suita, Lacrimosa - W. Lutosławski
- dyr. Marco Guidarini
- Teatr Wielki
- 10.05
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023